https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

W sidłach prawa (12)

Kolejny odcinek historii wałbrzyszanina Wojciecha Pyłki, który został skazany za morderstwo, którego… nie mógł popełnić.

Poprzedni odcinek zakończyłem na drugiej wizycie funkcjonariuszy policji, którzy przybyli na interwencję po ponownym telefonie Janusza Laskowskiego do oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu. Jednakże, aby zrozumieć poważne wątpliwości, jakie zrodziły się we mnie po przeanalizowaniu całości materiału dowodowego przedstawionego sądowi przez prokuraturę, muszę przedstawić kilka istotnych zdarzeń, które miały miejsce przed pierwszym przybyciem policyjnego patrolu. Jedna z podstawowych wątpliwości wynika z braku odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób Bogumił K. i towarzyszące mu osoby weszły do budynku, w którym mieszkał Janusz Laskowski? Oczywiście jest to pytanie postawione przeze mnie, bo ani policjanci, ani prokurator, ani też sąd – co zresztą budzi moje ogromne zdziwienie – problemem tym w ogóle sobie głowy nie zawracał. Jestem przekonany, że tylko i wyłącznie dlatego, iż problemu tego nikt nie dostrzegł. A ja dostrzegłem i stąd to ja, a nie przedstawiciele wspomnianych organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, na wątpliwości te wskazuję. Czynię to, aby uczynić zadość jednej z podstawowych zasad procesowych, zwanej in dubio pro reo, wyrażonej w 5 § 2 k.p.k., z której wynika, że wątpliwości nie dające się usunąć w drodze czynności dowodowych, sąd musi rozstrzygać na korzyść oskarżonego. W tym przypadku czynności dowodowe wątpliwości tych nie rozwiązały, aczkolwiek mogły i dziwić się tylko można, że nie zostały przeprowadzone. A ponieważ nie ma czegoś takiego jak przypadek, bo to co za taki uważamy, jest tylko i wyłącznie sumą innych nieprzypadkowych zdarzeń, kołacze mi się po głowie pytanie: z jakich powodów tej niesamowicie ważnej okoliczności nie wzięto pod uwagę? Odpowiedź na nie przedstawię na końcu tej opowieści.

Jak wynika z zeznań nielicznych świadków, którzy do budynku mieli okazję wchodzić, drzwi wejściowe (tak zwana brama) wyposażone były w zamek zatrzaskowy, który uniemożliwiał wejście do budynku osobom nie posiadającym klucza, a na dodatek nie było tam domofonu. Z tego prostego powodu, gdybym to ja (lub moi podwładni z danego Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu) tą sprawa się zajmował, to pierwszym naszym pytaniem byłoby: jakie wśród mieszkańców tego bloku panowały zwyczaje w sprawie zamykania bramy? Warto tu przypomnieć, że na czas śmierci Janusza Laskowskiego, w budynku poza nim mieszkał Daniel Pętlik (nazwisko zmienione) oraz Dorota Jarzębowska (nazwisko zmienione), a więc nie powinno to policjantom z Komisariatu V Policji w Wałbrzychu i KMP sprawić większych problemów. Ale, jak pokazują materiały śledztwa, na temat tych osób nic nie wiadomo, a już zwłaszcza z kim mieszkały, kto je odwiedzał i jak w takich przypadkach wchodził do budynku. Ponieważ brak tego rodzaju informacji, przyjąć można, że wszyscy oni – łącznie z Laskowskim – zamieszkiwali samotnie. Wiadomo jednak, że Pętlik miał psa, a Laskowski kota. Od razu podkreślę, że sprawa tego kota powinna być bardzo wnikliwie rozpoznana przez śledczych i sędziów. Niestety, nie została rozpoznana. Chodzi o to, że z zeznań świadków wynika, iż Janusz Laskowski nigdy tego kota nie wypuszczał z domu, co jednoznacznie wskazuje na powód takiego zachowania – brama z reguły była zamknięta, bo – jak wiadomo – koty tym się charakteryzują, że zawsze wracają do swojego mieszkania. Tak więc chcąc dać kotu możliwość wypróżniania się poza domem, w przypadku gdyby brama była zwyczajowo zawsze otwarta, Janusz Laskowski powinien kota z mieszkania wypuszczać i spokojnie czekać, kiedy pod drzwiami do mieszkania zacznie miauczeć. Wychowałem się z kotami, więc ich zwyczaje dobrze znam. Jednak nie tylko kot „powiedział mi”, że brama do budynku była zwyczajowo zamknięta, bo mówi też o tym – niestety tylko w sposób pośredni – siostra Janusza, Teresa Mruczek (nazwisko zmienione), która odnosząc się w trakcie przesłuchania (09.05.2008 r.) do zdarzenia opisanego przez Teresę Jasiek (nazwisko zmienione), zeznała: „Z tego wynika, że K. dalej tam chodził i musiał mieć klucze do tego mieszkania, bo drzwi tam są zatrzaskowe i tylko kluczem od zewnątrz można je otworzyć”. A więc siostra Janusza wiedziała, że bez klucza wejść do budynku się nie da. Szkoda, że policjanta prowadzącego z ramienia KMP to śledztwo, zagadnienie to absolutnie nie interesowało. Zresztą, nie tylko ona o problemie z wejściem napomyka, ponieważ wspomniana Teresa Jasiek podczas przesłuchania w dniu 8 sierpnia, zeznała, że kiedy w sprawie kota poszła do Janusza (co według niej miało mieć miejsce 23 stycznia), to – ponieważ drzwi wejściowe były zamknięte – musiała rzucać w okno kamykami, aby wywołać właściciela tego kota. I w tym przypadku policjanta sprawa tych drzwi absolutnie nie interesuje, chociaż powinien ustalić, czy często do Janusza przychodziła i jak wówczas dostawał się do środka budynku. Prowadzących śledztwo w ogóle nie zainteresowało również i to, w jaki sposób podejrzani dostali się do budynku i tylko w jednym przypadku, na sto procent całkowicie przypadkowo, można w zeznaniach Kingi Sznabach (nazwisko zmienione) znaleźć informację wyjaśniającą, w jaki sposób udało im się dostać pod drzwi mieszkania Laskowskiego. Otóż, przesłuchiwana 29 maja w charakterze podejrzanej wyjaśniła, że „Boguś wołał tego gościa pod jego oknem, rzucał w okno kamieniami, ale nikt nie otwierał. (…). Potem z bramy wyszedł jakiś gość z psem, otworzył wtedy bramę i my weszliśmy do bloku i poszliśmy pod drzwi na pierwsze piętro”. Tym „gościem” był Dariusz Pętlik, który przesłuchiwany 26 maja zeznał, że jak wyszedł z psem na spacer, to zamknął drzwi do bramy na klucz. Jak widać nie wiadomo do końca, czy w zwyczaju lokatorów budynku było zamykanie bramy za każdym przypadkiem wyjścia lub wejścia do budynku, czy też – być może – na drzwiach tych zamontowane było specjalne urządzenie powoduje automatyczne ich zamykanie się. Problem można było rozwiązać w prosty sposób, przesłuchując policjantów, którzy byli dwukrotnie na interwencji i zadając im pytanie, kto ich wpuścił do budynku lub czy brama wejściowa była otwarta.

Ale to nie wszystkie takie kwiatki tego śledztwa, dotyczące wydarzeń mających miejsce 23 stycznia i będę o tym pisał w dalszej cześć tej opowieści. Podsumowując to, co wyżej przedstawiłem, pragnę zwrócić szczególną uwagę na to, iż ustalenie w jaki sposób osoby nie będące lokatorami wchodziły do budynku bez domofonu, ma dla ustalenia związku Wojciecha Pyłki z tym zabójstwem kolosalne znaczenie. W związku z tym zadaję panom policjantom, prokuratorom i sędziom jedno tylko pytanie: kiedy i w jaki sposób Wojciech Pyłka znalazł się w mieszkaniu Janusza Laskowskiego? Bo mnie osobiście nie satysfakcjonuje to, co w śledztwie i procesie przyjęto za pewnik, że drzwi do mieszkania Bogumiłowi K. otworzył właśnie on. Bo według mnie trzeba było to jednak udowodnić, ponieważ zgodnie z art. 168 k.p.k. dowodu nie wymagają jedynie fakty powszechnie znane lub fakty znane z urzędu. Czy obecność Wojciecha Pyłki w mieszkaniu Laskowskiego 23 stycznia spełniała te kryteria? Myślę, że wątpię, a wątpię bo myślę.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty