https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

W sidłach prawa (15)

W sidłach prawa (15)

Kolejny odcinek historii wałbrzyszanina Wojciecha Pyłki, który został skazany za morderstwo, którego… nie mógł popełnić.

Jak już kilka razy podkreślałem, że zasadniczym problem dla ustalenia udziału Wojciecha Pyłki w zabójstwie Janusza Laskowskiego (imię i nazwisko ofiary zostały zmienione), jest znalezienie w materiale procesowym faktów, które taką tezę potwierdzałyby sposób jednoznaczny i niebudzący wątpliwości. Jednakże uważna i obiektywna analiza zgromadzonego materiału dowodowego, na takie fakty jednoznacznie nie wskazuje, co już samo z siebie wyrok skazujący Pyłkę stawia w niekorzystnym dla sądu świetle. Aby nie być gołosłownym, wskażę na znajdujące się w rożnych protokołach przesłuchania świadków informacje, które – połączone w całość – dowodzą, że 23 stycznia, po tym jak zakończyła się druga interwencja policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu, Bogumił K. w ogóle do mieszkania Janusza Laskowskiego się nie dostał. A jeżeli nie było go w mieszkaniu Janusza, to wszystko, co dotyczy Wojciecha Pyłki i jego rzekomego zachowania w tym czasie w mieszkaniu Laskowskiego można, mówiąc kolokwialnie, psu w buty włożyć.

Zacznę od złożonego dopiero 7 sierpnia 2008 r. zeznania Teresy J. (pisałem o tym w odcinku nr 4 – Tygodnika DB 2010 z 20.08.2020), z którego wcale jednoznacznie nie wynika, że to właśnie w nocy 23 stycznia 2008 r. widziała w oknie mieszkania Janusza Laskowskiego i rozmawiała z Bogumiłem K. Przypomnę też opisywane w tym samym odcinku zeznania Roksany L., złożone 31 marca i 23 maja 2008 r., z których wynika, że opisywane przez Teresę J. zdarzenie, miało miejsce na dwa lub trzy dni przed ujawnieniem zwłok Janusza Laskowskiego i dwa lub trzy dni od momentu, kiedy światła w oknach świeciły się już ciągle. Z prostego rachunku wynika, że chodzi raczej o 27 lub 28 stycznia 2008 r., a wątpliwość co do daty wynika z tego, że nie wiadomo, kiedy rozmowa między kobietami miała miejsce i jak szczegółowo Roksana L. zdołała zapamiętać jej treść. Na pewno jednak pamiętała lepiej to, co się działo przed dwoma miesiącami, niż to co mogła po 7 miesiącach zapamiętać Teresa J. Jedno w tym jest pewne, że rozmowa między tymi kobietami miała miejsce już po ujawnieniu zwłok Laskowskiego i że opisywane wydarzenie, opisane przez Teresę J., nie miało miejsca 23 stycznia 2008 r. Twierdzę tak na podstawie tego, co w śledztwie i podczas procesu zeznały Monika S. i Iwona S., a także, co wyjaśniał Bogumił K. 25.09.2008 r., a więc po wyjaśnieniach z 11 sierpnia, uznanych przez sąd za tak wiarygodne, że to właśnie na ich podstawie skazano Wojciecha Pyłkę. Przypomnę, że 11 sierpnia 2008 r., kiedy Bogumiłowi K. postawiono do oczu Teresę J., przyznał się, że to on z nią rozmawiał, a więc, że był w mieszkaniu Laskowskiego, w dacie zasugerowanej mu przez przesłuchujących, a opartej na zeznaniach tej kobiety. Zmienił wówczas swoje poprzednie wyjaśnienia i powiedział, że:

Dokładnie było to 23 stycznia (…). Po tym jak policjanci mi kazali opuścić budynek, to ja z stamtąd faktycznie poszedłem, ale po jakimś czasie wróciłem. Mogło to być około 20 minut. Podszedłem znów pod drzwi mieszkania Janusza (…), dzwoniłem dzwonkiem i wtedy mieszkanie otworzył mi Wojtek Pyłka”.

Warto zwrócić uwagę, że przesłuchującego absolutnie nie interesuje w jaki sposób i kiedy Pyłka mógł się dostać do mieszkania, a sąd tego fragmentu nie konfrontuje z innymi dowodami (np. biling rozmów, zeznania świadków), aby to nagłe jego „objawienie się” w mieszkaniu Laskowskiego zracjonalizować. Jednakże i to „najbardziej wiarygodne” wyjaśnienie się nie ostało, bo oto nagle – być może pod wpływem dociskających go policjantów, którym w to nagłe „objawienie” trudno było jakoś bez dowodów uwierzyć – Bogumił K. ponownie dokonuje wolty i te „najbardziej wiarygodne” wyjaśnienia w istotny sposób modyfikuje. Dokonuje się to właśnie 25 września 2008 r., kiedy ujawnia kolejną już wersję wydarzeń. I jestem przekonany, że tym razem jeszcze bardziej wiarygodną, niż to co opowiadał 11 sierpnia 2008 r. Otóż podczas tego przesłuchania mówi, że po tym, kiedy policjanci przy drugiej interwencji kazali mu iść do domu, razem z nimi opuścił budynek i udał się w kierunku ul. Grabowskiej. Jednak po jakimś czasie postanowił powrócić, aby przeprosić Janusza za to, co pod jego drzwiami ze znajomymi wyprawiał, ale do budynku nie mógł się dostać, ponieważ drzwi do bramy były zamknięte. Zaczął więc rzucać w okno kamykami i po paru minutach w oknach zapaliły się światła (!!!), a Janusz wyszedł na zewnątrz i zaproponował, że da mu pieniądze, aby poszedł kupić mu ćwiartkę. Kiedy doszli w ciemniejsze miejsce, Janusz zaatakował go kuchennym nożem do chleba, w wyniku czego zranił go w rękę, a następnie uciekł do swego domu. Można więc być pewnym, że uciekając zatrzasnął drzwi bramy wejściowej. W tym miejscu muszę przypomnieć, że o tym, iż Laskowski zranił go nożem w rękę, opowiadał już podczas przesłuchania 24 i 25 kwietnia 2008 r., tylko, że wówczas miało to mieć miejsce w mieszkaniu Janusza, który zaatakował go nożem, podczas wspólnego spożywania alkoholu z udziałem Wojciecha Pyłki i Tomasza Sz. W związku z tym zranieniem, poszedł zgłosić to w komisariacie, ale przesłuchani policjanci faktu tego nie potwierdzili. Z komisariatu udał się na ul. Grabowskiej do Moniki S., która trzy dni wcześniej wróciła ze szpitala psychiatrycznego w Stroniu Śląskim. Będąc w mieszkaniu pokazał jej zranioną rękę i ona mu ją opatrzyła. Prawdziwość tej wersji potwierdza w całości zeznanie złożone 9 października 2008 r. przez Iwonę S., z którego wynika, że ze zranioną ręką przyszedł do jej mieszkania, w którym akurat przebywała Monika S. Jest to według mnie bardzo ważne zeznanie, więc jego fragment dosłownie tu przytoczę:

„W styczniu tego roku była taka sytuacja, że była u mnie w mieszkaniu Monika S. Wtedy też przyszedł Bogdan K. i zaczął coś mówić, że był pod domen Janusza L. (…), że była też policja (…) Mówił, że został okaleczony w rękę, (…) było już ciemno, maksymalnie mogła to być godzina 22:00. (…)”.

Natomiast Monika S. 15 września 2009 r. w sądzie zeznała, że:

„(…) Bogdan pokazywał mi skaleczoną rękę, leciała mu krew, ja mu to bandażowałam. Bogdan mi opowiadał, że był u Janusza Leszczyńskiego i Janusz coś chciał Bogdanowi zrobić, co dokładnie nie wiem. Wiem, że skaleczył mu rękę. Jak spotkaliśmy się z Kowalskim, to Bogdan miał jeszcze szramę na ręce.(…).

Jeżeli więc maksymalnie o 22:00 Bogumił K. ze skaleczoną ręką był w mieszkaniu Iwony S., to o 22:30 Teresa J. nie mogła go widzieć w oknie mieszkania Janusza Laskowskiego, a do zabójstwa dojść po godzinie 02:00, ponieważ Bogumił K. przebywał już w mieszkaniu na ul. Grabowskiej. A jeżeli tak było, a wskazują na to dowody przedstawione przez prokuraturę, to cała opowieść o tym, jak w nocy z 23 na 24 stycznia 2008 r. Wojciech Pyłka mordował Janusza Laskowskiego, kupy się nie trzyma i dowodnie, któryś raz z kolei wskazuje, że Pyłka został prymitywnie pomówiony przez Bogumiła K,. co ten uczynił, aby jakoś „wymiksować” się ze wcześniejszego przyznania się do udziału w opisywanej przez siebie zbrodni. Wszystko więc wskazuje na to, że Tresa J. mówiła prawdę, ale opisane zdarzenie musiało mieć miejsce pomiędzy 24 a 28 stycznia, ale na to, że w dniach tych był tam Wojciech Pyłka dowodu żadnego nie ma, bo nawet Bogumił K. o tym nie wspomina. Dlaczego? Będę o tym pisał w dalszych odcinkach.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty