Trzy tygodnie temu, 14 października 2021 r. na łamach Tygodnika DB2010 ukazał się krytyczny komentarz pt. A my znowu w awangardzie pióra Piotra Sosińskiego, dotyczący podpisania przez włodarzy Wałbrzycha Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, co miało miejsce 11 października b.r. w Poznaniu, w obecności europejskiej komisarz ds. równości.
Zarówno wydźwięk tekstu Piotra Sosińskiego jak i argumentacja w nim użyta nie mogą pozostać bez choćby próby ustosunkowania się, zwłaszcza, że sprawa jest niezwykle aktualna. Wystarczy bowiem sięgnąć do ostatniej debaty sejmowej nad skandalicznym projektem anty-LGBT by stwierdzić, że każda forma wzmacniania, konstytucyjnie gwarantowanych praw i wolności obywatelskich, jest wskazana i konieczna.
Ale ad rem.
Geneza
Tekst Piotra Sosińskiego można czytać na dwóch poziomach: prawnym i ideologicznym.
W tym pierwszym ujęciu Autor wskazuje zarówno na genezę karty jak i jej charakter. Bez wątpienia bowiem jej zadaniem, jest nie tylko określanie problemów związanych z rzeczywistym zapewnieniem równości kobiet i mężczyzn, ale również szukanie skutecznych rozwiązań w tym zakresie. Podkreślić tutaj należy, że karta ma znaczenie dla władz lokalnych i regionalnych uczestniczących w Radzie Gmin i Regionów Europy. Polskimi członkami rady są Związek Miast Polskich z siedzibą w Poznaniu oraz Związek Powiatów Polskich z siedzibą w Nowym Sączu.
Pamiętać jednak trzeba, że karta to akt deklaratywny i przystąpienie do niej jest dobrowolne, co nie jest bez znaczenia w omawianym przypadku. Oznacza to ni mniej nie więcej, że samorządy nie muszą, ale chcą być częścią tego ogólnoeuropejskiego projektu. Dowodem niech będzie fakt, że Rada Gmin i Regionów Europy uruchomiła w marcu 2012 r. „Obserwatorium Europejskiej Karty Równości”. Jego platforma internetowa prezentuje najlepsze praktyki i przykłady udanych lokalnych polityk równości płci i ułatwia koordynowanie działań sygnatariuszy.
Tym zatem omawiana Karta różni się np. od Karty Praw Podstawowych UE czy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, których obowiązywanie w naszym kraju z tytułu przynależności do UE i Rady Europy na gruncie naszego prawa nigdy nie było podważane. Dopiero ostatnio, w otoczeniu Ministra Sprawiedliwości pojawiły się groźne acz niepoważne zapowiedzi zaskarżenia Konwencji o Prawach Człowieka do łże – trybunału mgr Przyłębskiej. Krok taki byłby kolejnym potwierdzeniem drogi jaką obrała partia rządząca, zmierzając na Wschód, tam gdzie „demokrację nieliberalną” czyli autorytarnego potworka, budują Putin, Erdogan i Orban. Jak mawia jeden z bohaterów „Seksmisji” Juliusza Machulskiego Maszerujmy na Wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja.
Odrobina rzetelności
Krytykując decyzję władz Wałbrzycha Piotr Sosiński powołuje się na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu z 27 sierpnia 2020 r. (II SA/Po 520/20), w którym to orzeczeniu sąd oddalił skargę władz Poznania na tzw. rozstrzygnięcie nadzorcze wojewody wielkopolskiego. Żeby nie zanudzać Czytelników prawniczymi dywagacjami, przypomnieć należy, że również Poznań uchwałą rady miasta z 11 lutego 2020 r. przyjął Europejską Kartę Równości. Wojewoda, jako organ nadzoru – wskazując na istotne naruszenie prawa – stwierdził nieważność tej uchwały, co Poznań zaskarżył do sądu i skarga ta została oddalona.
Rzecz jednak w czymś innym. Otóż Piotr Sosiński stanowczo upraszcza sprawę podkreślając, że WSA oddalając skargę, podzielił w pełni argumentację wojewody i sugerując jakoby nastąpiło to w całej rozciągłości podnoszonych przezeń argumentów. Tymczasem sąd administracyjny bardzo wyraźnie w swym uzasadnieniu wskazał, że przedmiotem rozstrzygnięcia nie była sama uchwała Rady Miasta ale zaskarżony przez nią akt czyli decyzja wojewody. I to jej treść oraz zasadność wyznaczyła granice sporu a co za tym idzie orzeczenia. Sąd podkreślił przy tym wyraźnie, że uznając doniosłość społeczną zagadnienia równości i problematyki objętej Kartą, nie oceniał jej z punktu widzenia światopoglądowego. Jak wskazał sąd w uzasadnieniu:
Efekty współpracy w ramach Rady Gmin i Regionów Europy nie „przenikają” automatycznie ani nawet pośrednio do sfery prawnej członków tej organizacji. Rada Gmin i Regionów Europy jest niepaństwową platformą kooperacji gmin i regionów funkcjonujących w zróżnicowanych uwarunkowaniach prawnych. Inicjatywy tej organizacji – nawet jeśli są doniosłe (czego nie można odmówić Europejskiej Karcie Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym) – w płaszczyźnie prawnej nie są niczym innym jak postulatami czy pomysłami ukierunkowanymi na poprawienie standardów działalności lokalnej, które mogą, ale zarazem nie muszą być wdrażane przez kooperujące władze lokalne i regionalne. (LEX nr 3053856)
Mówiąc wprost – nie sama uchwała i jej treść była przedmiotem sporu ale tryb jej uchwalenia, ramy oraz zasadność z punktu widzenia zadań samorządu. Po prostu – Rada Miasta Poznania uczyniła kartę załącznikiem do uchwały co nadało jej – słusznie kwestionowaną – moc prawa miejscowego. Zresztą, podnoszone przez wojewodę argumenty o rzekomym promowaniu przez uchwałę ideologii „gender” sąd – słusznie – pominął milczeniem.
Z powyższego wynika, że przystąpienie władz Wałbrzycha do karty, dobrowolne i uprawnione, nie rodzi jakiś szczególnych niebezpieczeństw. No, chyba, że przeraża nas to straszne słowo „równość”. Ale wtedy mamy już do czynienia z ideologizacją rzeczy prostych i oczywistych. I to jest ta druga płaszczyzna tekstu Piotra Sosińskiego.
Tuman neomarksizmu
Dywagacje P. Sosińskiego na temat neomarksizmu i kolejnego etapu lewackiej rewolucji można byłoby pominąć i wzruszyć tylko ramionami nad ignorancją Autora. Ostatecznie zauważyć można od dawna, że polskiemu tzw. konserwatyście, dla którego Adenauer ze swym ordoliberalizmem i de Gaulle, katolik przysięgający na wierność Francji jako republice laickiej, to lewaki, bliżej do ewangelikalnych, anglosaskich ekstremistów głoszących teorie z pogranicza aberracji umysłowych niż kontynentalnej chadecji Ruutego, Aznara czy Kurza.
I właśnie ów neomarksizm ma być takim kluczem, pojęciem – lewarem, które objaśniać ma wszystko co dzieje się na świecie, a czego taki polski konserwatysta, a raczej fundamentalista, pojąć nie może i nie umie. Wrzuca się do tego worka z napisem „neomarksizm” wszystko: od walki o prawa kobiet, feminizm równe prawa pracownika na rynku pracy, czy równość polityczną po edukację seksualną, prawa reprodukcyjne, czy kwestionowanie miejsce kościoła w życiu społecznym. Zatem wszystko, co zdaniem polskiego konserwatysty, a nie przepraszam, fundamentalisty zagraża tradycyjnemu modelowi społeczeństwa i rodziny.
Pomijając już, że tzw. tradycyjny model rodziny ma może ze sto lat i związany jest z epoką przemysłową, podkreślić trzeba, że postulat walki o równość i prawa grup upośledzonych nie jest wynikiem renesansu marksizmu, jakby chciał dr Piotr Sosiński, gdyż Marks zakładał niezmienność stałej relacji społecznej (wyzyskujący – wyzyskiwany) opartej o aktualny, bezwzględny stan stosunków ekonomicznych. Zdaniem niemieckiego brodacza i jego kolegi Engelsa, też brodacza, zmiana takiego układu mogła nastąpić tylko dzięki rewolucji bo kim się urodziłeś tym zostawałeś: chłop – chłopem, burżuj – burżujem, robotnik – robotnikiem. System był niezmienny. Na tym polegał determinizm marksistowski. I prawica, chcąc nie chcąc, myśli Marksem.
Współcześnie natomiast, w erze globalizacji i płynnej rzeczywistości, w opisywaniu relacji społecznych akcentuje się przede wszystkim władzę a nie czynnik gospodarczy. Dlatego postuluje się równość wielu grup społecznych, pozostających dotychczas w cieniu by i one partycypowały we władzy, a co za tym idzie w pełnej wolności. Ideom takim bowiem dziś przyświeca nie Marks, który był filozofem wulgarnym, ale angielscy piewcy wolności użytecznej dla wszystkich John Stuart Mill i Jeremy Bentham. W takim rozumieniu ktoś kto nastaje na równe prawa kobiet czy LGBT+, nastaje na wolność im przysługującą i zagwarantowaną.
I na koniec – zawsze bawi mnie, gdy reprezentant partii, która z Konstytucji RP uczyniła sobie wydmuszkę prawną, która na granicy szykuje nam drugą Srebrenicę i pałuje kobiety, ustępując nazistom, poucza innych o prawach w niej zawartych. Ubrał się diabeł w ornat i na mszę dzwoni, chciałoby się powiedzieć.
Prof. UAM Dr hab. Maksymilian Stanulewicz
Od redakcji: autor jest wałbrzyszaninem z urodzenia, absolwentem I LO w Wałbrzychu. Jest prawnikiem, specjalistą prawa wyznaniowego i ustrojowego, historykiem prawa i ustroju w Zakładzie Badań nad Ustrojem Państwa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.