https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Cuda nad skrzynką pocztową

W ubiegłym tygodniu obiecałem, że napiszę o zaplanowanych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach korespondencyjnych, które – według jego planów – nasze poczciwe skrzynki na listy zmienią, jak za czarodziejską różdżką, w urny wyborcze. Ta cudowna przemiana ma przede wszystkim zapewnić Andrzejowi Dudzie zwycięski wawrzyn już na pierwszym etapie wyścigu, w którym poza nim nie jedzie żaden inny kolarz, albowiem ekipa techniczna z jego stajni, wszystkim innym uczestnikom przebiła opony i ukradła koła zapasowe. Kiedyś mieliśmy cud na urną, dziś będziemy mogli zobaczyć cuda w skrzynkach pocztowych.

Młodszym i tym, którzy z historią byli na bakier, a także tym, którzy po prostu zapomnieli przypomnę, czym był ów cud nad urną. Otóż miał on miejsce 19 styczni 1947 roku podczas pierwszych po wyzwoleniu wyborów parlamentarnych, w których wystartowała koalicja zwana Blokiem Demokratycznym. Składała się z Polskiej Partii Robotniczej, Polskiej Partii Socjalistycznej, Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, czyli coś takiego jak dzisiejsza Zjednoczona Prawica, czyli w rzeczywistości szef jednej partii dzierżącej w ręku całą władzę. Wtedy był nim niejaki Bolesław Bierut, każdy wie kto dziś gra taką rolę, więc nie ma potrzeby powtarzać. Wybory w 1947 roku przebiegały w ten sposób, że lokale wyborcze zostały obstawione przez wojsko, milicję i funkcjonariuszy ORMO (Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej), czyli częściowo paramilitarną organizację o charakterze cywilnym, wspierającą działalność Milicji Obywatelskiej. Chodziło przede wszystkim o zastraszenie tych, którzy mieliby zamiar głosować przeciw Blokowi Demokratycznemu. Wyniki wyborów zostały sfałszowane w ten sposób, że zdecydowana większość głosów oddanych na PSL (kierowanego wówczas przez Stanisława Mikołajczyka) została porostu unieważniona, co spowodowało, że Blok Demokratyczny uzyskał 80 procent poparcia. Historia lubi się powtarzać, ale dziś – zamiast owego cudu nad urną – będziemy mieli, jak wspomniałem, cud nad skrzynką pocztową, ponieważ obecne wybory mają mieć charakter wyborów na Andrzeja Dudę, a więc tylko Andrzej Duda może i musi je wygrać. Chociażby miałoby to odbyć się kosztem życia wielu obywateli Rzeczypospolitej, albowiem wszyscy na świecie przekonali się już, że z koronawirusem żartów nie ma. Mam wrażenie, że przywódca Zjednoczonej Prawicy i wszyscy jego najwierniejsi akolici są przekonani, iż jego zwolennicy tak bardzo go kochają, że gotowi są zaryzykować swe zdrowie i życie, aby tylko wódz był zadowolony i spokojnie mógł wprowadzać swoje polityczne i osobiste plany. Ja tam nie mam zamiaru ryzykować i pozostanę w domu, ale na pewno nie będzie cieszyć mnie świadomość, iż największe śmiertelne żniwo koronawirus zbierze wśród członków i zwolenników prezesa Jarosława, który – jak wiadomo – za nic nie ponosi odpowiedzialności, ponieważ nie pełni w państwie żadnych funkcji publicznych, w odróżnieniu od wspomnianego Bolesława Bieruta. Przypomnę, że w 1947 roku był on nie tylko partyjnym wodzem, ale jednocześnie pełnił funkcję przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej (taki tymczasowy parlament działający na podstawie Konstytucji RP z 17 marca 1921 roku) i tymczasowo obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej. Przypomnę też, że Polska Rzeczpospolita Ludowa jeszcze nie istniała, albowiem narodziła się 22 lipca 1952 roku.

Od tamtego czasu minęły 73 lata i nasza historia zatoczyła koło: znów mamy wybory, które z demokracją mają tyle wspólnego, co Jarosław Kaczyński z planem amerykańskiego ataku na życie i zdrowie Saddama Husseina (który – jak wiadomo – został brutalnie zamordowany, aby w Iraku można było zaprowadzić demokrację made in USA). Do zabójstwa doszło dzięki temu, że Jankesi oszukali Unię Europejską kłamiąc, iż dysponuje on zakazaną bronią biologiczną i chemiczną. A nie miał. A Jarosław Kaczyński w pewnym sensie bronią biologiczną dysponuje, chociaż sam jej nie stworzył, ani nie sprowadził. Przyszła sama i to w najbardziej korzystnym dla niego okresie. Pojawiła się pod postacią koronawirusa i pandemii COVID-19, przed którą naprawdę demokratyczne kraje ustąpiły i planowane w tym okresie wszelkie wybory przełożyły na bardziej bezpieczne czasy. Ci, którzy chcieli pokazać, że wirus im nie straszny i racje polityczne są ważniejsze niż życie i zdrowie obywateli (Francja i Bawaria), mocno się przeliczyli, ale srodze ukarani zostali ci, którym wirus odebrał zdrowie i życie. Dlatego, że posłuchali i zagłosowali. W Bawarii wybory miały charakter korespondencyjny i dotyczyły tylko miliona dwustu tysięcy wyborców, a jednak wirus to wykorzystał. W Polsce będzie miał o wiele szersze pole do popisu, bo jeżeli Polacy posłuchają wezwań prezesa Jarosława, to do wyborów pójść może co najmniej kilka milionów ludzi, w tym 8 milionów emerytów, którzy są przekonani, że prezes Jarosław dał im trzynaste i piętnaste emerytury, przez co wdzięczni mu będą aż do śmierci. Niedługo po tym, jak od skrzynki pocztowej odejdą, bo wirus na papierze potrafi przeżyć i 7 dni, a papiery te będą przechodziły przez dziesiątki rąk osób zdrowych i chorych.

Ale nie tylko o to chodzi, że ludzie mogą zostać wysłani na śmierć, bo w rzeczywistości będzie to ich indywidualna decyzja. Mnie – i mam nadzieje wielu innym – obchodzi to, że wybory te będą nielegalne, ponieważ obowiązujący Kodeks Wyborczy wybory korespondencyjne przewiduje tylko dla osób niepełnosprawnych, a zmiany w jego treści nie mogą być przeprowadzone w okresie sześciu miesięcy przed wyznaczoną datą wyborów. Więc – jako obywatel przestrzegający prawa – nie mam zatem zamiaru uczestnictwa w tej nielegalnej imprezie wymyślonej jedynie po to, aby zapewnić, iż wybory na Andrzeja Dudę wygra Andrzej Duda. Poza tym wybory tego rodzaju zostaną na pewno uznane za nieważne, ponieważ łamią tak wiele obowiązujących zasad wyborczych, że wybrany mimo wszystko Andrzej Duda, będzie już nie tylko notariuszem prezesa, ale przede wszystkim atrapą prezydenta, z którym poważni gracze polityczni na świecie nie będą chcieli mieć wiele do czynienia. Jednakże przede wszystkim w wyniku takich wyborów zostanie złamana podstawowa dla nich zasada tajności, co samo w sobie będzie stanowić podstawę do ich unieważnienia. Będzie tak, ponieważ prezes Jarosław umyślił sobie, że każdy kto odda głos, będzie musiał wypełnić specjalne oświadczenie o oddaniu głosu, w którym umieścić będzie też musiał swój numer PESEL. I w ten sposób prezes będzie wiedział, kto był tym sukinsynem, który na Andrzeja Dudę nie głosował. No i kto upilnuje, że koperty z tymi dwoma dokumentami nie zostaną po wyjęciu ze skrzynki pocztowej otwarte i sprawdzone, zanim głosy zostaną oficjalnie policzone? Kto i w jaki sposób upilnuje, że do komisji wyborczych trafią akurat te karty do głosowania, na których obywatel własnoręcznie kratkę zakreślił? Przecież z łatwością do oświadczenia będzie można podrzucić kartę wyborczą z zakreślonym właściwym kandydatem i nikt tego nie udowodni, bo kilka milionów kart nikt badaniom daktyloskopijnym lub DNA nie podda. Takich nielegalnych pułapek jest multum, ale ta dla unieważnienia wyborów jest najważniejsza i na niej poprzestanę. Natomiast inną sprawą jest przestępstwo opisane w art. 165 § 1 Kodeksu karnego, które popełnią ci wszyscy, którzy w okresie epidemii (pandemii) wybory zorganizują. Niezależnie od tego, czy będą one bezpośrednie czy korespondencyjne. Ale o tym następnym razem.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty