https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Murem za Wacą

#MuremZaWacą

Rozmowa z Romanem Ludwiczukiem, były prezesem Polskiego Związku Koszykówki.

Koszykarski światek w Polsce żyje konfliktem kapitana reprezentacji Polski Adama Waczyńskiego z prezesem Polskiego Związku Koszykówki Radosławem Piesiewiczem. Jak Pan, były prezes koszykarskiej centrali, odbiera ten spór?

Roman Ludwiczuk: – Przede wszystkim trzeba cofnąć się do roku 2007, gdy po długich rozmowach z ojcem Adama, przekonałem go do gry w Górniku Wałbrzych, który wtedy awansował do ekstraklasy. W mojej pracy na rzecz polskiej koszykówki zawsze przyświecał mi cel promowani młodych polskich zawodników i zawodniczek. I udało mi się także przekonać ówczesnego trenera Górnika Radosława Czerniaka do pomysłu gry Adama w Wałbrzychu. Dzięki temu dostał on szansę nie tylko bycia w kadrze zespołu z ekstraklasy, ale przede wszystkim określą liczbę minut na parkiecie. Przypomnę, że trafił do Górnika z Prokomu Trefla Sopot, który wówczas dominował na polskich parkietach. Mimo młodego wieku, Adam okazał się człowiekiem odpowiedzialnym, spokojnym i zaangażowanym nie tylko w ciągłe podnoszenie swoich umiejętności, w czym wtórował Rafałowi Glapińskiemu – tak na marginesie: to była świetna dwójka młodych ludzi. Potem wielokrotnie spotykałem się z Adamem w różnych reprezentacjach i zawsze był uśmiechnięty, zawsze jednym z pierwszych na zgrupowaniach i na treningach. W jego przypadku nigdy nie obowiązywała zasada „paluszek i główka, czyli szkolna wymówka”. Spotykaliśmy się również przy okazji różnych meczów i zawsze znalazł czas na rozmowę. Opowiadał z wielkim zaangażowaniem i dumą o swojej grze w reprezentacji oraz o czasach w Górniku, które – choć do łatwych nie należały – to jednak pozostawiły dobre wspomnienia. Zatem gdy dziś słyszę i czytam o Adamie, że jest osobą konfliktową, to w to nie wierzę.

Ludzie czasami się zmieniają…

– To, że ludzie mają swoje zdanie i angażują się całym sercem, nie tylko we własnych sprawach, nie świadczy o tym, że są konfliktowi i że zmienili swoją postawę. Funkcja kapitana reprezentacji Polski zobowiązuje. To samo dotyczy prezesa związku. Pamiętam swoje spotkania i twarde rozmowy z kapitanami reprezentacji kobiet i mężczyzn. Zawsze dochodziliśmy do porozumienia, na koniec „przybijaliśmy piątkę” i robiliśmy swoje. Uważam, że koszykarze nie są dla związku, tylko związek dla koszykarzy.

Czy Pan, jako prezes PZKosz, wpływał na skład reprezentacji Polski?

– Nigdy bym się nie odważył na to, by trenerom reprezentacji, bez względu na grupę wiekową, dyktować kto ma być powołany i kto ma grać.

Nie było konsultacji?

– Trenerzy, wraz z wydziałem szkolenia, przedstawiali swoją wizję, w tym składów poszczególnych reprezentacji. I podczas obrad zarządu związku toczyła się na ten temat dyskusja z udziałem trenerów. Dlatego zastanawiam się jak to możliwe, że taki zawodnik jak Adam Waczyński nie dostaje powołania na tak ważne mecze. Uzasadnienie tej kuriozalnej decyzji przez trenera i władze związku trudno nawet skomentować…

Podczas kierowania przez pana związkiem na pewno też bywały problemy z powołaniami…

– Zawodnicy stanowiący trzon naszej reprezentacji na co dzień występowali w klubach zagranicznych. Pojawiały się problemy z ubezpieczeniami ich kontraktów, albo sugestie ze strony działaczy (także tych do dziś zasiadających we władzach polskiej koszykówki), że ten musi odpocząć, ten nie ma wolnych terminów, a ci dwaj nie mogą ze sobą grać… I w takich sytuacjach nie rozmawialiśmy z sobą za pośrednictwem środków masowego przekazu, tylko wsiadałem w samolot i leciałem do Moskwy, Orlando czy Krakowa, by wyjaśnić kwestie sporne. Potrafiliśmy znaleźć wspólny język, przybijaliśmy piątkę i robiliśmy dalej to co do nas należało. Powtarzam: to my, działacze jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas. Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć działań władz PZKosz z prezesem na czele.

A może ta sprawa ma jakieś drugie dno?

– Znam tych chłopaków, przecież większość z nich – za mojej kadencji – zdobyła w 2010 roku pod wodzą trenera Jerzego Szambelana wicemistrzostwo świata do lat 17. I nie przypuszczam, by dziś – jako dojrzali mężczyźni – przy swojej miłości do koszykówki i oddaniu reprezentacji Polski, działali na jej szkodę oraz na szkodę kibiców.

A może rzecz w tym, że obecny prezes PZKosz nie ma doświadczenia?

– Być może coś w tym jest. Nie pamiętam pana Radosława Piesiewicza z działalności w jakimkolwiek klubie koszykarskim, czy w którymś ze związków okręgowych. Przez chwilę związany był z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej i nagle nastąpił jego transfer do PZKosz…

W ostatnich latach w ekstraklasie zmniejszano limity Polaków i Polek na parkiecie, a obecnie nie ma obowiązku gry Polaka. Podoba się panu mecz polskiej ligi, w którym na parkiecie rywalizuje tylko 10 obcokrajowców?

– Zawsze dążyłem do tego, by polskie koszykarki i polscy koszykarze mieli w ekstraklasie możliwość przebywania na parkiecie przez cały mecz. Promowałem także naszą uzdolnioną młodzież, która musiała grać w drużynach ekstraklasy. W związku z tym nie podoba mi się obecna sytuacja w naszych najlepszych ligach. Już nawet w piłce ręcznej wprowadzane są zapisy gwarantujące polskim zawodnikom grę w meczach ekstraklasy. Wniosek nasuwa się sam, a skutki działań obecnych władz związku najlepiej było widać podczas rozegranego w Wałbrzychu ubiegłorocznego meczu reprezentacji Polski koszykarek w kwalifikacjach do mistrzostw Europy.

Jak pan rozwiązałby konflikt na linii Waczyński – prezes PZKosz?

– Trzeba rozmawiać. Do Malagi kursują samoloty tanich linii lotniczych… A jak trzeba, to dla dobra polskiej koszykówki, rękę trzeba wyciągać do zgody nie raz czy dwa, ale do skutku. Od tego jest właśnie prezes PZkosz. I trener, który osiągnięte wyniki zawdzięcza między innymi Adamowi Waczyńskiemu.

Rozmawiał Robert Radczak

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty