https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Matrix nasz powszedni

Już się nie zżymam na to, że kiedy tylko włączę telewizor, za chwilę usłyszę, że aby zminimalizować niebezpieczeństwo zarażenia koronawirusem COVID-19, muszę przestrzegać kilku podstawowych zasad. Dwie najważniejsze z nich, to każdorazowe mycie rąk po tym, jak wrócę do domu i opuszczanie mieszkania tylko w przypadkach niezbędnej konieczności. No bo przecież nie wszyscy mogą siedzieć bez przerwy w domu, albowiem są tacy, którzy muszą pracować poza miejscem swego zamieszkania, którzy muszą wyjść z niego po zakupy. A wtedy kontakty z bliżej nieokreśloną liczbą ludzi są nie do uniknięcia. W „telewizorniach” wszyscy zachwycają się nadzwyczajnym zdyscyplinowaniem Polaków, które spowodowało, iż ulice miast opustoszały, tym, że życie towarzyskie – w tym szczególnie publiczne – ograniczono praktycznie do zera i wiadomości te mogą tylko radować. Tym bardziej, że każdego dnia minister zdrowia i premier zapewniają, że rząd panuje nad sytuacją, a szpitale i wszystkie inne z konieczności codziennie działające placówki, są odpowiednio zabezpieczone w środki ochronne i dezynfekujące. Ponieważ jednak zewsząd słyszę, że wcale tak różowo nie jest, a w Wałbrzychu odnotowano pierwsze przypadki zarażenia, w tym jeden – niestety – śmiertelny, postanowiłem sprawdzić, jak Wałbrzych z koronawirusem walczy.

Postanowienie wprowadziłem w czyn i we wtorek (17 marca) podczas mojego codziennego joggingu, zajrzałem do kilku placówek handlowych (w tym dwóch aptek) znajdujących się na trasie mojego marszobiegu. Wróciłem do domu praktycznie zdruzgotany tym, co sam na własne oczy w mijanych, a działających placówkach handlowych (typu market) zobaczyłem. Przede wszystkim praktycznie w każdej z nich klienci bezmyślnie korzystają z bezmyślnie wystawionych wózków i koszyków na zakupy i nikt z nich (być może są wyjątki) zarówno przed, jak i po skorzystaniu, nie zdezynfekuje rąk jak i uchwytów służących do ich do popychania lub noszenia, co już samo w sobie jest doskonałym pasem transmisyjnym dla wrednego wirusa, bo każdy z nas odruchowo bardzo często dotyka się dłońmi, a to nosa, a to oczu i ust. Najdziwniejsze jest jednak to, że kierownictwo tych placówek nie wpadło na pomysł, aby te wszystkie wózki i koszyki zamknąć w magazynie, przez co klientów zmusić do korzystania z własnych siatek czy toreb. Również dziwne, że straż miejska nie otrzymała zadania (jeżeli sama na to nie wpadła), aby kierownictwo tychże placówek do tego przymusić. Druga sprawa to niefunkcjonujące kasy, których w każdym markecie jest co najmniej kilka, ale – o zgrozo – tylko przy jednej pracuje kasjerka. Stoi do niej długa kolejka, a ludzie w niej (być może tylko tak jest na Podzamczu) ustawiają się praktycznie jeden za drugim, zupełnie nie przejmując się tym, że w Wałbrzychu koronawirus zaczął zbierać swe śmiertelne żniwo. W pierwszej mijanej placówce (Biedronka przy ul. Wieniawskiego) zwróciłem się z zapytaniem do kierowniczki sklepu, dlaczego na cztery stanowiska kasowe czynne jest tylko jedno, przez co w kolejce przy tym czynnym stało (jeden za drugim) co najmniej z 15 osób. Pani, która przedstawiła się jako kierowniczka (będąca w towarzystwie dwóch innych pracownic) zareagowała niesamowitą agresją i w obecności tych ludzi wprost histerycznie wykrzyczała, że to ona tu decyduje o tym ile kas będzie czynnych, a ja mam się ze sklepu natychmiast wynosić. Jedynym pozytywnym efektem mojego zaciekawienia było to, że jedna z towarzyszących owej kierowniczce pracownic, zwróciła się z głośnym apelem do stojących w ogonku, aby się trochę rozczłonkowali. Dobre i to.

Głupców nikt nie sieje, sami się rodzą, przez co zatrzęsienie wokół straszliwe. I właśnie we wtorek takiego głupca (a nawet wręcz idiotę) spotkałem w kiosku, gdzie mam tzw. teczkę na prasę. Postanowiłem poinformować właściciela kiosku, że z uwagi na pandemię czasopisma będę odbierał tylko w sobotę, przez co podstępny wirus, który ewentualnie znajdzie się na którejś z gazet, zdąży zdechnąć. Moje postanowienie zostało odebrane przez niego z wielkim zrozumieniem. Jest w tym kiosku bardzo małe wnętrze, w którym z trudem mieszczą się trzy osoby naraz, odgrodzone od sprzedającego wysoką po sufit szybą. Pan „kioskarz” pracował w lateksowych rękawiczkach, co świadczy o nim bardzo dobrze, na drzwiach kiosku wywiesił duże ogłoszenie, aby do środka wchodzić tylko pojedynczo. I oto nagle pakuje się do kiosku jakiś starszy jegomość z psem na rękach, który na moją uwagę, aby przeczytał wywieszone ogłoszenie, zareagował agresją podobną do tej, jak wspomnianej kierowniczki z Biedronki. A może jeszcze agresywniej, bo z tego co powiedział wynikało, że zaraz mi przyłoży i tylko wyrażona przeze mnie z miejsca chęć rewanżu, ostudziła jego zapał. Oczywiście była to z mojej strony tylko taktyczna zagrywka, na szczęście skuteczna, bo jednak 190 cm i 108 kg swoje robi.

Aby rzecz jeszcze bardziej zgłębić, podzwoniłem tu i tam i porozmawiałem z ludźmi, którzy w domu siedzieć nie mogą, ponieważ muszą pracować. I dowiedziałem się rzeczy zgoła tragicznych. Otóż do pracy w zakładach zlokalizowanych na obszarze strefy ekonomicznej dojeżdżają codziennie na trzy zmiany setki pracowników. Zdecydowana większość z nich korzysta z środków transportu publicznego, przez co przez jakiś czas zmuszeni są przebywać w towarzystwie wielu osób, wśród których na 100% znajdują się nosiciele wirusa, albowiem tak zwana ciemna liczba wskazuje, że w przypadku jednej zarażonej osoby faktycznie mamy do czynienia ze 100 do 300 innych nieujawnionych nosicieli wirusa, którzy rozsiewają go w postępie geometrycznym. I co robią z tym fantem wałbrzyscy decydenci? Ano zmieszają liczbę kursów w taki sposób, że w dzień powszedni autobusy kursują jak w w soboty, a na dodatek na trasę wysyłają tzw. krótsze modele tych pojazdów, przez co ludzie jadą ściśnięci jak szprotki w puszce. A przecież winno być odwrotnie i w godzinach, kiedy wymiany załóg (zmian), liczba autobusów winna być znacznie zwiększona. Głupota ludzka nie ma granic, ale to że jej wirus zalągł się wśród włodarzy miasta, jest również niebezpieczne, jak pojawienie się koronowirusa w naszym mieście. Dobrze, że chociaż zniesiono (od poniedziałku) opłaty za parkowanie, przez co mniej ludzi będzie korzystać z miejskiej komunikacji, więc może pość krok dalej i zlikwidować czasowo zakazy parkowania tam, gdzie zaparkować bezpiecznie można. Nawet w tzw. parkingach prywatnych. Mamy przecież spec ustawę o stanie epidemicznym, więc wystarczy pomyśleć i skorzystać. Przecież najważniejsze jest to, aby przerywać gdzie się tylko da ten łańcuch zakażeń i pomyśleć nie tylko o swoim, ale i innych bezpieczeństwie, bo dobre samopoczucie włodarzy gwarancji bezpieczeństwa nie daje. Nie dają go też zapewnienia, że państwowy i społeczny system obronny działa, bo – jak pokazuje to, co opisałem – jest to tylko miraż. To taki matrix nasz powszedni.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

P.S.

Apeluję do wszystkich, aby przestrzegli swoich seniorów, by nie dali się przypadkiem nabrać na dobroczynną działalność oszustów, którzy będą zgłaszali się z chęcią pomocy w zakupach i np. prosili o kartę kredytową z numerem PIN. Bo na pewno tacy się pojawią, a seniorzy wielce naiwnie mogą uwierzyć w ich dobre zamiary.

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty