Obyś żył w ciekawych czasach – mawiają Chińczycy, kiedy komuś źle życzą i ja, kiedy uświadamiam sobie, że czasy nastały ciekawe, wiem też, że jednocześnie są one bardzo niebezpieczne. I nie dlatego, że iluś tam różnych polityków i analityków światowych wydarzeń uważa, że już tuż tuż, już lada dzień, spadną na nas wraże rosyjskie bomby, ale dlatego, że w rzeczywistości groźniejsze od tych bomb, jest panosząca się w kraju pisowska anarchia, zmierzająca do destrukcji państwa przez utrzymanie „przy życiu” wszelkich barbarzyńskich praw, które w okresie swego panowania wprowadziła w życie przy pomocy bezwolnego prezydenta. Jednak tym razem nie o tym, ponieważ muszę odnieść się do tych rosyjskich zagrożeń.
Otóż usłyszałem wypowiedzi dwóch uważających się za bardzo ważnych polskich polityków. Jednego jak przemawiał do swych wyznawców w trakcie spotkania w Kielcach, które odbywało się pod hasłem „Bądźmy razem”, zorganizowanego w ramach „przedwyborczej” kampanii samorządowej, chociaż formalnie wybory nie zostały jeszcze zarządzone i nie ruszyła kampania wyborcza. Aby można było taką kampanię rozpocząć, niezbędną jest publikacja stosownego rozporządzenia premiera (co nastąpiło 29 stycznia 2024 r. – dop. red.), ale jak wiadomo, kaczystów żadne prawa obowiązujące w Polsce rządzonej przez Koalicję 15 Października, nie obowiązują. W trakcie tego spotkania Kaczyński postraszył obywateli Kielc, a za pośrednictwem telewizji i radia również wszystkich Polaków (i Polki oczywiście też), że istnieje realne zagrożenie, iż lada moment na ich miasto spadną wspomniane wyżej bomby. Pomyśli ktoś, że tymi słowami nie ma się co przejmować, albowiem wiadomo powszechnie, że prezio jest w stanie totalnego i permanentnego odklejenia się od rzeczywistości, ale – niestety – nie tylko on o rychłej wojnie opowiada. Wojnie grożącej użyciem broni atomowej, ponieważ kiedy Putin obrzuci nas swymi bombami i rakietami, niechybnie w sukurs pospieszy całe NATO, a szczególnie nasi dozgonni przyjaciele z USA, którzy na ten moment na pewno zapomną o swym przewodnim haśle „First America”, czyli „Ameryka przede wszystkim”. A kiedy USA z całą swą potęgą ruszą do boju, to wojna atomowa stanie się rzeczywistością, bo – jak powszechnie wiadomo – Jankesi o niczym innym niż spopielenie świata nie marzą.
Również odklejonym od rzeczywistości, w stopniu równym prezesowi, okazał się aktualny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, pan strefy zdekomunizowanej w Chobielinie, na wydzielenie której w 2014 roku zgodził się stosowny resort z ówczesnego rządu Donalda Tuska. Otóż również on w trakcie konferencji prasowej z udziałem swej odpowiedniczki z Niemiec, postraszył Polaków rosyjską agresją i bombami wystrzelonymi z terenu Obwodu Kaliningradzkiego, które bez trudu dosięgną nie tylko Warszawę, ale również Berlin. I nie omieszkał podkreślić przy tym, że zainstalowane w tym obwodzie rakiety są zdolne do przenoszenia pocisków z ładunkiem nuklearnym. Nie wiem, czy zdołał ją przestraszyć, bo po jej minie widać tego nie było. Nigdy go nie lubiłem i chyba już nie polubię, nie tylko dlatego, że w swym politycznym życiu służył prezesowi w czasach pierwszych rządów kaczystów (2005 – 2007), które były mocną zapowiedzią tego, co stało się w czasie drugiej polskiej smuty w latach 2015 -2023. Tą groźną dla pokoju konstatacją pokazał, że tak naprawdę w sprawach polityki zagranicznej POPiS, kierowany nadzwyczajną antyrosyjską fobią, funkcjonuje w najlepsze. Polska klasa polityczna, od lewej do prawej strony, ogarnięta tą fobią, zamiast dążyć do tego, aby – jak w latach przed Gorbaczowem – Polska była politycznym buforem umożliwiającym dialog pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą, powoduje, że panosząca się antyrosyjskość ustawia nas w pierwszym szeregu współczesnych „psów wojny”. Jak widać, polscy politycy, pod wodzą amerykańskich prezydentów przyznających sobie rolę żandarma świata, robią wszystko, aby wmówić nam, że Putin nie marzy o niczym innym, jak o wywołaniu wojny atomowej, bo zapewne wydaje mu się, iż natowskie pociski jądrowe Rosji nie zaszkodzą. Jestem przekonany, że aż tak głupi nie jest, bo nawet niespełna rozumu wódz Korei Północnej, trzymający własny naród pod butem totalitarnej władzy, doskonale wie, że posiadanym nuklearnym arsenałem może tylko grozić i szantażować.
Ktoś mi zarzuci, że podobną wiarę w rozsądek Putina wyrażałem przed rozpoczęciem agresji na Ukrainę, ale każdy taki myli się bardzo, ponieważ wówczas (co można sprawdzić) wyrażałem nadzieję (być może przekonanie), że Putin do tej napaści nie da się sprowokować. Przypomnę, że żądał on gwarancji, iż Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO, ponieważ Ukraina w tym pakcie stałaby się terenem stacjonowania natowskiej broni atomowej tuż przy granicy z Rosją. Tym, którzy mapy Europy nie mają przed oczami, podpowiem, że droga natowskiego pocisku zostałaby skrócona o dwa tysiące kilometrów, a tym samym możliwość uruchomienia rosyjskiej obrony antyrakietowej poważnie by ucierpiała. Który kraj zgodziłby się na możliwość takiego zagrożenia? Przyznam się, że byłem bardzo rozczarowany, kiedy usłyszałem informację o rosyjskiej napaści, o tym, że jednak Putin dał się sprowokować. Myślę jednak, że świadomość, iż jego armia nie daje rady ukraińskim wojskom, a wojna przekształciła się w coś w rodzaju wojny pozycyjnej z lat I wojny światowej, która była niczym innym jak totalną rzezią żołnierzy po oby stronach frontu, powoduje, że jest być może bardziej skłonny do rozmów pokojowych, niż wojowniczy Zełensky, który każdą wzmiankę o rozmowach z Moskwą traktuje jak zdradę. Myślę też, że w imię ochrony życia setek tysięcy niewinnych ludzi, Polska winna stać w pierwszym szeregu tych, którzy nie wojny, a pokoju pragną, ale póki w Polsce rej wodzą ludzie pokroju Kaczyńskiego, Tuska, Sikorskiego i wielu im podobnych politycznych i rusofobicznych jastrzębi, o pokoju za naszą wschodnią granicą nie mamy co myśleć. A szkoda.
Janusz Bartkiewicz
***
Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.