https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

O minach

Andrzej Duda, który kilka dni temu wystąpił publicznie w roli rapera, na prezydenta RP wybrany został 6 sierpnia 2015 roku i jeżeli ostry cień mgły, jak pancerna brzoza, przerwie jego prezydencką przygodę, to przyznam szczerze, uznam to za jeden z bardziej radosnych dni mojego długiego już życia. Będzie tak, ponieważ w moim prywatnym odczuciu (do czego mam jeszcze prawo) jego prezydentura swą jakością nie przewyższa wartości rapu, jaki suwerenowi zaprezentował. Był to widok naprawdę pocieszny i mam nadzieję, że owe rapowanie uwiesi się jego jak żeliwna kula u nogi.

Dla mnie ów raper przestał być prezydentem wszystkich Polaków – bo tak winno być z mocy Konstytucji RP – od momentu, kiedy podczas przysięgi powołał się na Pana Boga, co z miejsca dało mi dużo do myślenia, bo ja akurat od 10 roku życia, jestem ateistą, a przecież pierwszy polski ateista, Kazimierz Łyszczyński, właśnie w imię Boga za ateizm został 4 marca 1634 roku spalony na stosie. Kiedy więc usłyszałem końcowe zdanie roty prezydenckiej przysięgi, przeszły mi po plecach zimne ciarki, bo z miejsca zdałem sobie sprawę z tego, czyim prezydentem będzie dzisiejszy raper. I nie pomyliłem się, albowiem bardzo szybko okazało się, iż swoją prezydenturę pojmuje on jeno jako obowiązek wypełniania woli tego, który go na prezydencki stolec nominował, choć w chwili nominacji nikt lub prawie nikt nie wiedział, kim ów Andrzej Duda jest i czym się zajmował. Stawiając się w roli wasala szeregowego posła i wypełniając jego polityczną wolę, stał się Andrzej Duda prezydentem Jarosława Kaczyńskiego i jego ludu pisowskiego, przez co stracił prawo do mówienia o sobie, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Zresztą – co sam osobiście z jego ust słyszałem – mówił o tym publicznie w 2017 roku w wywiadzie udzielonym TVP Historia, że „prezydent nigdy nie będzie prezydentem wszystkich Polaków w tym rozumieniu, że zaspokoi oczekiwania i widzimisię każdego obywatela z 38 milionów naszych rodaków, którzy tutaj na ziemiach naszego kraju, w Polsce, żyją”. Wynika z tego wprost, że on – jako prezydent – będzie zaspokajać jedynie oczekiwania i widzimisię tylko jednego obywatela, który w Polsce żyje i myślę, że nie muszę już mówić, o którego obywatela chodzi. I to przekonanie, że każde widzimisię tego obywatela ma być spełnione, spowodowało, że w sposób niesamowicie bezczelny i cyniczny, obywatel ów poszedł sobie ze świtą i chmarą prywatnych ochroniarzy na grób swojej matki, w czasie, kiedy wszystkie polskie cmentarze, z powodu stanu epidemicznego, dla wszystkich obywateli RP zostały zamknięte na łańcuchy.

Ta cyniczna bezczelność wywołała nawet wściekłość innego muzyka, który do tej pory był wielkim admiratorem Jarosława Kaczyńskiego i jego politycznych przybocznych wszelkiego autoramentu, że popełnił utwór przepełniony słusznym przekonaniem, że ból posła Jarosława nie ma prawa być bólem większym, niż ból po stracie bliskich pozostałych Polaków. Również tych, których zachcianek i oczekiwań prezydent Jarosława Kaczyńskiego nie miał i nie ma zamiaru spełniać. No i okazało się, że wyśpiewana piosenka znalazła się na pierwszym miejscu Listy Przebojów Programu III Polskiego Radia, co tak strasznie zbulwersowało jednego hunwejbina postawionego na czele tej rozgłośni, że nakazał usunąć ją z tej listy. Bezczelność ta wywołała tak wielkie oburzenie dziennikarzy tej stacji radiowej, że ci najlepsi odeszli z niej, a w ramach ich poparcia najlepsi polscy artyści zażądali, aby ich utwory na antenie tego radia nie były już prezentowane. Dzięki temu piosenka grana jest codziennie na antenach innych rozgłośni radiowych, przez co budzi się moja nadzieja, iż jej przekaz trafi do znacznie większej liczby tych, których oczekiwań i zachcianek Andrzej Duda nie miał i nie ma zamiaru spełnić, a być może i do tych, którzy do tej pory tej uzurpacji Jarosława Kaczyńskiego i jego całego politycznego dworu nie dostrzegali.

Uzurpację do stawiania się ponad innych dostrzegają też ci obywatele, którzy kilka dni temu wyszli w proteście na ulice Warszawy i zostali potraktowani „z buta” przez licznie zgromadzonych funkcjonariuszy policji, którzy niczym sławetne ZOMO z czasów PRL potraktowało ich nie tylko łamaniem podstawowych praw obywatelski, ale też gazem łzawiącym mimo, iż manifestujący nie zachowywali się agresywnie i nie dopuszczali się jakichkolwiek aktów przemocy lub dewastacji mienia publicznego. W swej gorliwości, z jednoczesną dziwną pogardą dla prawa, policjanci dopuścili się zatrzymania chronionego immunitetem senatora Rzeczpospolitej Jacka Burego, a chronioną immunitetem posła na Sejm Klaudię Jachira, potraktowali – dosłownie – z buta. Uczynili tak, chociaż ci reprezentanci obywateli trzymali w rękach swoje parlamentarne legitymacje. Obejrzałem w Internecie kilkanaście różnych nagrań z tych wydarzeń i muszę się przyznać, że największe wrażenie wywołało na mnie to, pokazujące jak kilkunastu policjantów przez 19 minut ogranicza wolność dwójki aktywistów z ruchu Obywatele RP, których zatrzymali, kiedy ci spokojnie szli sobie (kobieta i mężczyzna) chodnikiem. Jestem przekonany, że faktycznym powodem zatrzymania był fakt, iż mężczyzna niósł megafon i jakiś zwinięty transparent, przez co dla policjantów było jasne, że brali udział w manifestacji, która przez policję została uznana za nielegalną. Tymczasem miała ona charakter tak zwanego zgromadzenia spontanicznego, które zgodnie z art.3 ust. 2 ustawy Prawo o zgromadzeniach, była jak najbardziej legalna, a więc czynności policjantów były rażącym złamaniem obowiązującego prawa. Rzecz w tym, że policjanci wykonywali polecenia swych przełożonych, co ich w jakiś sposób, chociaż nie do końca, usprawiedliwia. Myślę jednak, że wielu z nich miało z tyłu głowy los swych poprzedników, których nie tak dawno z powodów czysto politycznych ograbiono z rent i emerytur, co było i jest czymś niedopuszczalnym w jakimkolwiek innym praworządnym i demokratycznym państwie.

Jednak moje zniesmaczenie wzbudziło coś innego, a mianowicie całkowita nieporadność tychże funkcjonariuszy, którzy nie potrafili zrozumieć, że powoływanie się na art. 15 Ustawy o Policji jest uzasadnione tylko wówczas kiedy zachodzą przesłanki wskazane w art. 14 tej ustawy. Jednym słowem policjant ma prawo wylegitymować obywatela tylko w przypadku, kiedy może być podejrzewany o popełnienia przestępstwa bądź wykroczenia oraz może być uznany za osobę poszukiwaną lub zaginioną. Są to tzw. faktyczne powody legitymowania i muszą być przez policjanta podane legitymowanemu, przy czym policjant musi mieć świadomość, że nadużycie tego stanu faktycznego jest przestępstwem określonym w art. 231 kk. Niestety, policjanci nie mają chyba o tym pojęcia i zachowują się, jak milicjanci za czasów PRL, kiedy to mogli legitymować każdego po uważaniu. A te czasy dawno się skończyły i dobrze o tym wiedzieli ci bezprawnie na chodniku zatrzymani, bo znudzeni i zbulwersowani zachowaniem policjantów, zapytali ich wreszcie, czy są formalnie zatrzymani, a kiedy dowiedzieli się, że nie, to panom mundurowym pokazali plecy. No i całkowicie legalnie ośmieszeni funkcjonariusze, pozostali z głupimi minami bezradnie na chodniku, a ja mam nadzieję, że z taką właśnie głupią miną na wyborczym chodniku zostanie dzisiejszy Pierwszy Raper Rzeczpospolitej.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty