https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Marek Malinowski (1943 -2020) – niebanalny człowiek w niebanalnym mieście i czasie

Kiedy z Markiem spotkałem się pierwszy raz? Dobre pytanie, chyba w końcówce lat 70 -tych ub. wieku, w sytuacji losowego przypadku i zapewne w Klubie Dziennikarza we Wrocławiu. To miejsce w tym czasie, zwłaszcza w ostatniej dekadzie PRL, było oazą dyskusji, sporów osób twórczych, również ostro krytycznych wobec obowiązujących norm partyjnych i politycznych. Spotykali się tu ludzie różnych zawodów: dziennikarze, aktorzy, partyjni działacze, poeci, cenzorzy słowa i wizji, gniewni osobnicy tu dowartościowujący własne ego, adiunkci i profesorowie, prokuratorzy i opozycjoniści, indywidualiści i marzyciele. Także byli żołnierze – weterani spod Monte Casino i Lenino, wówczas zawodowo i społecznie nadal czynni w różnych profesjach. Nie tylko w tym kultowym miejscu, ale dokładniej we Wrocławiu darem losu poznałem wiele wspaniałych osobowości, autorytetów moralnych, zawodowych i publicznych. W tej grupie moich kolegów i przyjaciół był Marek Malinowski.

Przy okazji przyjazdów do rodzinnego Wałbrzycha, spotykałem się z Markiem najczęściej w siedzibie redakcji „Trybuny Wałbrzyskiej”, wówczas funkcjonującej przy al. Wyzwolenia. Poznawałem też zespół dziennikarski i coraz bardziej redaktora naczelnego, który przekonał mnie do zainteresowania się powojennymi losami ludności tu przybyłej i wrastającej w barwną rzeczywistość społeczną, kulturową Wałbrzycha i powiatu. Tak rozpocząłem przygodę publicysty na stronach „Trybuny Wałbrzyskiej” w specjalności szperacza lokalnych dziejów ludzi i grup osadniczych, struktur administracyjnych i partyjnych, procesów społecznych i kulturowych zachodzących tu od 1945 r.

W takich okazjonalnych kontaktach poznawaliśmy siebie. Nasze światy zawodowe były diametralnie odległe, ale wzajemnie nas intrygowały. Marek wprowadzał mnie w wałbrzyskie klimaty poezji, teatru słowa i gestu, literatury, sztuki. W miarę możliwości pojawiałem się w „moim” Wałbrzychu i przez ponad 30 lat byłem milczącym świadkiem Jego zawodowych losów, radości i problemów osobistych oraz kontynuowania twórczej pasji. Marka pochłaniała sztuka przekazu słowem, wierszem, literacką formą, gestem jako medium docierającego do człowieka, społeczeństwa z wartościami refleksyjnymi, istotnym przekazem kulturowym i cywilizacyjnym. To był Jego świat radości, poetyckiej, literackiej komunikacji ze słuchaczem i społecznym otoczeniem.

W 1973 r. przybył do Wałbrzycha jako redaktor naczelny „Trybuny Wałbrzyskiej” i na tym stanowisku przetrwał do 1991 r. W czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim zdobył pierwsze doświadczenie w prowadzeniu literackiego, środowiskowego czasopisma. Przez rok był kierownikiem literackim wrocławskiego teatru Kalambur (B. Litwiniec, E. Michalak, poetka U. Kozioł, ul. Kuźnicza 29; inny wrocławski kultowy ośrodek – Teatr Laboratorium, J. Grotowski, L. Flaszen, Apoccalypsis cum figuris). W tym misterium słowa i gestu Marek czuł się już wrocławianinem… Jak to się stało?

Mając 14 lat z miejscowości Goniądz sam przyjechał pociągiem do Wrocławia jako kandydat do Technikum Lotniczego (funkcjonowało w dzielnicy Psie Pole). W uczniowskim środowisku tej szkoły i internacie poznał kolegów, których – po latach w różnych zawodach i działalności społecznej – też ich życiowe ścieżki doprowadziły do poziomu osób publicznych. Marek na studiach uległ kuszącym wyzwaniom mitologicznych bogiń i bogów Melpomeny, Euterepe, Apolla – opiekuna sztuki, muzyki i poezji. Zanim pojawił się w Wałbrzychu, w krótkiej sekwencji pobytowej w Kłodzku pozostawił tam również trwałe ślady bibliograficzne.

Marek Malinowski od początku zamieszkania w Wałbrzychu aktywnie włączył się w działający tu ruch literacki. Twórczością literacką środowiska nauczycieli wtedy kierowała Jadwiga Euchast, niebawem dołączył do tej grupy Henryk Król. Trwały Turnieje Poetyckie o Lampkę Górniczą, organizowane przez Górniczy Dom Kultury Kopalni „Victoria”. W czerwcu 1975 r. zapoczątkowano regionalne nowe spotkania literackie o nazwie „Wałbrzyskie Ścieżki Literackie”. Ta inicjatywa przerodziła się w cykliczne, coroczne konkursowe, integracyjne i warsztatowe spotkanie pisarzy, poetów z otwartością na ludzi poszukujących sposobów wyrażenia własnych uczuć, opisywania nastrojów, zjawisk ale niebanalnym słowem, aluzją, symbolem i formą. Wiosną 1976 r. górnik kopalni „Thorez” -Roman Gileta – został przewodniczącym Wojewódzkiego Ośrodka Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy. Od 1976 r. Stanisław Srokowski – wrocławski pisarz, poeta prowadził takie warsztaty metodyczne przez kilka kolejnych „WŚL”. Pozycja formalna i indywidualna Marka  – Redaktora Naczelnego „Trybuny Wałbrzyskiej”  – w decyzyjnej strukturze władzy politycznej i administracyjnej wówczas województwa wałbrzyskiego miała znaczący wpływ na powodzenie wielu inicjatyw satysfakcjonujących nie tylko poetów, ale też innych organizatorów i twórców kultury. W tym czasie najlepszym ambasadorem Wałbrzycha i Regionu, jego dziedzictwa kulturowego i współczesności w kraju, a zwłaszcza w międzynarodowej przestrzeni, była orkiestra Filharmonii Sudeckiej pod batutą i dyrekcją Józefa Wiłkomirskiego. Teatr Dramatyczny, Teatr Lalki i Aktora , także Biuro Wystaw Artystycznych (działające od 1966 r.) to instytucje o dużej wówczas aktywności edukacyjnej społeczeństwa wałbrzyskiego, zwłaszcza młodzieży. Wysoki poziom artystyczny tych instytucji był dostrzegany na krajowych festiwalach i nagradzany. Takie sukcesy bardzo cieszyły Marka – to był Jego świat sztuki, słowa, klimatów środowiskowych.

W dniach 3-5 czerwca 1988 r. w zamku Książ odbyły się VIII Wałbrzyskie Ścieżki Literackie. W konkursie literackim wyróżniono: Olgę Tokarczuk za opowiadanie „Sztukmistrz” i P. Matuszkiewicza za opowiadanie „Ramzes”. Laureatką konkursu jednego wiersza została T. Wagilewicz – tytuł „Na szczycie”.

Gdy przyjechałem do Wałbrzycha, zapewne kilka miesięcy po tej poetyckiej uczcie VIII Ścieżek, to Marek już wtedy edukacyjnie oswajał mnie z nazwiskiem Olgi Tokarczuk słowami: daleko zajdzie! Jeszcze o niej usłyszysz! W końcu lat 90-tych, w stałym gronie towarzyskim (tradycyjnie przy kufelku piwa) zdecydowanie prorokował, że Olga będzie literacką noblistką! Roman Gileta – dyplomatycznie- byłoby dobrze! Marek Król – milczał; Leszek Gadzina (Pan z motylkiem): masz problem… do załatwienia! Stasiu Zydlik (życzliwie ostrożnie) – czy to możliwe? Wiesia Kamińska – stanowczo: bardzo jej tego życzę!

Od 1991 r. Marek tułał się etatowo po różnych instytucjach administracji miejskiej i innych pracodawców, aby osiągnąć emerytalne uprawnienia. Dotrwał… Chyba przez 10 lat jeszcze redagował „Kronikę Wałbrzyską”. Był świadomy zachodzących procesów systemowych w Polsce i Europie. Ale upadkiem i dewastacją struktury przemysłowej w kraju i Wałbrzychu bardzo się martwił. Ubolewał nad kondycją i perspektywami polskiej kultury, sztuki teatralnej, twórczości artystycznej i edukacji. Marek zawsze interesował się sprawami publicznymi i perspektywami cywilizacyjnego rozwoju Polski. Po 1990 r. w indywidualnej rozmowie mogłem już więcej Markowi powiedzieć jaka nadchodzi nasza przyszłość, dostrzegana z warszawskich gmachów ministerialnych miejsc mojej pracy i brukselskich instytucji unijnych, czy w innych stolicach, gdzie też służbowo bywałem. Dla Marka to nie były informacje złe, ale interesujące. Zawsze był chłonny wiedzy, refleksyjny, wytrwały na zawirowania losu. Odszedł niebanalny człowiek, przez 47 lat obywatel Wałbrzycha.

Ryszard Bełdzikowski

Danuta Góralska-Nowak, Marek Malinowski, Olga Tokarczuk w Wałbrzychu (fot. archiwum rodzinne M. Malinowskiego).

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty