https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Okiem psychologa: Zostań w domu, czyli o lęku, jego wpływie na ocenę bieżącej sytuacji i nasze zachowania w czasie pandemii

Jeśli droga Czytelniczko, drogi Czytelniku nie należysz do nielicznej grupy (około 1% populacji), która nie doświadcza lęku (psychopaci) to nieobce Ci są stany podwyższonego, niekontrolowanego niepokoju, strachu lub paniki. Lęk jest emocją powszechną i – jak słusznie zauważa jeden z najwybitniejszych żyjących psychologów J. Kagan – „przekonanie, że ludzie mogą być od niego wolni stanowi jedno z fałszywych przekonań obecnych w myśleniu ludzi Zachodu ostatniego wieku” (Kagan s. 25).

Niemal wszyscy z niepokojem przyglądamy się temu, co obecnie dzieje się w kraju i na świecie. Teraźniejszość przeraża, przyszłość wydaje się niepewna. Nasze lęki krążą wokół sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, pesymistycznych prognoz gospodarczych i ekonomicznych. Zastanawiamy się, czy i nas nie dotknie ten nieobliczalny wirus i nie zmieni życia w piekło, a nawet jeśli tak się nie stanie, czy wiszący nad nami (niczym czarna chmura) kryzys gospodarczy nie doprowadzi do spadku naszych dochodów i obniżenia dobrostanu. Nie wiemy co nam przyniesie najbliższa przyszłość i tę niepewność wzmacnia fakt, że tak naprawdę nikt tego nie wie. Taka sytuacja nie może nie mieć wpływu na nasze nastroje, uczucia i ogólne samopoczucie. Lęk, który dobrze przecież wszyscy znamy, skolonizował dziś nasze umysły i stał się jedną z często doświadczanych codziennych emocji. Pisząc ten artykuł nie znałem jeszcze wyników badań na temat wpływu koronawirusa na nasze nastroje i postawy. Ale już sie pojawiły i wynika z nich, że rzeczywiście wielu 58 % respondentów odczuwa lęki związane z pogorszeniem stanu własnego zdrowia, 78 % Polaków martwi się o swoich bliskich, a 71% badanych obawia się pogorszenia własnej sytuacji materialnej (dla zainteresowanych szczegółowe wynik badań na stronie https://www.facebook.com/Szesnastka-104214187897181/).

Jako psycholog i terapeuta słyszę to w głosie moich bliskich, przyjaciół i znajomych, w gestach i zachowaniach obcych ludzi. Drugi, człowiek stał się dla nas zagrożeniem, budzącym w nas strach, podobnie jak strach budzi w nas chore i agresywne zwierzę (a strachowi towarzyszą zwykle trzy możliwe reakcje na sytuacje zagrożenia: pozostawanie w bezruchu, ucieczka, bądź agresja). Dlatego za wszelką cenę należy go unikać. Ta podpowiedź, głos w naszej głowie nie jest głosem rozsądku, jak sadzą niektórzy, jest podszeptem naszych lęków. A lęk nie zawsze jest dobrym doradcą. Musimy pamiętać, że nasze oceny bieżącej sytuacji są mocno uproszczone i zniekształcone przez emocje i nastroje. Bezkrytyczne ufanie im może nas narazić na inne nieoczekiwane i niekontrolowane zagrożenia, np. koszty społeczne, które już ponosimy i – jak sądzę – poniesiemy w przyszłości.

Lęk jest nieodłączna częścią życia. Badania pokazują, że ogólny poziom lęku jest stabilną cechą osobowości, istotnym komponentem temperamentu (jest uwarunkowany biologicznie). Słowem ludzie różnią się od siebie poziomem reaktywności i siłą pobudzenia w odpowiedzi na bodźce zagrażające. Samo pobudzenie nie jeszcze lękiem, choć stanowi jego komponent. Żeby odczuć lęk, w obszarze pamięci roboczej i uwagi, muszą pojawić się określone zagrażające treści, a ich ocena pod kątem naszego dobrostanu jest właśnie świadomym doznaniem leku. Lęk opisuje stan oczekiwania na zagrożenie, obawianie się czegoś, co może, choć nie musi zdarzyć się w przyszłości. Z koli strach, wymaga, aby w polu uwagi pojawił jakiś konkretny obiekt, którego można się bać. Możemy odczuć lęk, gdy np. pojawia się refleksja, że nasza przyszłość jest pod jakimś względem – ekonomicznym, społecznym, zdrowotnym – niepewna, strach natomiast odczuwamy, gdy ktoś lub coś np. burza, sztorm na morzu, groźnie zwierzę, czy agresywny człowiek bezpośrednio zagraża naszemu zdrowi lub życiu. Jak wynika z badań neuronauki, mimo iż lęk i strach są ze sobą splecione, to stanowią odmienne emocje, które angażują inne obwody w mózgu. Natomiast zarówno strach jak i lęk zawsze uruchamiają nasze świadome ja, są wiedzą, że Ty jesteś w niebezpieczeństwie. Jak dowodzi ekspert w dziedzinie lęku Le Doux – bez świadomości nie ma uczuć i emocji. Ale jeśli tak, to poprzez kontrolę uwagi wykonawczej możemy w pewnym stopniu kontrolować także swój lęk. Co dokładnie oznacza kontrola uwagi? Przede wszystkim należy ją odróżnić od tłumienia niepożądanych myśli. Słynne już badania Wegnera dowiodły, że gdy nasz umysł jest przeciążony, znajdujemy się pod presją czasu, działa na nas stres, silny niepokój, treści, które próbujemy usunąć (a które mogą być właśnie źródłem niepokoju) z naszej świadomości paradoksalnie stają się najłatwiej dostępne (spróbuj przez najbliższe dwie minuty nie myśleć o zielonym słoniu – no cóż, raczej ci się to nie uda). Efekt ten zreplikowany w wielu badaniach jest wynikiem paradoksalnych procesów kontroli umysłowej (świadomej i nieświadomej) i stanowi przykład nieskutecznych strategii zmagania się z natarczywymi, niechcianymi myślami. Kiedy w wyniku uświadomienia sobie treści zagrażających nasz umysł zostaje ogarnięty przez lęk, próba jego stłumienia przez uporczywe powstrzymywanie się przed myśleniem o tych treściach skutkuje właśnie efektem paradoksalnym. Zamknięcie się w domu i tłumienie niepokojów, które w sytuacji izolacji i zatrzymania codziennej rutyny pojawią się częściej, będzie tylko nasilać lęki. Świadoma i aktywna kontrola uwagi w odróżnieniu od tłumienia myśli polega natomiast na kierowaniu jej na treści pożądane, zanim ogarnie nas lęk (skupianie się na codziennej normalnej aktywności, pracy, obowiązkach, przyjemnościach, planach na przyszłość).Ta strategia jest w istocie pewną forma aktywnego unikania bodźców lękotwórczych i różni się zasadniczo od biernego unikania. Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku w Nowym Jorku wiele osób próbowało radzić sobie z traumą pozostając w domach i ograniczając do minimum normalne, rutynowe czynności, jak chodzenia do pacy, na spacery, robienie zakupów, utrzymywanie kontaktów z innymi ludźmi. Jak pokazały badania, takie zachowania tylko pogłębiały niepokój, stres i depresje. Joseph Le Doux przekonuje, że zamiast takich nieskutecznych sposobów radzenia sobie z lękiem znacznie lepsze efekty przynosi proaktywne unikanie, polegające na kontroli i trzymaniu się z daleka od myśli i zachowań, które wywołują lęk, jednak bez rezygnacji z normalnego funkcjonowania. Tego typu strategia łączy samodzielną ekspozycję na sytuacje wywołujące lęk (wyjście z domu i kontakt z ludźmi), ze strategiami zyskiwania kontroli nad wyzwalającymi wskazówkami (człowiek to zagrożenie, wirus czai się wszędzie).

Jak natomiast radzimy sobie lękiem w obecnej sytuacji? Próbą złagodzenia niepokoju jest przestrzeganie pewnych zasad i reguł, dzięki którym – jak nam się zdaje – ponownie przejmujemy kontrolę nad swoim życiem, słowem podejmujemy jakąś formę profilaktyki, która jest ważna, nie ulega bowiem wątpliwości, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Ale jak wygląda dziś owa profilaktyka? To co proponuje dziś większość rządów to apele o to, by pozostać w domu. I zostajemy (bierne unikanie). Tylko natychmiast pojawia się pytanie: co dalej? Wirus nie zniknie z dnia na dzień i pozostanie aktywny dopóty, dopóki nie pojawi się szczepionka (czyli w najlepszym razie za kilka miesięcy). Wydanie rozporządzenia i nałożenie restrykcji na obywateli to – jak dotychczas – jedyny sposób walki z pandemią, tani i mający sprawić wrażenie, że państwo ma jakieś pomysły, że panuje nad sytuacją, a tak naprawdę świadczący o całkowitej bezradności oraz braku racjonalnych i dalekosiężnych rozwiązań. Bierna strategia z jaką mamy obecnie do czynienia, czyli „zostań w domu”, jak starałem się wyjaśnić poprzednio, omawiając badania nad proaktywnym unikaniem, być może złagodzi tempo rozprzestrzeniania się wirusa (niestety, pomimo coraz większych restrykcji krzywa dziennej liczby zachorowań  i zgonów w Polsce ciągle rośnie), ale z całą pewnością nie zmniejszy naszych niepokojów. Oczywiście absolutnie nikogo nie namawiam do lekceważenia ustalonych zasad i reguł związanych z kwarantanną (już widzę falę hejtu, która popłynęłaby w moją stronę od np. wysokolękowych, sparaliżowanych strachem i działających wyłącznie prewencyjnie) – zawsze natomiast zachęcam do pogłębionej refleksji.

W moim odczuciu profilaktyka to jednak coś zupełnie innego. To strategie i działania proaktywne, wyprzedzające zdarzenia, uwzględniające fakt, że niespodziewane i nagłe zdarzenia zagrażające naszemu życiu są w każdej chwili możliwe. Stare żydowskie przysłowie mówi: „przygotuj się na najgorsze, dobre samo przyjdzie”. Owo przygotowanie to między innymi badania i systematyczna kontrola stanu zdrowia społeczeństwa, odpowiednio wyposażone i finansowane ośrodki badawcze, znakomicie przygotowana, dzięki nowoczesnemu i sprawnemu systemowi edukacji, kadra naukowców i lekarzy, doskonale przygotowane na wypadek epidemii szpitale, wyposażone w niezbędny nowoczesny sprzęt i leki. To dla mnie oznacza profilaktyka. Kiedy mamy świadomość, że rząd ma wszystko rzeczywiście pod kontrolą, że wyprzedza wypadki, że naszym krajem rządzą specjaliści, a odpowiednio duże pieniądze przeznacza się na badania oraz ochronę naszego zdrowia i życia – nasze lęki nie pozbawią nas rozumu i nadziei na przyszłość. Największy bowiem niepokój budzą w nas niepewność i poczucie bezradności.

Trzeba także z bólem przyznać, że obecny kryzys obnażył naszą (nas wszystkich, nie tylko rządu) głęboką ignorancję (chodzi nie tylko o to, że okazało się, iż niewiele wiemy o świecie, ale – co niepokoi bardziej – nie mamy pojęcia, gdzie szukać wartościowej i rzetelnej wiedzy, a to sprawia, że pozwalamy infekować nasze umysły pseudonauką i bezrefleksyjnie kopiujemy głównie brednie). Z przeprowadzonych pod koniec marca badań wynika, że co czwarty Polak, najczęściej są to ludzie o poglądach konserwatywnych, wierzy w jakąś teorię spiskową na temat pandemii, pułapki wartościowania rzeczywistości (bardziej cenimy tanią rozrywkę i jesteśmy gotowi zapłacić za nią więcej niż za rzetelną wiedzę, która może nas ocalić w sytuacjach wielkich kryzysów), potworne mentalne braki w opracowaniu strategii radzenia sobie z kryzysami współczesnego świata, które mogą mieć wpływ na nasze przetrwanie w rzeczywistości, w której „Czarne Łabędzie” (zdarzenia nieprzewidywalne) będą coraz częstsze. (np. zmiany klimatu, wycinanie lasów spowodują – i już powodują – że różnego rodzaju klęski żywiołowe, takie jak powodzie, huragany i inne oraz epidemie i pandemie będą pojawiać się bez ostrzeżeń).

Jestem i – o ile pamiętam – zawsze byłem zwolennikiem zdrowego rozsądku. Zdrowy rozsądek nie kwestionuje emocji, zdecydowanie uwzględnia je w dokonywanych wyborach (emocje zawsze są jakąś oceną sytuacji i jako takie służą przetrwaniu i dobrostanowi ), jednak nakłada na nie pewne ograniczenia. To co podpowiada nam lęk jest ważne, a ignorowanie tej wiedzy byłoby nie rozsądne, lecz trzeba ją ustawić we właściwych proporcjach, zbalansować, otworzyć przestrzeń umysłową na pojawienie się refleksji. Ostateczny wynik takiej negocjacji będzie bliższy prawdzie i uchroni nas przed nieoczekiwanymi przykrymi konsekwencjami. „Dobrze przystosowana jednostka staje w obliczu lęku i idzie dalej” – pisze amerykański psycholog Seymour Epstein. Badania pokazują, że podczas realizacji zadań życiowych istnieje optymalna relacja pomiędzy poznaniem a lękiem. Brakuje nam motywacji kiedy lęk jest nieobecny, ale jeśli jest go za dużo to paraliżuje nasze działanie i prowadzi nieuchronnie do porażki. Jestem przekonany, że spacer, spotkania w wąskim gronie rodziny (wiemy przecież doskonale, jaki tryb życia prowadzą) i przyjaciół to nie brak odpowiedzialności, tylko przejaw zdrowego rozsądku i wzięcia pod uwagę naszego dobrostanu, obecnego i przyszłego. Nadwątlone mocno więzi społeczne – nieuniknione, biorąc pod uwagę czas trwania w izolacji i niepokoju (na marginesie: pandemia ujawniła na kogo możemy naprawdę liczyć, a kto nas całkowicie zawiódł), podejrzliwość i strach wobec każdego człowieka (bo przecież może być nosicielem – dlatego też zakładamy maseczki, tu chodzi wyłącznie o nasz interes) i niechęć do widzenia kogokolwiek poza własnym odbiciem w lustrze, koncentracja wyłącznie na własnym interesie, to konsekwencje bezrefleksyjności i podporządkowania życia lękowi. Ale tak być nie musi. Nie dajmy się zwariować!

Na koniec warto przywołać pewną myśl, czy też raczej postawę pewnej grupy starożytnych filozofów. Szkoła sceptyków pirrońskich proponowała ludziom poddającym się silnym emocjom, czy panice w związku z jakimiś nieprzyjemnymi wydarzeniami, chwilowe zawieszanie wszelkich sądów dotyczących tych zdarzeń. Zachęcali do wątpienia w jakieś konkretne i jednoznaczne ich konsekwencje. Jak wpłynie pandemia na nasze życie (biznes, ekonomię, poziom życia, zdrowie) nie wiemy (i raczej nikt tego nie wie, a wszelkie wydumane prognozy ekspertów i celebrytów to tylko spekulacje i – jako takie – należy potraktować je jako zgrabne i spójne opowieści, czy po prostu bajki, mające sprawić, że rzeczywistość wyda nam się bardziej czytelna, zrozumiała i poddająca się kontroli ). Dlatego sceptycy radzą: nie martwcie się, kto wie co nowego, ciekawego i korzystnego przyniesie nam przyszłość? Mnie ta myśl zawsze jakoś uspokaja. Mam nadzieję, że i was.

Ps. Niniejszy artykuł, zwłaszcza zaprezentowana w nim wiedza na temat lęku, jest ogromnym skrótem myślowym. Jednak bez takiego uproszczenia nie mógłbym napisać tego tekstu (i żadnego innego). Zainteresowanych tematem (np. radzeniem sobie z lękiem) zapraszam do kontaktu na priv (mail, FB).

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl.

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty