Policja pod nadzorem prokuratora bada okoliczności śmierci pacjentki w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala im. A. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Mieszkanka Wałbrzycha zmarła 13 maja 2024 r., a sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznej przyczyny zgonu. Tymczasem do redakcji Tygodnika DB 2010 zwróciła się Czytelniczka z opisem kolejnej bulwersującej sytuacji na oddziale ratunkowym wałbrzyskiego szpitala.
– 14 maja 2024 r. mama źle się czuła i poszła do lekarza rodzinnego, który – po wywiadzie – dał skierowanie do szpitala w trybie pilnym, z rozpoznaniem zatoru płucnego. Do szpitala pojechała karetką na sygnale. Ja autem za nimi. Przy rejestracji mama dostała żółtą karteczkę, co na SOR oznacza, że osoba potrzebuje pilnej pomocy. Ale od godz. 18.00 do 3 rano nikt się mamą nie zainteresował. Chodziłam, upomniałam się, że mama słaba, ale bezskutecznie. Nikt nawet nie przyszedł do poczekalni zajrzeć, czy coś złego nie dzieje się z pacjentami, tym bardziej, że wcześniej zmarła tam kobieta. Poza kolejnością przyjęto skutych w kajdanki mężczyzn, przywiezionych przez policję i 2 kobiety pod wpływem alkoholu. O godz. 3.00 łaskawie przyjęli mamę do lekarza. Przed godz. 4.00 poinformowano mnie, żebym pojechała do domu, bo zrobią mamie badania i podadzą kroplówkę. Kazali przyjechać po mamę między godziną 7.00 a 8.00. Wspomnę, że mama cały ten czas spędziła na krzesełku. Jak dawali jej kroplówkę, to przez godzinę była na łóżku, bez kołdry i poduszki. Potem musiała łóżko opuścić i znów na krzesełko. Gdy rano przyjechałam, pozwolono jej wyjść do poczekalni i zjeść śniadanie, bo ja tam wejść nie mogłam. Mówili, że teraz czeka na konsultację kardiologiczną. Przeszło południe, dalej czekałyśmy… Mama oczywiście na krzesełku, a ja na ławce przed szpitalem i w poczekalni naprzemiennie. Koło godz. 13.00 mama uprosiła i dano jej łóżko, więc chociaż przez chwilkę mogła się zdrzemnąć. Przed godz. 14.00 nie wytrzymałam i poszłam na oddział do ordynatora kardiologii. Nie bardzo miał czas ze mną rozmawiać, ale jakoś go uprosiłam, żeby zszedł do mamy na SOR. Przyznaję, zszedł po 15 minutach. Przeprowadził konsultację i stwierdził, że nic nie wskazuje na zator płucny i lekarz pierwszego kontaktu źle rozeznał sytuację. Potem trzeba było czekać na lekarza prowadzącego, czy mama zostaje w szpitalu, czy ją wypisują. Wypisali o godz. 15.40. bez diagnozy. Stan taki sam jak przy przyjęciu, ale diagnozy brak. No cóż. Chociaż wykonali szereg badań, wykluczyli najgorsze. Teraz samemu trzeba jakoś się wspomóc witaminami i suplementami. Bo cóż innego pozostało… – opisuje zdarzenie córka 75-letniej Pani Teresy z Boguszowa – Gorc. Jej relację przesłaliśmy do biura prasowego placówki.
– Opis zdarzenia przesłany przez rodzinę pacjentki został skierowany do pełnomocnika ds. skarg i wniosków w celu wyjaśnienia okoliczności i wyciągnięcia wniosków. Każde zdarzenie które może naruszać prawa pacjenta, nawet hipotetycznie, jest rozpatrywane w celu poprawy jakości funkcjonowania placówki. Sprawa zostanie wyjaśniona w ciągu 14 dni. W toku wyjaśniania przewidziane jest m.in. ustosunkowanie się do zdarzeń przez personel pośrednio lub bezpośrednio biorący w nim udział i to wymaga czasu – poinformowało nas Biuro Prasowe Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu.
(RED)