– To były sekundy. Sekundy, które zadecydowały o losie naszego syna i już na zawsze przekreśliły wszystkie plany, marzenia i nadzieje. Kuba spadł z wysokiego i stromego dachu. Dziś jest przykuty do łóżka i nawet nie wie, że żyje. Nigdy już nie zagra na swojej ukochanej gitarze, nigdy nie zrobi samodzielnie kroku, nigdy już się do nas nie odezwie, ale jego młode serce wciąż bije… – piszą zrozpaczeni rodzice Jakuba Matusiewicza z Gminy Mieroszów, którzy zbierają pieniądze na leczenie syna w specjalistycznym ośrodki rehabilitacji neurologicznej. Każdy może ich wspomóc, wpłacając pieniądze w internetowej zbiórce na stronie https://www.siepomaga.pl/jakub-matusiewicz.
Jakub był wesołym, energicznym, pełnym talentów i pasji chłopakiem. Ukochany, pierwszy syn. Dla młodszego brata Marcina był wzorem i inspiracją. To za jego przykładem brat zdecydował się wybrać akordeon, jako wiodący instrument. Kuba natomiast, po skończeniu wałbrzyskiej szkoły muzycznej, rozpoczął studia w Szkole Muzyki Nowoczesnej we Wrocławiu. Kochał muzykę, grał na wielu instrumentach, uwielbiał grać w koszykówkę i wspinać się na ściance. Miał przed sobą całe życie, wiele planów i niespełnionych marzeń…
Wszystko runęło jak domek z kart, kiedy dzień po swoich 20. urodzinach uległ tragicznemu wypadkowi. Kuba poślizgnął się i z ogromną prędkością zsunął ze stromego dachu.
– Moment, w którym dowiedziałam się o wypadku, zapamiętam na całe życie, choć chciałabym wymazać go z pamięci – mówi Barbara Bukowska-Matusiewicz, mama Jakuba. – Zadzwonił do mnie kolega, który mieszka w tym budynku. Wracał właśnie do domu, gdy zobaczył, że na trawniku leży nieprzytomny Kuba. Zatelefonował do mnie i wezwał pogotowie. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, Kuba już był w karetce. Wtedy jeszcze żyliśmy nadzieją, że wszystko będzie dobrze… Jego ręce i spodnie były całkowicie pozdzierane, ale Kuba podczas upadku nie złamał sobie ani jednej kosteczki. To uraz głowy okazał się katastrofalny. Rozległy i nieoperacyjny. Zniszczone zostały obszary odpowiedzialne za myśli, uczucia, nadzieje, ale i za najprostsze kontrolowane odruchy. Nie ma szans, żeby nawet intensywna rehabilitacja sprawiła, że Kuba wróci do nas. On nie wie, że żyje… Lekarze nie zostawili nam złudzeń. W 15-stopniowej skali Glasgow Kuba ma jedynie 4 punkty. Przy 3 punktach ludzie są odłączani od aparatury medycznej. Nasz syn jest więc na granicy życia i śmierci. Działa pień mózgu odpowiedzialny za bicie serca i za oddychanie, ale Kuba nie ma świadomości i mamy tylko nadzieję, że nie odczuwa żadnego bólu. Dziś synek wciąż przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. Spędzamy tam z nim każdą możliwą godzinę podczas odwiedzin. Chcemy podjąć próbę rehabilitowania, ale sprawa jest skomplikowana. Szukamy specjalistycznego ośrodka, który zaopiekuje się Kubą po wypisie ze szpitala. Niestety na przeszkodzie znów staje nam skala Glasgow. Specjalistyczne ośrodki rehabilitacji neurologicznej przyjmują pacjentów, u których wskaźnik jest wyższy niż 6 punktów. Ale nie poddajemy się… Chcemy się skupić na tym, żeby synek miał jak najlepszą opiekę… Niestety, z tym wiążą się ogromne wydatki, które mogą przekraczać 20 000 zł miesięcznie. Nie wiemy też, jak długo będziemy musieli zapewnić Kubie takie wsparcie. Czy to będzie rok, czy dłużej? Nasz syn ma młody i bardzo silny organizm, więc taki stan może trwać latami. Kuba do tej pory nie odzyskał świadomości i być może nie odzyska jej już nigdy – uszkodzenia mózgu są zbyt rozległe. Obecnie wymaga wsparcia oddechowego przez respirator, karmiony jest przez PEG’a, wymaga całkowitej opieki medycznej i pielęgnacyjnej 24 godziny na dobę. Koszty związane z zapewnieniem mu specjalistycznej opieki są ogromne i nie jesteśmy w stanie sami sobie z tym poradzić. Dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc do wszystkich, którzy nie przejdą obojętnie obok naszej trudnej sytuacji i wesprą w walce o syna… Przecież cuda się zdarzają… A jeśli nie, błagamy, pomóżcie sprawić, by syn odchodził w godnych warunkach… – apeluje Pani Barbara, która jest znana w powiecie wałbrzyskim ze swojego wielkiego zaangażowania w liczne akcje charytatywne. Dziś jej rodzina znalazła się w sytuacji, w której niezbędna jest pomoc Czytelników Tygodnika DB 2010, którzy w takich sytuacjach zawsze wykazywali się wielką empatią i skutecznym działaniem. W imieniu rodziny Jakuba i całej redakcji Tygodnika DB 2010 serdecznie dziękujemy za każde wsparcie.
(RED, fot. archiwum rodzinne)