https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Okiem psychologa: przede wszystkim poznaj samego siebie

Okiem psychologa: przede wszystkim poznaj samego siebie

– Nie wierz we wszystko o czym myślisz – G. Lombardi, Gale Sinatra

– Człowiek musi znać swoje ograniczenia – Siła Magnum (Clint Eastwood).

„Poznaj sam siebie”. Aforyzmten w postaci napisu, według Pliniusza St., znajdował się w Delfach na świątyni Apollina. Jego autorstwo przypisywano jednemu z siedmiu mędrców, najczęściej Chilonowi. Arystoteles wiązał go jednak z Pytią, gdyż wspomniany napis istniał na świątyni jeszcze przed Chilonem. Natomiast jego uczeń Klearch z Soloi sądził, że taką odpowiedź otrzymał Chilon od wyroczni na pytanie, czego ma się w pierwszym rzędzie nauczyć człowiek. Jednak aforyzm ten nie był wówczas rozumiany tak, jak rozumiemy go dziś, zachęcając byśmy odkrywali swoje autentyczne ja, własne najskrytsze pragnienia, potrzeby i wartości. Jak podkreśla wielu historyków i filozofów, pierwotnie miał on przede wszystkim uświadamiać człowiekowi granice, jakie stawia mu natura, szczególne uzdolnienia oraz konkretne okoliczności. Starożytni doskonale rozumieli, że nie jesteśmy zamkniętymi w sobie, odgrodzonymi od świata jednostkami. Epiktet przypominał: nie jesteś samotnym bytem, ale jedyną w swoim rodzaju cząstką wszechświata. „Poznaj sam siebie” oznaczało zatem poznanie swoich ograniczeń, stając się tym samym swoistym ostrzeżeniem przed ludzką arogancją, pychą oraz zarozumiałością.

Kluczowym momentem dla ewolucji nowocześnie pojmowanej podmiotowości, jako skierowanej na własne wewnętrzne stany świadomości, jest ukazanie się w 1641 roku Medytacji Kartezjusza. Kartezjusz swoim słynnym wywodem – „myślę więc jestem” uprawomocnił adekwatność samowiedzy, opartej na spostrzeżeniu wewnętrznym. Jak zauważa Husserl w „Medytacjach kartezjańskich”, wraz z Kartezjuszem dokonał się nowożytny zwrot myśli ludzkiej ku czystemu ego, w kierunku subiektywizmu. Tym samym podmiotowość oderwała się niejako od świata i natury (konstytuując dualizm duch – materia), stając się centrum niczym nie skrepowanej refleksyjności. Starożytna przestroga, by poznać samego siebie, tj. uświadomić sobie, że zrozumienie własnej natury jest uwikłane w szerszy kontekst, została zastąpiona przez dogmat samopoznania rozumianego jako czysta, nie zapośredniczona introspekcja, której rezultaty ujawniają prawdę o nas samych. Nie mamy już wątpliwości, że możemy dotrzeć do jądra swojej osobowości, poznać jej istotę, odkryć swoje prawdziwe ,autentyczne” ja. Potrzebujemy jedynie odwagi spojrzenia w głąb siebie, uważnej, pozbawionej samooszukiwania autorefleksji.

Nawet rewolucja w myśleniu o ludzkiej naturze, jaka dokonała się na początku XX wieku, a której inspiratorem był austriacki psychiatra Zygmunt Freud, rewolucja, która wraz z pojęciem nieświadomości odebrała człowiekowi epistemologiczną pewność własnych autorefleksji, nie spowodowała zakwestionowanie introspekcji jako narzędzia trafnego samopoznania. Wprawdzie, zgodnie z teorią psychoanalityczną, istnieje w każdym z nas obszar umysłowych treści i doświadczeń ukryty przed świadomym oglądem, jednak dzięki odpowiednim technikom terapeutycznym (np. wolnych skojarzeń, analizy marzeń sennych, czynności pomyłkowych, hipnozy itd.) możemy do niego dotrzeć i ujawnić przed sobą jego nie zmieniony obraz (uzyskując tym samym nad nim kontrolę i np. pozbywając się objawów nerwicowych). To co nieświadome może zostać uświadomione, a my możemy czuć się bezpieczni i pewni, że poznanie prawdy o nas samych jest w zasięgu naszych możliwości (czasami potrzebni są do tego psychoterapeuci).

Przypieczętowanie introspekcji, jako prawomocnej metody badań ludzkiego umysłu, dokonało się w nauce (psychologii) na początku XX wieku. Uważano, że zjawiska psychiczne możemy poznawać między innymi bezpośrednio, tj. bez pomocy zmysłów, zwracając uwagę na nasze życie psychiczne. Mimo licznych uwag krytycznych, skierowanych wobec introspekcji (np. niesprawdzalność sądów introspekcyjnych), metoda ta nigdy nie została zakwestionowana i do dziś stanowi jedną z wielu powszechnie wykorzystywanych w badaniach psychologicznych. Jak pisze Mieczysław Kreutz (polski przedstawiciel introspekcjonizmu): stwierdzamy, że introspekcja ma wartość naukową, gdyż sądy ogólne na jej podstawie wydane są sprawdzalne. Sądy te mogą dotyczyć bądź to związków przyczynowych, zachodzących między zjawiskami, bądź też prawa stałego współistnienia zjawisk, czyli opisy typowych przeżyć”. Mieczysław Kreutz, podobnie jak wielu innych psychologów uważał, że dzięki metodzie introspekcji jesteśmy w stanie do pewnego stopnia poznać zarówno naturę naszych umysłów, jak i procesy nimi rządzące, choć zdawał sobie sprawę, że sama introspekcja nie wystarczy do ujawnienia całej prawdy o ludzkiej psychice. Zwracał też uwagę na fakt, że introspekcja nie jest naturalnym nastawieniem umysłu (jest nim raczej nastawienie ekstrospekcyjne) i że potrzeba pewnej dojrzałości (cokolwiek to znaczyło), by ją stosować (uważał, że dzieci, ludzie pierwotni, czy niewykształceni nie są do niej zdolni. Na marginesie – w ten sposób autor przyznaje, że introspekcja nie jest czystym wewnętrznym spostrzeżeniem, lecz jest zapośredniczona przez język i wiedzę, także wiedzę o sobie).

Współcześnie sądzi się, że introspekcja jest zjawiskiem powszechnym, jest nawykiem uruchamianym w sytuacji, w której stajemy się świadomi samych siebie. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy jesteśmy np. obserwowani przez innych (samoświadomość publiczna) lub kiedy pojawiają się silne uczucia (smutek, cierpienie, niepokój). Jak zauważa Josef Le Doux, uczucia koncentrują uwagę na pewnych aspektach struktury ja (wiedzy o sobie) – np. czy dam radę, pewnie plotę bzdury, nie dam rady, jestem beznadziejny lub jak zwykle zrobiłem dobre wrażenie na innych, jestem niezastąpiony, miły, itp., tj. na pozytywnych lub negatywnych. Pobudzenie dowolnego obszaru samowiedzy powoduje rozprzestrzenianie się pobudzenia na inne jej aspekty i jeśli nie zahamujemy tego procesu, skazani jesteśmy na – zwykle przykrą – ruminację (dumanie i zastanawianie nas sobą). U wielu osób proces ten pojawia się automatycznie, właśnie jako nawyk.

Nie trzeba jednak uprawiać nauki by dostrzec, że żyjemy w czasach kultury terapeutycznej. Introspekcjonizm – jak zauważa Christopher Lasch w „Kulturze narcyzmu” – jest dziś głównym zajęciem spsychologizowanych jednostek. Analizują oni świat wyłącznie przez pryzmat własnych osobistych problemów. Dręczy ich nie poczucie wstydu (które odnosi się do naszych działań), lecz niepokój (który odnosi się do ja). Mówimy o swoich wewnętrznych przeżyciach nie po to, by zrozumieć rzeczywistość, ale po to, by uwieść słuchacza, zagarnąć jego uwagę. Zewsząd zachęca się ludzi do introspekcji uznając, że jest ona gwarancją udanego życia i właściwych życiowych wyborów. (Pewnie w innych epokach ludzie też zastanawiali się nad sobą, ale czynili to raczej automatycznie i rzadko – życie oparte było bowiem na jasnych regułach, zasadach i rolach społecznych, co nie wymagało ani głębszej refleksji, ani tym bardziej jakiejś szczególnej troski o swoje ego). Eksperci od rozwoju osobistego przekonują, że poznanie siebie, odkrycie swojego „autentycznego” ja jest nie tylko możliwe (wystarczy za odpowiednią kwotę udać się, pełni optymizmu, na ich spotkania rozwojowe lub zgłosić się do nich bezpośrednio – np. na coaching), ale wręcz konieczne do tego, by zrealizować w pełni swój wewnętrzny potencjał, żyć w zgodzie z sobą, bez samooszukiwania się. Słowem: jedyną drogą do szczęścia i samorealizacji jest samopoznanie.

Niemal codziennie dokonujemy introspekcji swoich uczuć, pragnień, preferencji, pasji, zakładając, że one po prostu tkwią w nas, niczym ukryte skarby i czekają tylko na odkrycie. Zakładamy, że aby się zmieniać i rozwijać, musimy najpierw odkryć swój potencjał, dotrzeć do najbardziej ukrytych zakamarków własnego umysłu – słowem: nie ma rozwoju bez pogłębionej i rozległej autorefleksji. Jednak czy rzeczywiście, tak jak podpowiada nam intuicja, możemy dzięki autorefleksji poznać prawdę o sobie, odkryć swoją istotę i „prawdziwą” jaźń? Powszechność tej iluzji oparta jest na innym zdroworozsądkowym założeniu, że posiadamy jakąś stałą skrystalizowaną osobowość, jakąś esencję, niezmienną i niepodlegającą wpływom kultury, środowiska, czy innych ludzi (co najwyżej owa kultura środowisko i inni ludzie mogą ją zniekształcić, skontaminować, ograniczyć). Tymczasem coraz więcej współczesnych teorii postrzega „ja” nie jako strukturę monolityczną, lecz wieloraką, składającą się z wielu aspektów, podsystemów, subosobowości. Kwestionuje się także stałość i niezmienność naszego „ja”. Być może, tak naprawdę nie istnieje nic takiego jak w pełni zintegrowana ludzka istota, twierdzą Dan Arliely i Robert Kurzbaun. Być może stanowimy nagromadzenie wielu „ja”. Harré postuluje, że podmiot istnieje jedynie jako ciąg „chwilowych tożsamości”, zależnych od aktualnego kontekstu sytuacyjnego, rodzaju relacji. Każdy element wiedzy o sobie jest przypisany do określonego kontekstu sytuacyjnego i wpływa na dokonywaną przez osobę ocenę tylko w tych specyficznych okolicznościach. Zatem aktywizacja różnych pozycji „ja” u tej samej osoby może powodować znaczące różnice intraindywidualne w funkcjonowaniu tej osoby. Mówiąc metaforycznie, może być tak, że jedna z kilku pozycji „ja” danej osoby jest bardziej neurotyczna lub inteligentna niż inna. Być może tylko jedna z kilku pozycji u danej osoby ulega stereotypowemu myśleniu o pewnej grupie społecznej, czy też żywi określonego rodzaju uprzedzenia, inna zaś jest od tego wolna.

Profesor Alina Kolańczyk twierdzi natomiast, że „ja” to samoorganizujący się system motywacyjny. Nie istnieje zatem nic takiego jak stała osobowość, lecz wyłącznie system celów (przy czym wiele z nich ma charakter nieświadomy), zmienny i płynny, wpływający na osobisty sposób widzenia świata i działania w nim, bez udziału jakiegoś centralnego systemu i świadomości, co może prowadzić do niespójności naszych zachowań i ich zmienności w czasie. Z kolei Matthew Harris i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Edynburgu udowadniają w swoich badaniach, że nie istnieje pozytywna korelacja pomiędzy różnymi cechami osobowości w wieku 14 i 77 lat. Osobowość w starszym wieku może być całkowicie różna od osobowości tej samej osoby w okresie dzieciństwa – przekonują badacze. Wybitny neurobiolog i neuronaukowiec Michael Gazzaniga uważa, że poczucie „ja” związane jest z działaniem pewnego neuronalnego modułu mieszczącego się w lewej półkuli mózgowej, który nazywa interpretatorem, choć to nie oznacza, że w tym module mieści się nasze „ja” (wiemy też, że „ja” nie mieści się w żadnym konkretnym obwodzie mózgowym, wyłania się w wyniku działania bardzo wielu obwodów ulokowanych w różnych obszarach mózgu). Badania bezsprzecznie pokazują, że w naszych mózgach istnieje wiele modułów pełniących ważne życiowe funkcje, odpowiedzialnych za niezliczoną ilość podejmowanych decyzji i działań, które są niedostępne świadomemu interpretatorowi, choć on obsesyjnie i nieprzerwanie próbuje objaśniać to, co dzieje się z nami w danej chwili.

Poznanie i rozumienie siebie, podobnie jak każde inne poznanie, odbywa się w oparciu o narracje. Nie odkrywamy po prostu jakiejś własnej cechy, preferencji, potrzeby czy zdolności, lecz tworzymy o sobie pewną spójną opowieść, która wcale nie musi (i zwykle nie jest) prawdziwa, wystarczy natomiast, że jest przekonywująca i porządkująca nasze życie. Kreujemy obraz siebie, interpretując własne zachowania, myśli, uczucia i pragnienia zgodnie z własną opowieścią w taki sposób, żeby do niej pasowały lub ją sensownie uzupełniamy. Przy czym efekt owych interpretacji – obraz samego siebie – jest w większości przypadków pozytywny. Psychologowie dawno temu odkryli zjawisko zwane inklinacją pozytywną w naszym myśleniu o sobie. Zdecydowana większość ludzi, bez względu na wiek, płeć, pochodzenie i wykształcenie, uważa się w większości działań za osoby ponadprzeciętne. Tworzymy raczej iluzje dotyczące samych siebie, swoich cech i zdolności, niż odsłaniamy wiarygodny i obiektywny obraz samych siebie. Większość z tego, co wiemy lub dowiadujemy się o sobie jest wynikiem działania kulturowych i osobistych narracji i kiedy one z jakiś powodów ulegają zmianie (np. przez zmianę środowiska, w którym żyjemy, mód i trendów kulturowych, wiedzy psychologicznej itd.) zmieniamy się i my. Prawda jest taka, że jesteśmy w istocie wewnętrznie sprzeczni, nasze przekonania, preferencje bywają niespójne, zmienne i zależne od kontekstu oraz aktualnych celów i potrzeb. Musimy pogodzić się z faktem, że na ogół nie mamy bezpośredniego dostępu do motywów, pragnień i przyczyn swoich zachowań, uczuć, myśli i formułowanych narracji.

Człowiek uświadamia sobie takie swoje cechy i właściwości, na które ktoś lub coś zwróci mu uwagę i które potrafi nazwać (istnieją w jego słowniku pojęcia, które te właściwości opisują – np. słowo prersonalite – osobowość pojawia się dopiero w Odrodzeniu i dopiero w wieku XVIII używane jest powszechnie – wcześniej nikt nie spostrzegał siebie w kategorii osobowości – indywiduum o niepowtarzalnych cechach). Rozgraniczenie własnych psychicznych właściwości od społecznych lub estetycznych samoocen jest praktycznie niemożliwe – powiada rosyjski filozof i psycholog Igor Kohn. Kiedy myślimy o sobie: mądry, wytrwały, posłuszny, wybuchowy – zakładamy jakiś punkt odniesienia, a zatem porównanie z innymi. Innymi słowy: autorefleksja jest zawsze zapośredniczona poprzez język i kulturę. Nasze „ja” nie jawi nam się bezpośrednio, lecz jest konstruowane w oparciu o wzorce, reguły, obrazy, schematy obowiązujące w danej społeczności oraz systemie pojęć, języku, którym się posługujemy. Badania współczesnej psychologii pokazują, że korelacja pomiędzy treściami samoświadomości – opisami własnych cech i właściwości, a zachowaniem człowieka jest statystycznie nieistotna. Oznacza to, że przewidywanie ludzkich zachowań w oparciu o to, co myślą i mówią oni o sobie jest niezwykle trudne, a często wręcz niemożliwe. Stąd, przestrzega Robert Kurzban, nie możemy ufać temu, co mówią ludzie o sobie i swoich przekonaniach, preferencjach, motywach działania. Kiedy staramy się zrozumieć to, co dzieje się w umyśle człowieka musimy pamiętać, że są takie jego części, które mówić nie potrafią, choć działają, bez względu na to co myślą inne części.

Jeśli zatem stałość naszego ja jest iluzją, a nasze samopoznanie obarczone jest ryzykiem zniekształceń, błędów i narzucających się arbitralnych, osobistych narracji, bezpośrednie dotarcie do prawdy o sobie i własnej autentyczności jest jedynie czczą mrzonką.

 – Nie istnieją żadne przesłanki teoretyczne – pisze w swoim eseju „On bullshit” amerykański filozof moralności Harry Frankfurt – a tym bardziej empiryczne, z których dałoby się wyprowadzić fantastyczne twierdzenie, jakoby człowiekowi najłatwiej było dotrzeć do prawdy o nim samym.

Poszukiwanie autentycznego „ja” przypomina szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju, zwłaszcza wówczas, gdy go tam nie ma. Dlatego zdecydowanie bardziej wartościową i pewną wiedzę o sobie, niż tę będąca rezultatem introspekcji, możemy zdobyć studiując psychologię, socjologię czy antropologię lub też obserwując zachowania innych ludzi, w różnych kontekstach i kulturach. Profesor W. Łukaszewski od dawna sygnalizuje, że nadmiernie przywiązujemy wagę do różnic indywidualnych i nagminnie lekceważymy podobieństwa. Z kolei amerykański pisarz Eric Hoffer ironicznie stwierdził,że „kiedy ludzie mogą robić wszystko, czego tylko zapragną, zwykle zaczynają naśladować siebie. Przyjrzyj się uważnie jak i o czym najczęściej myślą ludzie w naszej kulturze, co ich motywuje, napędza ich życie jakie opowieści podzielają wspólnie, a odnajdziesz także siebie”.

No dobrze, powie ktoś, nawet jeśli introspekcja jest metodą zawodną w poznaniu siebie, to skoro jednak jest zjawiskiem powszechnym i wszyscy mamy do niej większą lub mniejszą słoność, musi przynosić nam jakieś korzyści. Z pewnością namysł i refleksja mogą być pomocne w procesie stawiania i realizacji bieżących i długoterminowych celów, kiedy to np. warto dokonać analizy swoich możliwości (czy dam radę zrealizować cel), słabych stron (co może mi przeszkodzić w realizacji celu), a także wówczas, gdy coś nam nie wychodzi, tracimy kontrolę nad swoim życiem. Niestety, wiele dowodów świadczy też o tym, że jest dokładne odwrotnie. W pewnych badaniach, np. przeprowadzonym przez psychologa Theodore Roethke, ochotnicy zostali podzieleni na dwie grupy. W pierwszej grupie badanych poproszono najpierw o refleksję nad jakością ich związku romantycznego, a następnie podanie oceny stopnia zadowolenia z tej relacji. W drugiej, badani zostali poproszeni o ocenę zadowolenia, bez jakiejkolwiek wcześniejszej autoanalizy. Kilka miesięcy później tylko badani z grupy drugiej nadal utrzymywali bliskie więzi ze swoimi partnerami. Roethke argumentuje, że nadmierna introspekcja i autoanaliza może sprawiać, że ludzie błędnie oceniają swoje samopoczucie i dobrostan. Istnieją zatem – kontynuuje psycholog – poważne ograniczenia tego, co możemy odkryć poprzez autorefleksję. W innych badaniach, przeprowadzonych przez Susan Nolen-Hoeksema – psycholożkę kliniczną na Uniwersytecie Yale, pokazano, że autorefleksja jest szczególnie problematyczna gdy czujemy się przygnębieni .Wyniki tych badań ujawniają, że kiedy ludzie są w depresji, rozważanie i analizowanie swoich problemów pogarsza tylko ich samopoczucie. Konkluzję tę wspierają także dane wynikające z obszernego przeglądu badań zespołu kierowanego przez Richarda McNally’ego – psychologa klinicznego z Harvardu, dotyczących korzyści praktyk terapeutycznych (tzw. debriefing) dla osób, które przeżyły traumę (w tym wypadku związaną z tragedią z 11 września 2001 r.). Badacz stwierdził, że owe praktyki i działania przynoszą nie tylko niewiele korzyści, ale mogą nawet zaszkodzić poszkodowanym przez los, przerywając naturalny proces gojenia się ran psychicznych. Ludzie bowiem często odwracają uwagę od myślenia o bolesnych wydarzeniach zaraz po ich wystąpieniu, co może bardziej sprzyjać powrotowi do zdrowia psychicznego, niż ponowne mentalne ich przeżycie.

Dokonujemy introspekcji swoich uczuć, pragnień, preferencji, zakładając, że one po prostu są w nas i czekają na odkrycie. Tymczasem nasze pragnienia, uczucia formułują się w kontekście naszych działań i relacji z innymi ludźmi. Niewiele wydumasz (raczej pewne, że pogorszysz sobie nastrój), analizując siebie. Ma rację Theodore Roethke przestrzegając, że kontemplowanie siebie jest przekleństwem, tylko pogłębiającym wcześniejszą konfuzję. Wielu psychologów (T Wilson, Simons) uważa zatem, że zamiast zastanawiać się nad sobą, powinniśmy zdecydowanie częściej działać w taki sposób, który zagwarantuje nam osiągniecie swoich pragnień (zamiast analizować swój związek lepiej pogłębiać intymność, dawać wsparcie, pielęgnować i utrwalać rytuały). Trzeba ponadto wiedzieć, że werbalizowanie własnych uczuć zmniejsza ich jakość i szczegółowość (tzw. werbalne zaciemnianie). Uważa się dziś dość powszechnie, że optymalnie funkcjonująca osoba nie zadaje sobie nieustannie pytań np. o poczucie własnej wartości i nie próbuje zagłębiać się w sobie (Ryan, Brown). Jak dowodzi psycholog motywacji Julius Kuhl, ludzie nastawieni na działania, w odróżnieniu od tych nastawionych na stan (nadmierną autorefleksję), są bardziej zmotywowani i wytrwali w dążeniu do celów i łatwiej je osiągają. Zamiast więc tracić swój czas i pieniądze na udział w mitingach rozwojowych i sesjach coachingowych, które z założenia służą pogłębieniu introspekcji, może warto poświecić go na np. na zabawę ze swoimi dziećmi, wspólną podróż ze swoim partnerem, pielęgnację swojego ogrodu, czy malowanie obrazów lub oddanie się nauce i poznaniu świata. To uczyni nas z pewnością bardziej szczęśliwymi. Jak zauważa austriacki psychiatra Beran Wolfe – asystent innego wielkiego psychologa Alfreda Adlera – w swojej książce wydanej w 1931 roku „How to be happy though human” (w wolnym tłumaczeniu): jeśli obserwuję autentycznie szczęśliwych ludzi, odkrywam, że budują oni łodzie, piszą symfonie, uczą syna, uprawiają dalie w swoich ogrodach, albo przemierzają pustynię Gobi w poszukiwaniu jaj dinozaurów. Słowem – przede wszystkim działaj – stawiaj cele i rób swoje.

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty