https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Czy możemy spierać się mądrze?

Ludzki mózg przypomina raczej maszynę do wygrywania sporów, a nie do skutecznego poszukiwania prawdy – R. Wright „Moralne zwierzę”

Wszystko jest dialogiem – Leopold Buczkowski

Mój stosunek do sporów zawiera się w refleksji, jaką zwykł dzielić się wybitny filozof analityczny W. Quine, a która określa rodzaj i sens prowadzonych dysput. Otóż Quine stwierdza, że spory mogą dotyczyć kwestii logicznych i wówczas wystarczy przedstawić dowód, by od razu jasne stało się kto ma rację oraz kwestii pozalogicznych, których rozstrzygnięcie jest niemożliwe, gdyż nie istnieją w tym wypadku ostateczne racje, do których moglibyśmy się w sporze odwołać – a zatem takie spory z natury są nierozstrzygalne. Zdecydowana większość sporów, które toczymy na co dzień, dotyczy kwestii pozalogicznych. Należą do nich między innymi próby rozstrzygania, która z opinii na tematy polityczne, społeczne, czy kulturowe jest słuszna. Spieramy się o to, kto ma rację w prognozowaniu przyszłości, prowadzimy prawdziwe boje o sprawy światopoglądowe, czy religijne. W takich sporach może się wydawać, że prezentowane argumenty, czy tezy przez jedną ze stron są bardziej lub mniej przekonywujące. Ale przekonywające, to nie to samo co słuszne, gdyż nie stoją za nimi żadne wiarygodne dowody, na podstawie których moglibyśmy uznać je za prawdziwe.

Poziom toczonych publicznie sporów w mediach, na różnorodnych forach i portalach społecznościowych wydaje się, mówiąc delikatnie, daleki od doskonałości. Rosnąca fala hej tu, czy jednoznaczne, pozbawione jakiejkolwiek refleksji, negatywne ocenianie czyichś wypowiedzi, tylko dlatego, że mamy na ten temat inne zdanie, to niektóre przejawy upadku jakości debat publicznych i brutalizacji w komunikacji międzyludzkiej. Nie tak dawno temu jeden z moich znajomych, osoba publiczna, postanowił dać odpór zjawisku hejtu uprzedzając znajomych na Facebooku, że wszelkie komentarze agresywne i naruszające normy poprawnej komunikacji będą usuwane, a osoby za nimi stojące blokowane, sygnalizując tym samym, że problem jest poważny. Pojawia się jednak pytanie: czy pozostaje nam już jedynie wykluczania i banowanie, które stanowią przykład tzw. cancel culture, skądinąd zjawiska kontrowersyjnego i budzącego szereg wątpliwości. Wszakże to, czy dany komentarz zostanie uznany za niedopuszczalny jest kwestią ustanowionych arbitralnie kryteriów jego oceny. Podstawą wykluczenia może więc być zarówno wypowiedz nawołująca do przemocy, poniżająca inne osoby, jak i po prostu niezgodna z czyimiś poglądami. Cancel cultur, jak wiele innych, jest więc zjawiskiem mającym dwa oblicza i pociągającym za sobą odmienne społeczne konsekwencje – ochronę słabszych, mniejszości, walkę z przemocą i agresją, ale też polaryzację poglądów, zamykanie się we własnych bańkach informacyjnych, ucieczkę od dialogu, w stronę uproszczonych i często krzywdzących rozstrzygnięć. Jest więc to kolejny dowód na to, że coraz gorzej radzimy sobie z prowadzeniem otwartych dyskusji, których celem jest nie postawienie na swoim lecz porozumienie i wzbogacenie naszej wiedzy o świecie.

Sensowny namysł nad konkretnym zjawiskiem wymaga na wstępie jego zdefiniowania. Czym są spory, jak mamy je rozumieć ? Odwołując się do słownika języka polskiego czytamy, że synonimami pojęcia spór są słowa: sprzeczka, kłótnia, ale też polemika, czy dyskusja. Spór zatem jest rozumiany zarówno jako pozytywne zjawisko społeczne, będące formą konstruktywnej komunikacji, gdy myślimy o nim w kategoriach dysputy czy dialogu, ale też jako źródło międzyludzkich konfliktów, zatargów oraz przemocy, kiedy spór kojarzy nam się z kłótnią czy sprzeczką. Jesteśmy ludźmi i komunikowanie się z innymi jest częścią naszej natury oraz warunkiem sine qua non szeroko pojętej kultury i cywilizacji. To jaką formę przybierze spór, czy stanie się impulsem do własnego rozwoju, wzbogacenia swojej wiedzy o świecie, czy zarzewiem konfliktu doprowadzając do podziałów i wzajemnej wrogości, zależy od wielu czynników. Pewnie nie sposób byłoby wskazać je wszystkie. Są jednak wśród nich takie, na które nauka zwróciła naszą uwagę i my sami możemy w związku z tym poddać je własnej refleksji.

Pierwszy z nich kryje się w narracyjnej naturze naszych umysłów. Uważa się, że mamy dziś duży problem z odpowiedzią na pytanie czym jest racjonalność, zważywszy choćby na fakt, iż natura (ewolucja ) nie troszczy się o prawdę, lecz o sukces reprodukcyjny (przetrwanie ), stąd niekoniecznie wzmacnia racjonalność. Wnioski płynące z badań nad myśleniem, czy podejmowaniem decyzji wskazują, że nasze umysły przypominają raczej generatory opowieści o sobie, innych ludziach i o świecie, a nie – jak jeszcze do niedawna sądzono – racjonalne maszyny służące do wnikliwego przetwarzania napływających danych oraz wyciągania z nich logicznych wniosków. Jak twierdzi wielu psychologów, trzeba pozbyć się raz na zawsze powszechnego złudzenia, że jesteśmy w pełni racjonalni, a nasze życie jest wynikiem dokładnie przemyślanych decyzji. Dziś wiemy ponad wszelką wątpliwość, że u podstaw aktywności rozumu leżą procesy afektywne, a nasze myślenie przebiega często błyskawicznie i na skróty, w oparciu o ograniczone i skromne dane, choć jego wyniki mogą nam się wydawać kompletne i w pełni wiarygodne. Świadome decyzje czy przekonania, które przychodzą nam do głowy, są konstruowane na poziomie nieświadomym za pośrednictwem afektu, który wzmacnia pewne opcje, ograniczając równocześnie dostępność wielu innych. To, co dzieje się później w naszych umysłach, przypomina rozprawę sądową, na której nasz umysł staje się adwokatem wybranej, nieświadomej opcji i jego zadaniem jest już tylko znalezienie odpowiednich argumentów po to, by ją uzasadnić. Ale owe argumenty nie muszą odwoływać się do wiedzy czy faktów, ważne jedynie, by potwierdzały (efekt konfirmacji) wybraną opcję. Badaczka emocji, psycholożka L. Feldman Barrett uważa, że zawsze wtedy, kiedy mamy poczucie, że coś jest prawdziwe, jest to realizm afektywny – nieunikniony, uniwersalny aspekt umysłu. Sprawia on, że sprawy, usłyszane wypowiedzi, poglądy i opinie od razu wydają nam się oczywiste i słuszne lub błędne. Realizm powoduje, że wierzymy w coś, nawet gdy dowody temu przeczą. Jak przekonuje J.P. Sartre „emocja jest fenomenem wiary” lub bardziej metaforycznie „wszystkie emocje sprowadzają się do tego, że konstytuują świat magiczny, posługując się naszym ciałem jako środkiem zaklęcia”.

Jesteśmy nadmiernie pewni własnej wiedzy oraz bezkrytycznie ufamy naszym przekonaniom podczas gdy często, zwłaszcza w sprawach złożonych i wymagających pogłębionej refleksji i rozumienia, wyciągamy pochopne wnioski na podstawie skromnych danych, którymi dysponujemy. Jeden z najwybitniejszych współczesnych psychologów, badacz natury naszych umysłów Daniel Kahneman twierdzi, że maszyneria skojarzeniowa ma wpisaną w naturę pewną właściwość, polegającą na podsuwaniu umysłowi tylko takich idei, które wcześniej zostały aktywowane. Ta część naszej wiedzy, nawet tej opartej na faktach, która nie została choćby nieświadomie przywołana z pamięci przestaje w danej chwili istnieć i stanowić jakikolwiek kryterium oceny aktualnych zdarzeń. Nasz umysł, a dokładniej ten jego system, który definiuje się dziś jako „system szybki”, konstruuje jak najlepszą opowieść z aktualnie aktywowanych danych oraz pojęć i nie potrafi przy tym uwzględnić, choćby chciał, tych informacji, których w danej chwili nie ma. Nic więc dziwnego, że nasze wnioski i wiedza płynąca z tak ograniczonych procesów myślenia, mówiąc delikatnie, trąci ignorancją. Nie przeszkadza to nam jednak toczyć spory dotyczące złożonych i różnorodnych kwestii tak, jakbyśmy byli ekspertami w danych dziedzinach i byli w posiadaniu pełnej i wiarygodnej wiedzy na określony temat. D. Kahneman zwraca uwagę na fakt, że „przekonanie o słuszności własnego zdania bierze się ze spójności opowieści, którą konstruujemy z dostępnych danych. Opowieść jest dobra wtedy, pisze autor, kiedy informacje są spójne, a nie wtedy, kiedy są kompletne. Często bywa wręcz tak, że im mniej wiemy, tym łatwiej jest nam ułożyć sobie wszystko w spójną całość”.

Drugi czynnik odpowiedzialny za jakość toczonych sporów kryje się w błędach poznawczych, znakomicie opisanych przez psychologów i związanych z obronnością percepcyjną, złudzeniem wiedzy, rozumienia i pewności siebie. Mówiąc krótko: kiedy w naszym umyśle wykrystalizuje się jakaś opinia bądź teoria dotycząca ważnej dla nas kwestii, natychmiast stajemy się odporni na wszelkie argumenty z nią sprzeczne. Własne pomysły traktujemy, podobnie jak wszystko inne co do nas należy, dom, samochód, żonę, męża itd. – jako część naszej tożsamości. I podobnie jak będziemy zaciekle bronić swojego domu, rodziny, wspomnień, stawiamy silny opór, jeśli ktokolwiek usiłuje podważyć nasze przekonania. Jesteśmy poznawczymi egotystami, zaciekle broniącymi własnych poglądów i opinii, bez względu na to, czy są one rezultatem rozległej wiedzy, bezrefleksyjnej indukcji lub wszechobecnym w przestrzeni publicznej bełkotem. Jeśli np. przekonanie, że Ziemia jest płaska zakorzeni się w naszym umyśle, będzie już zawsze z łatwością przywoływane (dostępne poznawczo) w każdej toczącej się na ten temat dyskusji, budząc przy tym niepodważalną pewność i poczucie, że mamy rację. Jak powiada babcia Pawlakowa w filmie „Sami swoi”: sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Parafrazując można rzec – osąd osądem, ale prawda musi być po naszej stronie.

Wracając do Quinowskiego rozumienia sporów, to biorąc pod uwagę opisane powyżej funkcjonalne ograniczenia naszych umysłów, możliwości prowadzenia mądrych sporów, czy ich rozsądnego rozstrzygania, wydają się prawie beznadziejne. Bo z jednej strony większość sporów ma charakter pozalogiczny, a więc z natury nie posiadający żadnych ostatecznych kryteriów, do których można byłoby się odwołać (a więc ostatecznie nierozstrzygalny), z drugiej zaś nasze naturalne skłonności tworzenia spójnych opowieści powodują, że – bez względu na argumenty adwersarzy – trudno nam poddać je rzetelnej refleksji, nie mówić o ich szybkim pozbyciu się (co sprawia, że nawet spory logiczne, np. czy szczepić się, czy nie, jak działają leki homeopatyczne, czy zmiany klimatyczne są faktem lub czy Ziemia jest płaska, ludzie potrafią zaciekle bronić własnych poglądów, nawet jeśli są nieprawdziwe). Ja jednak będę się upierał przy tym, że warto podjąć taką próbę, nawet jeśli wydaje się ona na pierwszy rzut oka zbyt idealizacyjna. Na rynku znajdziemy mnóstwo książek poświęconych „porozumieniu bez agresji” (zainteresowanych odsyłam do lektury). Trudno nie docenić w nich pewnych ogólnych wskazówek, które mogą nam pomoc w lepszej komunikacji. Niestety, bardzo często pomija się w nich wiedzę z zakresu procesów myślenia, podejmowania decyzji, motywacji i pamięci. Stąd ich moc wyjaśniająca i praktyczna skuteczność są także ograniczone.

Akceptacja wiedzy psychologicznej i logicznej, dotyczącej zarówno natury samych sporów jak i naszych umysłów, stawia przed ludźmi spore wymagania jeśli chodzi o możliwości prowadzenia mądrych dyskusji. Skoro bowiem nie ma obiektywnych racji, do których można się w większości sporów odnieść i ponadto mamy dość ograniczone zdolności wglądu we własne procesy umysłowe w danej chwili, musimy szukać innych strategii. Można odwołać się np. do zdrowego rozsądku, który każe odpuścić tam, gdzie szansa na porozumienie jest niewielka, do krytycznego myślenia, nakazującego z uwagą poddać analizie stawiane argumenty, a także wzajemnego szacunku i tolerancji, sprzyjającym zawieszeniu naszych racji w sytuacji, gdy możemy dotknąć czyichś najgłębszych uczuć i zranić boleśnie. Nie oznacza to, że korzystając z tych metod, zagwarantujemy sobie sukces. Możemy jednak zmienić poziom, na którym toczy się spór. Zamiast nastawiać się na wygraną, koncentrujemy się na możliwości porozumienie (konsensusu) i jakości relacji. Mniej ważne staje się to, kto w sporze ma rację, za to jego wartość zawiera się w rozumieniu i wzbogaceniu własnych opowieści oraz w możliwości budowania silnych więzi międzyludzkich. Rzec można, że chodzi o wolę porumienienia, która o niczym z góry nie przesądza i zostawia szerokie pole do dyskusji, otwartą przestrzeń możliwych rozstrzygnięć. Dzięki woli realne staje się oszukanie naszych naturalnych ograniczeń poznawczych.

Czym jest wola porozumienia? Najbliżej jej są pojęcia postawy, czy nastawienia. Ale jest też mechanizmem chwilowego zawieszenia naszych osądów. Wzmacnianiu woli służy wcześniejsze ustanowienie celu sporu. Cel bowiem określa wartość afektywną wszystkich obiektów (zdarzeń, zachowań, myśli), które z celem są związane. Jeśli celem będzie porozumienie, automatycznie wszystko to, co sprzyja realizacji tego celu będzie wartościowane pozytywnie, a wszytko co stanie się przeszkodą w jego osiągnięciu – negatywnie. Sprawa będzie wyglądać inaczej, kiedy celem będzie wygranie sporu, za którym może się kryć np. standard władzy, wysokiej samooceny. Wówczas pozytywnie wartościowane będzie tylko to, co sprzyja wygranej, czyli własne argumenty, celne riposty, pewność siebie, negatywnie zaś to, co oddala nas od wygranej (w tym np. osoba adwersarza sporu, jego uczucia i przekonania). Warto przy tym pamiętać, że proces wartościowania odbywa się poza nasza kontrolą, podsuwając myśli i rozwiązania, które świadomy umysł bierze pod uwagę. Na tym zasadza się siła woli porozumienia. Nie musimy skazywać naszego umysłu na wysiłek związany z samokontrolą i refleksją, bowiem ustanowienie celu automatyzuje jego działanie, ułatwiając osiągniecie zamierzeń. Należy także uwiadomić sobie, że w każdym sporze aktywizuje się mniej lub bardziej cel niejawny, jakim jest autoprezentacja. Cel ten będzie bardziej wpływał na bieżącą aktywność, jeśli będzie ona usytuowana w kontekście publicznym (np. spór toczący się na portalach społecznościowych), choć to nie oznacza, że zniknie całkowicie w sytuacjach twarzą w twarz. Jeszcze inną, ukrytą barierą nastawienia na porozumienie, jest temat sporu. Jeśli dotyczy on kwestii (wartości, przekonań) fundamentalnych dla naszej tożsamości oraz poczucia sensu i kontroli, większa będzie nasza skłonność do obrony własnej opowieści, a więc do kierowania się celem jakim jest wygrana w sporze.

Według niemieckiego filozofa, twórcy teorii racjonalności komunikacyjnej J. Habermasa, z działaniem komunikacyjnym – możemy dodać – z mądrym sporem, mamy do czynienia wtedy, gdy jego uczestnicy koordynują plany działania nie przez egocentryczną kalkulację (szans) sukcesu, lecz przez akty dochodzenia do porozumienia. W działaniu komunikacyjnym uczestnicy stawiają własny sukces na drugim planie. Tak rozumiana racjonalność komunikacyjna, oprócz bycia receptą na porozumienie, stanowi równocześnie zbiór sprecyzowanych wymogów względem podmiotu, takich jak szacunek, uznanie równej pozycji, czy szczerość. Nastawienie zorientowane na porozumienie uzależnia, zdaniem filozofa, uczestników interakcji wzajemnie od siebie. Uczestnicy ci liczyć się muszą z zajęciem stanowiska typu „tak” lub „nie” przez swych adresatów, mogą bowiem oni osiągnąć zgodę jedynie na podstawie intersubiektywnego uznania roszczeń do ważności. Nastawienie na porumienienie nie prowadzi jednak automatycznie do konieczności odrzucenia własnych racji, zakwestionowania osobistych opowieści. Uwrażliwia jedyne na to, co może być wspólne, przyznaje, że na świat składa się wielość zróżnicowanych narracji. J.Habermas nie mówi zatem „musisz odmienić swoje życie”, lecz raczej „musisz zróżnicować swoje życie, musisz zrozumieć, że jest ono oparte na życiu innych ludzi. Musisz żyć, pamiętając o klęsce innych, pamiętając, że twoje życie jest rzadko tylko twoje. Musisz żyć, uwzględniając życie innego”.

Przed nami święta Bożego Narodzenia. W naszej tradycji to czas na spotkania rodzinne i długie rozmowy przy stole. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, podejmowane są różne tematy, także te, co do których nie mamy wspólnego stanowiska (polityka, zdrowie itd.). Trudno zachować zdrowy rozsądek, kiedy biorą górę emocje, a tak się dzieje zwłaszcza wtedy, kiedy poruszamy kontrowersyjne tematy (obecność bliskich tylko potęguje emocje). Artykuł miał Państwu uświadomić jak złożone i trudne jest prowadzenie mądrych sporów, zważywszy na nasze wielopoziomowe ograniczenia poznawcze, wynikające z natury naszych umysłów. Tym bardziej warto zachować odrobinę choćby dystansu, pewnej mądrej wstrzemięźliwości, w sytuacjach, gdy toczone rozmowy zaczynają niebezpiecznie skłaniać się w stronę kwestii nierozstrzygalnych. Być może najprostszy sposób jest w tym wypadku najbardziej skuteczny. Sam często się do niego odwołuję, prosząc moich rozmówców: zmieńmy temat, i podnoszę kieliszek wina, wznosząc toast za życie oraz za wszystkich zagarniętych przez mądrość porozumienia.

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty