https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Pomoc potrzebna od zaraz

Coraz częściej zdarza się mi spotykać osoby, o których, jak to się mówi, nie tylko Bóg, ale i ludzie zapomnieli. Żyją tacy pośród nas, ale tak jakby ich nie było i tylko niekiedy zdarza się, że na moment przypomina sobie o nich jakiś urzędnik lub umundurowany funkcjonariusz publiczny, który – co konstatuję ze smutkiem – zamiast pomóc, przysparza niejednokrotnie dodatkowych kłopotów, czym takiego nieszczęśnika kompletnie dołuje i odbiera chęci do dalszej egzystencji na tym naszym pełnym łez padole. Na szczęście znajdują się jeszcze tacy, którzy mając niewiele, tym różnym nieszczęśnikom życiowym chcą podać pomocną dłoń, aby chociaż w niewielkim stopniu ulżyć ich doli.

Piszę o tym, ponieważ znów się z takim przypadkiem zetknąłem, a konkretnie z dramatem pana Mariusza, jednego z mieszkańców Wałbrzycha. Był on niedawno obiektem mojego zainteresowania, jako osoba, od której w zasadzie (bez oczywiście jego złej woli sprawczej) zaczęło się nieszczęście innego mieszkańca grodu pod Chełmcem, pana Andrzeja. Pisałem już o tym na łamach Tygodnika DB 2010, więc przypomnę tylko pokrótce. Otóż pana Andrzeja, osobę w równym stopniu nieporadną życiowo jak pan Mariusz, wałbrzyskie organa ścigania uporczywie chcą posadzić za kratami, chociaż jego wina sprowadza się do tego, że wziął od swojej wieloletniej opiekunki, pani Janiny, 15 zł za konserwy mięsne, które na jej prośbę przywiózł do mieszkania jej koleżanki Marianny, u której akurat od kilku dni przebywała, szyjąc jej jakąś nową garderobę. Na nieszczęście pana Andrzeja, w mieszkaniu tym znalazł się również pan Mariusz i przez moment trochę między nimi zaiskrzyło, co spowodowało, że pani Janina zadzwoniła na „997” no i poszły konie po betonie. Policjanci, a w ślad za nimi prokuratura, oskarżyli pana Andrzeja o rozbój, czyli zabranie przy użyciu siły tychże 15 zł. I proces trawa, chociaż pani Janina (lat 82) i jej koleżanka, pani Marianna (lat 92), niezmiennie twierdzą, że żadnego rozboju nie było, a te nieszczęsne 15 zł pani Janina dała panu Andrzejowi z własnej nieprzymuszonej woli.

I nie tak dawno pani Janina, niepomna tego, że pan Mariusz niekiedy mocno krzywdził ją swymi słowami, zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc dla niego, bo mu się wielka krzywda dziać zaczęła. Stało się tak, że w listopadzie panu Mariuszowi zmarła, od lat ciężko chorująca, matka (lat 61), z którą mieszkał w tym samym, co pani Marianna, budynku. Od 18 lat żyli już tylko we dwoje. Mama pana Mariusza otrzymywała niewielka rentę inwalidzką, a on sam, dosyć życiowo nieporadny, utrzymuje się z pracy dorywczej, bo posiadane wykształcenie i brak konkretnego zawodu wielkich szans na stałą pracę mu nie dają. Nigdy jednak nie był karany, przez co – jak sądzę – policji i prokuraturze kłopotów nie przysparzał. Jednym słowem żył, ale jakby go nie było i jedyną jego opoką była właśnie matka, z którą łączyła go silna więź. Kobieta od lat poważnie chorowała, ale nie w takim stopniu, aby musiała leżeć w łóżku i dawała radę normalnie funkcjonować. Problem był jedynie z tym, że nie bardzo chciała się leczyć. Dlatego jej śmierć stała się dla pana Mariusza wielką traumą, efektem której nie przyjmował do wiadomości, że najbliższa mu osoba nie żyje i przez kolejnych 20 dni w dalszym ciągu zamieszkiwał z nieżyjącą już matką, gotując jej obiady i kupując to, co zawsze na jej prośbę jej kupował. Rano wychodził do pracy, wieczorem siadał przy jej zwłokach i prosił, aby się obudziła, chociaż – jak mi sam powiedział – zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że ona nie żyje. Nie potrafił jednak znaleźć w sobie tyle siły, aby jej śmierć zgłosić właściwym organom.

Po 20 dniach, mieszkająca piętro niżej a pani Marianna, zaniepokojona tym, że sąsiadki od ponad dwóch tygodni nie widziała, zgłosiła to telefonicznie w I Komisariacie Policji w Wałbrzychu i bardzo szybko w mieszkaniu pana Mariusza pojawili się dwaj funkcjonariusze, którzy – czując unoszący się już przykry odór – zakuli go jak groźnego przestępcę w kajdanki i zawieźli na komisariat. Trochę to dziwne, bo ludziom zdarza się umierać z przyczyn naturalnych i jeżeli nie ma jakiegokolwiek podejrzenia (podstaw ku temu), że śmierć nie była naturalna, to zakuwanie człowieka i pozbawianie go wolności na 72 godziny wydaje się być jakąś kolejną nadgorliwością funkcjonariuszy tego komisariatu, czego bardzo przykre skutki – niestety – odniósł wspomniany wcześniej pan Andrzej i – niestety – pani Janina również. Zgodnie z kodeksem wykroczeń (art. 146) niezgłoszenie faktu zgonu, podlega karze grzywny lub karze nagany, a więc stosowanie kajdanek i pozbawienie wolności zdaje się być w tym przypadku przekroczeniem uprawnień przez funkcjonariuszy policji i jednocześnie naruszeniem konstytucyjnych praw pana Mariusza, spowodowanych bezpodstawnym jego zatrzymaniem, czyli ograniczeniem wolności. Bo jeżeli funkcjonariusze z Komisariatu I w Wałbrzychu podejrzewali, że pan Mariusz matkę swą pozbawił życia w celu pobierania nadal jej skromnej renty, to zanim go zapuszkowali, winni najpierw poczekać na wyniki sekcji zwłok, a także sprawdzić, czy rentę tę faktycznie pobrał, ponieważ w czasie kiedy ona już nie żyła, przyniósł ją do domu listonosz, ale nikt go do mieszkania nie wpuścił. Wystarczyło zatem tylko zadzwonić na pocztę, aby to ustalić. Zresztą, pan Mariusz prosił o to policjantów z „jedynki”, kiedy taki „zarzut” usłyszał od jednego z nich podczas przesłuchania. Pan Mariusz się na tym nie zna, ale mnie zastanawia przede wszystkim: na jakiej podstawie zastał na 72 godziny pozbawiony wolności, jeżeli art. 244 k.p.k. stanowi, że obywatela można zatrzymać jedynie wtedy, kiedy istnieje uzasadnione podejrzenie, że popełnił on przestępstwo. A przecież ludzie częściej, z przyczyn naturalnych, umierają we własnym łóżku, niż są życia pozbawiani przez innych. Skąd więc to podejrzenie? Zastanawiam się ponadto, w jakim charakterze był przesłuchiwany i to przez 3 dni, z tym, że ostatnie przesłuchanie przeprowadził prokurator, który zaraz po tym nakazał pana Mariusza zwolnić. Bez postawienia mu jakiegokolwiek zarzutu, zresztą nie dziwota, bo nie było za co.

Wszystko, co tu na temat zatrzymania pana Mariusza napisałem, oparłem jedynie na jego relacji, albowiem na moje pytanie, skierowane pocztą elektroniczną do Oficera Prasowego Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu (05.12.2019 r..) do czasu zamknięcia tego wydania Tygodnika DB 2010, odpowiedzi nie uzyskałem. Czemu się zresztą nie dziwię, ale szkoda. Jedynym efektem mojego zapytania było usunięcie policyjnych plomb z drzwi i zezwolenie panu Mariuszowi korzystania z jego mieszkania, przez co nie musi się już tułać po znajomych. Pan Mariusz nadal w tej traumie pozostaje i nie może się pozbierać psychicznie, bo został na tym świecie sam jak palec. Pomaga mu jak może pani Marianna, i pani Janina, dla których jednak, z uwagi na ich wiek, przychodzi to z niejaką trudnością. Mam więc nadzieję, że tekst ten przeczyta ktoś z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wałbrzychu i pospieszy z pomocą człowiekowi, który naprawdę tej pomocy potrzebuje. I to nie tylko pomocy materialnej, ale także pomocy w załatwieniu wszelkich formalności prawnych związanych ze śmiercią osoby najbliższej, w tym pomocy w uzyskaniu przez niego decyzji o przydziale po matce lokalu mieszkalnego, w którym zamieszkiwał z nią od wielu lat. Mam nadzieję, że MOPS ruszy z pomocą z taką samą gorliwością, z jaką chciał posadzić za kratami panią Marię, która od urodzenia opiekuje się swym niepełnosprawnym całkowicie synem i zamiast pomocy, spotkała się wręcz z szykanowaniem, co zresztą na łamach Tygodnika DB 2010 już opisywałem i jestem przekonany, że do tematu powrócę niebawem.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty