https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Roman Gileta: górnik, poeta, literat, smakosz życia ciągle w drodze…(2)

„Wyrwane z życiorysu” to powieść wałbrzyszanina Romana Gilety, która ukazała się drukiem w 2021 roku. O autorze i jego dziele na łamach Tygodnika DB 2010 pisze dr Ryszard Bełdzikowski.

Poeta, literat, górnik Roman Gileta – już z doświadczeniem rolniczym – powrócił do kopalni i zamieszkał na wałbrzyskim Podzamczu. Ponownie aktywnie objawił się w wałbrzyskim środowisku literackim. To był już inny rytm społecznych i politycznych przemian w Wałbrzychu, kształtowany stanem wojennym w Polsce i zmieniającymi się relacjami międzynarodowymi. Autor prezentowanej tu publikacji nie podejmuje takich rozważań. Natomiast poznawczo cenne są analizy historyczne, socjologiczne, obywatelskich wartości moralnych, szacunku dla prawa. Chodzi o opisy naszych polskich zwyczajów –„kombinatorskich”, po prostu oszustw… Autor Gileta oczywiście relacjonuje tylko własne takie życiowe doświadczenia i zapamiętane sytuacje.

„Do folkloru po latach zaliczyłbym wyjazdy do Rybnicy Leśnej do „Chaty Zbója” – „Szumanówki”, Andrzeja Szumana – artysty plastyka. Ongiś sztygara KWK „Thorez”. (…) Zamiast pracować w kopalni na dole – wspomina dziś R. Gileta – poeta i były górnik, rolnik – pracowałem przy urządzaniu posiadłości. Dniówki i zarobki leciały z konta kopalni do mojej kieszeni. Pracowałem po 12 godzin i wcale nie czułem zmęczenia, wprost przeciwnie, ulgę i radość, że nie zapieprzam w kopalni” (s. 312).

Kolejny przykład: „Miliony złotych w ciągu doby zostawało w zawałach i innych wyrobiskach w postaci różnego rodzaju żelaznej obudowy, narzędzi, maszyn, kabli elektrycznych. „Wungiel” się liczył. „Wungiel”! Fałszowało się nawet na wydobyciu. Pracując na ładowni, w miejscu, gdzie sypał się węgiel z taśmociągu do wozów, na koniec zmiany trzeba było podać dyspozytorowi ilość ich nasypania. Telefonicznie meldowałem, że sto. Tyle też faktycznie było. Po którymś z pytań dyspozytora: ile? Ile? Meldowałem, że sto dwadzieścia. Do zawiadowcy docierała już informacja, że sto czterdzieści. Do dyrektora kopalni – sto sześćdziesiąt. Sześćdziesiąt wozów było z powietrza. I tak się fedrowało” (s. 293).

Gileta uczciwie pokazuje też własne umiejętności wpływu na decyzje urzędników państwowych: „Czasem na kontrolę wpadał Sanepid z Bystrzycy Kłodzkiej. Sanepidki dostawały po parze rajstop, czekoladę, jakąś „tuszonkę”, czy wypaproszone pstrągi do domu na rodzinny obiad. W protokole pokontrolnym pisały: nie stwierdzono uchybień. A było ich mnogo” ( s. 269). To dobrze, że autor przedstawia na przykładzie PRL szacunek urzędników państwa i obywateli dla wartości moralnych i czynów prawem zabronionych. Czy takie „kombinatorskie” czyny obywateli, urzędników dziś zanikły, czy zmniejszyła się ich skala w III RP ? Gileta górnik i rolnik, uczestnik i wnikliwy obserwator wałbrzyskich wydarzeń literackich i publicznych tylko bezpiecznie (w odniesieniu do PRL!) zasygnalizował narodowy problem. Upłynęło już 30 lat z III RP i nadal w społecznym wymiarze mamy problemy z przestrzeganiem zasad prawa, etyki i moralności.

Roman Gileta, w prezentowanej tu publikacji, ze szczególnym żalem zahaczył o PZPR: „W połowie drugiej klasy technikum, a dokładnie 8 marca… wyrzucono Romana ze szkoły. Za co? Za to, że nie miał skierowania z PZPR. Bolało i boli do dziś. Przez to partyjne zarządzanie zakończył swoją edukację” (s. 69). Autor zaskoczył mnie taką przykrą informacją. Ale w dzisiejsze czasach taki fakt prześladowania komunistycznego można w sądowej procedurze, zwłaszcza z pomocą IPN, przetworzyć na satysfakcje kombatanckie, publiczne i – co najważniejsze – finansowe. Natomiast moja sytuacja w tym czasie – ucznia IV LO w Wałbrzychu – jest bardzo podejrzana: nikt ode mnie nie chciał takiego zaświadczenia, ponadto w tym czasie nic nie wiedziałem co to takiego PZPR. Pamiętam jednak, że z każdym kolejnym rokiem edukacji wzrastały moje zainteresowania koleżankami licealnymi: Krystyną Bortkiewicz, Haliną Dobosz, Ewą Anker, Marią Szymańską, Urszulą Jerczyńską, Danutą Kmieć…

Ta książka jest wartościowym, regionalnym źródłem historycznym, dokumentującym działalność osób, środowisk, różnych inicjatyw kulturotwórczych, literackich, teatralnych, a także sportowych. Gileta wspomina m.in. kolegę z podwórka – po latach wspaniałego lekkoatletę, olimpijczyka z 1980 r. – Krzysztofa Wesołowskiego W latach 80 ubiegłego wieku i nieco bliżej w czasie, miejscem kultowym dla wałbrzyskiego środowiska twórczego stał się lokal z barem i sceną w Rynku, w gmachu Pod Kotwicą (nr 12). ”To za sprawą właścicieli, Jarosława i Lechosława Szmajów „Dwunastki” stały się ostoją środowiska literackiego. Nie tylko. Było to miejsce przyjazne twórcom wszelkiej maści. Było to miejsce wałbrzyskiej „bohemy”. Ludzi teatru, muzyki, dziennikarzy, literatów. (…) Na koncerty zespołów przybywały tłumy  i tłumy zostawały pod drzwiami. (…) Były też inne występy, a prezentacje, wieczory autorskie znanych i uznanych twórców: Olgi Tokarczuk, Karola Maliszewskiego, Antoniego Matuszkiewicza, Kazimierza Burnata, Krzysztofa Śliwki. (…) Były to kameralne spotkania literackie przy akompaniamencie muzycznym” (s. 313).

Po 50 latach intensywnej działalności, teraz Gileta docenia swoją ogrodową posiadłość na Podzamczu, którą mianował do godności Instytutu Klimatyzacji Sztuki. Wiosenną porą ptactwo, poeci, przyjaciele nestora Romana gromadzą się w Instytucie KS. Nie tylko w jeden wiosenny dzień. Prezes zawsze otwiera sezon nie tylko jednego wiersza… i plotki. Kuchmistrzynią jest Wiesia Kamińska, podczaszym Krzysio Kobielec. Dysputy, wspomnienia i… nadzieje, plany. Prezes Andrzejowi Niżewskiemu – plastykowi, poecie… wybacza, Eli Gargale… wypomina. Takisa Makandisa, Danutę Orsidę, Jarka Darasza, Ryszarda Wyszyńskiego… wspomina.

Polecam ten wspomnieniowy, literacki „pasztet” Romana nie tylko o wałbrzyskich środowiskach twórczych, poetach, literatach, malarzach, nauczycielach, dziennikarzach, aktorach. Czytelnik znajdzie w tej książce sporo informacji o ludziach różnych zawodów, pozycji społecznych i narodowości, którzy w Wałbrzychu zamieszkali w powojennym czasie. Ale już od 1946 i później, legalnie i nielegalnie, wielu wyjeżdżało i uciekało stąd na Zachód. W 1968/9 r. masowo eksmitowano z Polski , także z Wałbrzycha obywateli polskich pochodzenia żydowskiego (o tej kwalifikacji decydowała władza). Po przyjęciu Polski do UE odważniej już odwiedzali Wałbrzych jego byli mieszkańcy w liczbach zauważalnych (zwłaszcza byli absolwenci I i II LO). Gileta takich mieszkańców (znanych mu z Nowego Miasta), którzy wyjechali, czy po wielu latach odwiedzili miejsca swojej młodości, wspomina w swoim brawurowym, kpiarskim stylu!

W sumie prezentowane objętościowo największe dzieło Romana Gilety (323 strony) utrwala procesy, przemiany, sukcesy kulturowych inicjatyw w minionych 50 latach, zwłaszcza w Wałbrzychu. Nie jest to opracowanie naukowe, ale cenna poznawczo, autorska i emocjonalna narracja uczestnika, a w wielu sytuacjach kreatora wydarzeń literackich.

Ryszard Bełdzikowski

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

Roman Gileta (fot. archiwum RG)

Część pierwsza:

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty