https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

W sidłach prawa (10)

Kolejny odcinek historii wałbrzyszanina Wojciecha Pyłki, który siedzi w więzieniu za morderstwo, którego… nie mógł popełnić.

Śledzący opisywane przeze mnie wydarzenia, które rozgrywały się po 31 stycznia 2008 roku, zapewne zastanawiają się, jak to się stało, że zatrzymany w kwietniu tamtego roku Bogumił K., wałbrzyszanin narodowości romskiej, nie tylko pomówił Wojciecha Pyłkę o dokonanie zabójstwa Janusza Laskowskiego, to jeszcze na dodatek sam przyznał się do współudziału w tej zbrodni? Aby ułatwić Czytelnikom zrozumienie tego w sumie nielogicznego zachowania Bogumiła K., muszę zmienić tok narracji, aby przedstawić, w miarę dokładnie, całe tło późniejszych działań funkcjonariuszy wałbrzyskiej policji i udział w tym cyrku – nie obawiam się użycia tego określenia – wałbrzyskiej prokuratury, a w konsekwencji sądów I i II instancji.

Jak już pisałem, ujawnienie zwłok miało miejsce 31 stycznia 2008 roku i w tym dniu o śmierci brata została powiadomiona jego siostra Krystyna K. (dane zmienione), którą przesłuchano już w dniu następnym. Prawdopodobnie z uwagi na to, że samobójczy charakter zgonu Janusza Laskowskiego nie budził policyjnych wątpliwości, przesłuchanie jej było niesamowicie lakoniczne, nie zawierające żadnych istotnych treści, poza tym, że po 23 stycznia nie miała kontaktu z bratem, a jak dzwoniła, to nie odbierał on telefonu. Od razu zwrócę uwagę na to, że przesłuchujący nie widział żadnej potrzeby, aby ustalić konkretną datę, w której pierwszy raz po dniu 23 stycznia brat nie odebrał telefonu. Nie dziwię się zresztą, ponieważ jestem przekonany, że brak dociekliwości był efektem przekonania o samobójczym zamachu na życie. Kolejne jej przesłuchanie miało miejsce 4 lutego i z treści protokołu można się dowiedzieć, że 1 lutego udała się wraz z policjantami do mieszkania brata, aby poszukać jego dokumentów, których policjanci w dniu ujawnienia zwłok nie znaleźli, a na co zwróciła uwagę w czasie przesłuchania w tym dniu. Dokumentów tych znaleźć nie miała prawa, albowiem legitymacja osoby niepełnosprawnej, dowód osobisty i prawo jazdy, zostały ujawnione 6 lutego w trakcie sekcji zwłok w kieszeniach ubrania, w którym zwłoki zostały zawiezione do prosektorium. Fakt ten potwierdza tylko moje przekonanie o tym, że 31 stycznia nie przeprowadzono ani oględzin mieszkania, ani oględzin zwłok, o czym pisałem poprzednich odcinkach. Krystyna K. w mieszkaniu brata przebywała wraz z funkcjonariuszami Komisariatu V Policji w Wałbrzychu, nie wiadomo jednak ilu ich było, ponieważ żaden z nich nie został nigdy przesłuchany. A wydaje się, że powinni, ponieważ w protokole zapisano, że w czasie kiedy byli w tym mieszkaniu, przyszedł tam sąsiad spod numeru „1” i poinformował ją, że na początku tygodnia (a więc co najmniej 28 stycznia) Janusza Laskowskiego szukało dwóch mężczyzn i kobieta, których narodowości nie był w stanie określić. Zastanawiam się, dlaczego Krystyna K. tę uwagę o narodowości wtrąciła, ale sądzę, że dlatego, iż musiała być na ten temat jakaś rozmowa, chociaż nie zostało to odnotowane. Można było to wszystko wyjaśnić, prowadząc przesłuchanie w profesjonalny sposób, czego – niestety – zabrakło i to nie tylko w przypadku tej czynności. Po zdaniu zawierającym informację o „poszukiwaniu Janusza”, przesłuchująca funkcjonariuszka zapisała dziwnie brzmiące krótkie zdanie: „Było to dwa dni jak go szukali”. Zdanie to jest dla mnie bardzo intrygujące z powodu możliwości dwojakiego rozumienia jego sensu. Po pierwsze można je rozumieć, że szukali go po 28 stycznia, czyli dzień przed ujawnieniem zwłok, albo też 26 stycznia, co dla tej sprawy ma istotne znaczenie. Wydaje mi się, że w przypadku takiej informacji przekazanej Krystynie K., będący w mieszkaniu policjanci, powinni z miejsca przesłuchać tego sąsiada, którym okazał się Daniel P. Niestety przesłuchany został dopiero 11 kwietnia, a więc po upływie kilku miesięcy od zdarzenia, co na pewno miało niebagatelny wpływ na wartość, a tym samym wiarygodność, jego zeznań. Po czterech miesiącach Daniel P. utrzymywał już, że wspomniane przez niego osoby dobijały się do mieszkania Janusza 23 lub 24 stycznia, ale dalej podkreślał, że byli oni narodowości polskiej i nie było wśród nich Bogusława K., którego znał i wiedział, że jest to człowiek o spokojnym charakterze, który pomagał Januszowi i nie był z nim skonfliktowany.

Czy na treść tych zeznań, złożonych 11 kwietnia, nie miały wpływu informacje, jakimi na pewno w tym czasie wymieniał się z Wiesławem K i Jerzym Ch. jak również z innymi osobami, które później przesłuchiwano w charakterze świadków? Wszak temat śmierci Janusza przez jakiś czas był w centrum zainteresowania całego środowiska miejsca jego zamieszkania, gdzie pojawiały się różnego rodzaju rewelacje i domysły. Ile więc warte są wszelkie zeznania uzyskane cztery miesiące po ujawnieniu zwłok? Trudno dziś powiedzieć, ale jedno jest pewne, że takie refleksje po głowach sędziów absolutnie się nie błąkały. Dlaczego się temu nie dziwię?

Wracam jednak do 4 lutego, albowiem w dniu tym przesłuchany został też wspomniany Wiesław K, o którym już pisałem, albowiem to on spowodował, że po zatrzymaniu Bogumiła K., został postawiony mu zarzut rozboju w postaci zaboru wieży hifi, która w rezultacie okazała się własnością Moniki S., albowiem wieża faktycznie należąca do Janusza Laskowskiego, została po jego śmierci zabrana z mieszkania do depozytu przez pracowników spółki zarządzającej budynkiem. Trudno mi było na podstawie akt ustalić z jakiego powodu Wiesław K. został wezwany na przesłuchanie i nie wykluczam, że zgłosił się sam, ale nie mam wątpliwości, że w dniu tym spotkał się w Komisariacie V z Krystyną K., która była przesłuchiwana od godz. 14:30 do 14:45, a Wiesław K. od godz. 14:45 do 15:00 i oboje byli przesłuchiwani przez tę samą funkcjonariuszkę. Iście stachanowskie tempo, ale znów się nie dziwię, ponieważ prowadząca te czynności wyjaśniające policjantka (tak jak i jej przełożeni) nie miała wątpliwości, że w sprawie śmierci Janusza Laskowskiego żadne osoby trzecie nie brały udziału. Dziwne przy tym wydaje mi się, że przesłuchania te prowadzone po tym, jak 1 lutego ta sama policjantka umorzyła śledztwo (?) z uwagi na niezaistnienie przestępstwa, ale czynności procesowe prowadziła dalej. Dlaczego? Bogumiła K. do śledztwa wprowadził Wiesław K., który 4 lutego zeznał, iż w mieszkaniu Janusza często widywał tam Cygana o imieniu Bogdan (tak go nazywał), któremu Janusz pomagał trochę finansowo, płacąc mu niewielkie kwoty za jakieś drobne zlecenia. Ponadto około tygodnia przed ujawnieniem zwłok, spotkał go w chińskiej restauracji, gdzie był kelnerem. Było to więc prawdopodobnie 25 stycznia, a Bogdan był w towarzystwie kobiety narodowości romskiej, o imieniu Monika. Zapytał go wówczas, co dzieje się z Januszem, ponieważ dzwonił do niego kilkakrotnie, ale nie było żadnego sygnału. Od razu poinformuję, że kiedy sprawdziłem billing telefonu Laskowskiego, stwierdziłem, że Wiesław K. zeznał nieprawdę, ponieważ dzwonił do niego trzykrotnie tylko pomiędzy 1 a 18 stycznia. Dlaczego tak zeznał kilka dni po ujawnieniu zwłok, nie wiadomo, bo nikogo to nie interesowało. O innych rewelacjach przekazanych przesłuchującej go policjantce z Komisariatu V, o tym, co i kiedy oraz kto od kogo się dowiedział i jaki miało to wpływ na dalsze losy prowadzonego później śledztwa i dlaczego Wiesław K. w moich oczach jest mało wiarygodny, napiszę w następnym odcinku.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty