https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Goniąc za laufrem

Czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci – głosi stare polskie przysłowie, a jak wiadomo, przysłowia są mądrością narodów. Porzekadło to przyszło mi na myśl, kiedy zacząłem kolejny raz zastanawiać się czym i dlaczego kieruje się Jarosław Kaczyński, doprowadzając nasze państwo na skraj politycznego i ustrojowego totalnego chaosu. Jednego jestem pewien: stan jaki Polska pod jego rządami osiągnęła, nie jest dziełem przypadku, albowiem wszystko wskazuje (od lat) na to, że prezes Jarosław jest niedoścignionym mistrzem zarządzania chaosem właśnie. On po prostu w uporządkowanym i przewidywalnym systemie nie potrafi funkcjonować i teraz rozumiem, co miał na myśli Lech Wałęsa mówiąc: dajcie cokolwiek Kaczyńskiemu, a on to zaraz zepsuje. Mistrz destrukcji.

Aby więc móc sprokurowanym przez siebie chaosem zarządzać, zaczął od destrukcji polskiego systemu prawnego, opartego na demokratycznej konstytucji, będącej efektem zgodnej współpracy wszystkich praktycznie politycznych sił i ugrupowań III RP. Zniszczenie systemu prawnego, to zniszczenie suwerennego bytu politycznego państwa, o czym uczy nas historia unicestwienia naszej państwowości w XVIII wieku, co stało się możliwe dzięki temu, że Polska pozostawała wówczas w permanentnym bałaganie prawnym i politycznym. Prezesowi – tak jak ja prawnikowi z wykształcenia – destrukcja systemu prawnego przyszła łatwo, ponieważ życie nauczyło go, że prawo można bezkarnie łamać i jeszcze odnosić z tego istotne korzyści. Pierwszą taką lekcję odebrał już w szkole licealnej, kiedy nie uzyskując promocji z klasy do klasy (mając na świadectwie bodajże dwóje z dwóch szkolnych przedmiotów), przy pomocy bardzo prominentnego działacza partyjnego (PZPR) i ministerialnego urzędnika, został przeniesiony do wyżej klasy w innej szkole i w konsekwencji tego nielegalnie, w rozumieniu prawa, został dopuszczony do matury. To cyniczne, ale korzystne dla niego, złamanie prawa na pewno swoje piętno odcisnęło i dało pierwszą wskazówkę na przyszłość. Prawo jest po to, aby je łamać, wystarczy dysponować stosowną siłą. Kolejną lekcję odebrał już w czasach trochę późniejszych, kiedy zauważył, że permanentne łamanie prawa przez członków politycznego w istocie związku zawodowego Solidarność, przynosi wymierne – nie tylko polityczne – korzyści, przez co szybko znalazł się w najbliższym otoczeniu Lecha Wałęsy, prostego robotnika, który o istocie prawa nie miał najmniejszego pojęcia. Ale mimo wszystko szybko dostrzegł tę destrukcyjną manierę późniejszego prezesa i z hukiem się go pozbył, tracąc – niestety – nad nim już jakąkolwiek kontrolę. I Jarosław Kaczyński rozwinął skrzydła i poszybował. Owoce tego odczuwamy dziś bardzo dotkliwie, chociaż – niestety – spora część słabo wykształconego społeczeństwa, zwana przez niektórych ludzi prezesa Jarosława „ciemnym ludem”, jeszcze tego nie dostrzega lub dostrzec nie jest w stanie. Szkoda, bo cierpimy wszyscy.

Dążąc do chaosu, a więc systemu, w którym rządzić będzie mógł jak w przeszłości towarzysz Bolesław Bierut, w pierwszym ataku doprowadził do namaszczenia na prezydenckim stolcu nikomu wcześniej nieznanego Andrzeja Dudę, który udawać miał, że jest najwyższym urzędnikiem w państwie, od którego zależy kształt systemu prawnego (prawo weta), a więc kręgosłupa i układu nerwowego demokratycznego państwa. I z nałożonego zadania nominat prezesa wywiązuje się nader dobrze. Drugi celny i skuteczny atak doprowadził do faktycznej likwidacji Trybunału Konstytucyjnego, którym zarządza „towarzyskie odkrycie prezesa”, czyli magister prawa bez żadnego dorobku naukowego, która nie uzyskała powołania na sędziego sądu okręgowego z uwagi na liczne błędy przy wydawaniu orzeczeń, ponadprzeciętną liczbę uchylanych wyroków oraz wysoką absencję w pracy. Efekty tego są nad wyraz widoczne. Trzecie uderzenie skierowane zostało na Sąd Najwyższy, na czele którego – łamiąc bezczelnie prawo i panujące zasady konstytucyjne – nominat prezesa postawił człowieka, który sędzią nigdy w ogóle nie był, chociaż jest ponoć cenionym cywilistą z dużym dorobkiem naukowym. Niestety, jak w ostatnich dniach doniosła prasa, czemu on sam nie zaprzeczył, człowiek ten ma bardzo ciemną plamę z nieodległej przeszłości, dotyczącą spożywania środków halucynogennych, o czym zresztą publicznie mówił jego życiowy partner. Tak więc Sądem Najwyższym kieruje ktoś, kto nie odpowiada podstawowym wymogom stawianym szeregowemu sędziemu każdego rodzaju sądu, od którego wymagana jest nieskazitelność charakteru i nieposzlakowana opinia. Jakoś niezbyt bezpiecznie czuję się, kiedy taka osobowość Sądem Najwyższym zarządza. Zwłaszcza, że już pierwsze jego decyzje świadczą o tym, że nie ma zamiaru przestrzegać obowiązującego Polskę orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie zawieszenia funkcjonowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Następny cios został skutecznie wymierzony w system wyborczy poprzez praktyczne (ustawowe) wyłączenie Państwowej Komisji Wyborczej i powierzenie przeprowadzenia wyborów Jackowi Sasinowi, politykowi z PiS i ministrowi ze „stajni” prezesa, który tytuł magistra historii uzyskał po 10-letnich studiach. Ponadto głównym organizatorem wyborów prezydenckich została wyznaczona spółka Poczta Polska, na czele której postawiony został niedawny wiceminister obrony narodowej. Dodajmy do tego szefa wszystkich służb mundurowych, którego przed zakładem karnym uratował – łamiąc oczywiście konstytucyjne zasady – wspomniany Andrzej Duda, stosując prawo łaski, chociaż skazujący wyrok jeszcze się nie uprawomocnił. To wszystko są ludzie prezesa Jarosława, którzy na jego polecenie, chaos państwa twórczo rozwijają po to, aby w zbliżających się wyborach oddać głos na nominata prezesa i jednego z głównych animatorów obecnego chaosu. Ja tego nie uczynię a innym pozostawiam decyzję ich sumieniu i politycznemu zmysłowi.

Muszę jednak powiedzieć, że dziwnie się czuję mając świadomość, że istniejące resztki naszej demokracji i praworządności obronić może tylko Jarosław Gowin i przynajmniej 5 posłów z jego ugrupowania, którzy – chociaż jeszcze tego na pewno do końca nie wiadomo – przeciw prezesowi Jarosławowi się zbuntowali. Jestem przekonany, że z ciekawością przygląda się temu z zaświatów Andrzej Lepper, który również kiedyś taki bunt podniósł. A do urn – niezależnie kiedy wybory się odbędą – udać się należy, aby zmusić ludzi prezesa Jarosława do ich sfałszowania, bo jak nie pójdziemy, to fałszować wyników nie będą musieli. Na szczęście „akcja pocztowa” prawdopodobnie do skutku nie dojdzie, bo prezes Jarosław chyba się wystraszył buntu swego imiennika i chyba nie zaryzykuje w Sejmie przegranej, przy głosowaniu nad przedwczorajszą uchwałą Senatu. Mam tylko nadzieję, że przewidywane konsekwencje buntu spowodują jego trwałość, co realnie zagrozić może dalszej władzy prezesa, który tak się zagalopował w obronie prezydentury swego nominata, że – jak napisał redaktor Robert Walendziak z „Przeglądu” – goniąc za laufrem, stracił hetmana.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty