https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Okiem psychologa: satysfakcja przede wszystkim

Lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią; lepiej być niezadowolonym Sokratesem niż zadowolonym głupcem – J.S. Mill, Utylitaryzm. O wolności.

Jaką miarą można mierzyć jakość swojego życia ? Nie istnieje, jak się wydaje, miara uniwersalna. W każdą epokę i kulturę wpisane są inne kryteria oceny dobrego życia, będące konsekwencją określonej wizji świata i człowieka. I tak np. w starożytności uważano, że dobre życie powinno opierać się na podstawowych cnotach moralnych takich jak: mądrość, roztropność, męstwo, umiarkowanie i sprawiedliwość, a w średniowieczu miarą człowieczeństwa było posłuszeństwo Bogu i jego nakazom. A co dziś jest miarą? Wiele wskazuje na to, że może nią być osobista satysfakcja. Satysfakcja, czyli subiektywna ocena określonych aspektów własnego życia i dobrostanu, której markerem są odczuwane pozytywne emocje. W imię własnej satysfakcji rezygnujemy często z określonej pracy, zadań, relacji czy związków.

Jaka opowieść kryje się za gloryfikacją satysfakcji jako miary udanego życia? Przede wszystkim satysfakcja to nie to samo co szczęście, choć niewątpliwe może do szczęścia się przyczyniać. Poczucie szczęścia wynika z globalnej, pozytywnej oceny swojego życia (przeszłości, teraźniejszości i planów na przyszłość), satysfakcja natomiast jest rodzajem emocji będącej reakcją na różnorodne jego aspekty (pracę, związki, relacje z innymi, style życia). Oznacza to, że możemy odczuwać satysfakcję np. z własnej pracy, ale już niekoniecznie ze związku czy stanu zdrowia. Satysfakcja jest papierkiem lakmusowym naszych bieżących działań, realizowanych projektów, jakości relacji. Brak satysfakcji budzi niezadowolenie, irytację i uruchamia potrzebę jakiejś zmiany (inną kwestią pozostaje fakt, że owa potrzeba nie zawsze prowadzi do konkretnych postanowień i działań, ale zawsze powoduje obniżenie jakości życia w danym obszarze i uczucie, że jest nie tak, jak chlelibyśmy, żeby było). Sygnalizuje, że życie wymknęło się spod naszej kontroli.

U podstaw takiej refleksji o życiu i doświadczanych uczuciach leży współczesna opowieść liberalna, podkreślająca rolę indywidualnych potrzeb, pragnień, preferencji i stawianych celów w kreowaniu własnego dobrostanu. Jesteś sobie kapitanem, sterem i okrętem płynącym przez niespokojne morza i oceany życia, wśród innych samotnych okrętów – brzmi współczesny neoliberalny przekaz. Ważne jest to, aby dopłynąć do celu. Żeby tego dokonać musisz skupić się na swoich rzeczywistych pragnieniach, najgłębszych potrzebach, odkryć swoje prawdziwe ja i autentyczne życiowe wartości i cele oraz nie możesz oglądać się za innymi. Jeśli poniesiesz porażkę będzie to twoja wina. Brzmi znajomo i przekonywająco?

Samoregulacja oparta na satysfakcji jest niejako busolą na naszym okręcie w relacji do postawionych celów. W związku z tym, że owe cele są nieustannie stawiane na nowo (dziś dopływamy do jakiejś wyspy, ale nie możemy się na niej zatrzymać zbyt długo, bowiem to oznacza stagnację, zatrzymanie rozwoju osobistego, więc planujemy kolejną podróż, przy okazji zostawiając na niej innych ludzi, z którymi – jak sądzimy – jest nam już nie po drodze). Nigdy tak naprawdę nie osiągamy pełnej satysfakcji. Samorealizacja, która jest abstrakcyjnym pojęciem, określającym kierunki naszych działań, zakłada nieustanną otwartość na nowe możliwości i warianty siebie oraz nieciągłość własnej jaźni – jutro bowiem mogę stać się kimś innym i co innego stanie się źródłem mojej satysfakcji. Ponadto, jak zauważają socjologowie (Ulrich i Elisabeth Beck ), satysfakcja jako przeżywane uczucie wynikające z oceny naszego postępowania i realizacji celów, nieuchronnie wiąże się z zasadą intensyfikacji – jeszcze więcej satysfakcji, jeszcze lepiej, sprawniej, piękniej, wspanialej. Ta oparta na doznawanej satysfakcji „mentalność ulepszania” dotyczy wszystkich obszarów naszego życia. Jak pokazują liczne badania, dotyczące np. jakości związków, wymagania stawiane partnerowi w bliskiej relacji są dziś zdecydowanie większe niż dawniej. W rezultacie rośnie potencjał możliwych rozczarowań. Im bowiem większe stawiamy wymagania i formułujemy oczekiwania wobec naszego partnera, tym większe prawdopodobieństwo, że obecny związek mierzony tą miarą, będzie niezadowalający. Jak twierdzi wybitny psycholog J. Kagan- „większe oczekiwanie to mniejsze szczęście”. Nie dziwi więc fakt, że liczba rozwodów na świecie wciąż rośnie a jedną z przyczyn tego zjawiska jest właśnie presja, by stawiać na własne ideały i nie zadowalać się czymś, co  jest tylko niedostatecznym owych ideałów przybliżeniem.

Ideał samorealizacji każe ludziom rezygnować ze związków, pracy, zadań, znajomych, które nie dają nam satysfakcji. Satysfakcja jest uczuciem, a uczucie nie wymaga uzasadnienia. Jeśli coś czuję, to wystarczy, żeby owemu uczuciu zaufać i podążyć jego tropem. Ta koncentracja na uczuciu, odwoływanie się do emocji jest podstawą do formułowania refleksji dotyczących określonego obszaru życia i podejmowania decyzji. Szerszy kontekst społeczny, czy pragmatyczny, można w tym procesie pominąć, bowiem odwraca naszą uwagę od naszych pragnień. Praca, którą do tej pory solidnie wykonywałeś i przynosiła ci niezły dochód, ale która nie daje ci wystarczającej satysfakcji i – jak sądzisz – nie rozwija cię nie jest dla ciebie-  zmień ją. Znajomy, od którego nie czerpiesz wystarczającej pozytywnej energii nie jest wart twojego czasu a związek, w którym z jakiś powodów czujesz się niespełniony i niedoceniony, który ogranicza twój osobisty rozwój należy traktować jako toksyczny – więc  porzuć go natychmiast. Nie jest ważne jak to widzą inni, co czują. Ważne jest to, co Ty czujesz. Kiedy trafisz do terapeuty usłyszysz od niego te same słowa – skup się na swoich uczuciach, pragnieniach, nie zastanawiaj się, co myślą o tobie inni. Twoje subiektywne poczucie i odczucie jest wystarczającym kryterium podejmowanych w życiu decyzji. Bądź sobą, pokochaj siebie, jeśli czegoś nie czujesz, zostaw to i nie zastanawiaj się nad konsekwencjami, jeśli świat cię nie rozumie i nie docenia, nie przejmuj się tym, widocznie to świat na ciebie nie zasługuje.

Jakie pułapki myślenia czają się za taką postawą wobec życia i samego siebie? Jest ich co najmniej kilka. Po pierwsze przekonanie, że dysponujemy nieograniczonymi możliwościami samopoznania. Wierzymy, że poprzez introspekcję możemy dotrzeć do swoich najgłębszych i najskrytszych pragnień i potrzeb, odkryć swoje autentyczne ja. Bo przecież tylko wówczas wiemy, co sprawia nam satysfakcję, co jest dla nas dobre i właściwe. Jednym z wielu błędnych przekonań dotyczących samych siebie jest właśnie wiara, że znamy siebie samych najlepiej (choć pewien margines niewiedzy pozostawiamy), w każdym razie zdecydowanie lepiej niż znają nas inni ludzie. Przekonanie to prowadzi do wielu innych iluzji, jak np. iluzji wiedzy, kontroli, a także złudzenia, że doskonale wiemy, kiedy jesteśmy szczerzy, a kiedy coś przed sobą i innymi ukrywamy. Dowody naukowe przeczą jednoznacznie takim intuicjom (setki badań nad samooszukiwaniem, błędami myślenia, ograniczonością i zwodniczością introspekcji, automatyzmami i bezrefleksyjnością oraz wywieraniem wrażenia na innych). Jak ujął to trafnie H. Frankfurt: „nie istnieją żadne przesłanki teoretyczne, a już tym bardziej empiryczne, z których dałoby się wyprowadzić fantastyczne twierdzenie, jakoby człowiekowi najłatwiej było dotrzeć do prawdy o nim samym… Z czego wynika, że cała ta szczerość to zwykłe wciskanie kitu”.

Skoro zatem mamy tak ograniczony dostęp do własnej jaźni oraz do motywów, które kierują naszym postępowaniem, pod znakiem zapytania leży wiedza, czy obraliśmy w życiu właściwy kurs, i czy jest on kompatybilny z naszym prawdziwym ja. Zresztą, czym jest owo „autentyczne ja” i jak do niego dotrzeć? Czy są nim nasze wewnętrzne głosy, podszepty, które nam podpowiadają co mamy czynić? Ale, jak słusznie zauważa błyskotliwy obserwator współczesności Y. Harrari, skąd mamy wiedzieć, które z tych głosów są autentyczne, a które trzeba uciszyć, które są wyrazem naszych autentycznych pragnień, a które np. wynikiem mechanizmów obronnych – racjonalizacji, tłumienia, złudzeń i iluzji czy chorób psychicznych (schizofrenicy są przekonani, że to co słyszą w swojej głowie jest autentyczne i prawdziwe)? Czy mogę sobie zaufać, skoro niewiele wiem o sobie, a moje pragnienia, preferencje i przekonania są – jak pokazują badania – nietrwałe i zmienne, podatne na kontekst sytuacyjny i wpływ innych ludzi? To, co dziś wydaje mi się atrakcyjne, jutro może się okazać bezwartościowe.

Idea jakoby istniał w naszym mózgu jakiś wyróżniony obszar będący centrum samoregulacji i samowiedzy (homunkulus) – jakieś „ja autentyczne” – jest, jak bezsprzecznie pokazują liczne dowody (np. w neuronauce), czystą iluzją. Twoje życie jest zmiennym i płynnym procesem, którego głównym celem jest przetrwanie, a nie dotarcie do prawdy o sobie. Jesteś tym, kim jesteś w każdej chwili swojego życia i ani czymś więcej, ani czymś mniej. Żadnej głębszej, ukrytej prawdy o sobie poza tym nie ma. Stąd zawsze jesteś sobą, choć nieustannie się zmieniasz, a wraz z tym zmieniają się twoje priorytety, cele i preferencje. W związku z tym, jak pokazują inne badania, jesteśmy słabymi prognostami swojej przyszłości. Nie wiemy co nam sprawi satysfakcję za rok, dwa lub kilka lat, bo patrzymy na przyszłość przez pryzmat aktualnych potrzeb i preferencji (a one są zmienne). Czy podjęta właśnie (w oparciu o przeczucie) decyzja o zmianie pracy okaże się słuszna i przyniesie oczekiwane korzyści i zmianę życia na lepsze, czy wreszcie porzucenie partnera przyczyni się do naszego dobrostanu, czy może stanie się początkiem naszej życiowej klęski? To są pytania bez odpowiedzi, bowiem nie tylko my się zmieniamy (każda nowa wiedza zmienia nas), ale zmienia się świat wokół nas, który codziennie wywiera na nas wpływ. Zapominamy, że nie żyjemy w próżni społecznej, że nasz los jest wynikiem wielu  różnorodnych sił – zarówno własnych starań i poczynań, jak i działań i wpływu innych ludzi a także zmieniających się warunków otoczenia fizycznego, ekonomicznego i społecznego.

Czy to znaczy, że poziom satysfakcji w kontekście jakości naszego życia i dobrostanu jest miarą niewłaściwą? Z pewnością nie. Jest jednak miarą niewystarczającą i poleganie wyłącznie na niej może zwieść nas na manowce, prowadzić do zagubienia, przysporzyć cierpienia nam i innym ludziom. W projektowaniu własnego życia warto wziąć pod uwagę także ten szerszy kontekst, a przede wszystkim uwzględnić obecność innych ludzi, ich pragnienia, potrzeby i uczucia, zmienić przynajmniej od czasu do czasu optykę patrzenia na świat i siebie, w której zawieszamy na chwilę nasze nienasycone ego i przestajemy traktować siebie jako centrum wszechświata. Nawet jeśli czujemy, że poziom satysfakcji w wybranym obszarze życia nie jest satysfakcjonujący, warto zadać sobie pytanie: na czym opiera się owo uczucie, czy uwzględnia także potrzeby innych ludzi?

Rezygnacja z siebie (ze swoich egoistycznych pragnień) w jakiejś kwestii na rzecz wspólnoty może w dłuższej perspektywie okazać się dla nas równie satysfakcjonująca, a jednocześnie powodująca, że angażujemy się w procesy przekraczające nasze indywidualne, jednostkowe cele. Kupno nowego auta może dać nam dużo radości na chwilę, ale rezygnacja z tego pomysłu i chwilowa niedogodność chodzenia do pracy na pieszo może przyczynić się do dbania o wspólne środowisko, w którym wszyscy żyjemy. Udział w dziesiątkach warsztatów rozwojowych rocznie, pochłaniający większość naszego wolnego czasu może dać nam  tymczasowy zastrzyk energii (najczęściej na tym kończy się pozytywny wpływ takich warsztatów) i poczucie (iluzję) rosnącej mocy, ale poświęcenie tego czasu na budowanie głębokich relacji z innymi, czy na przykład zaangażowanie się w działania charytatywne może nie tylko podnieść nasz dobrostan lecz także dobrostan innych.

 Czasami najlepszą strategią jest rezygnacja z bieżących satysfakcji na rzecz tych, które z czasem pojawią się jako wynik realizacji długoterminowych i ponadjednostkowych misji, które w jakimś stopniu przyczyniają się do poprawy życia wielu istot w wymiarze globalnym. Świat i tak będzie istniał niezależnie od naszych działań i poczynań, także wówczas, gdy nas już na nim nie będzie. Jednak tylko od nas zależy jaki on będzie w przyszłości.

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty