https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Ostatni etap

bohun bartkiewicz
 
 
 
 
Dzisiaj mija 20 rocznica niesamowitej, podwójnej, zbrodni, która wydarzyła się 17 sierpnia 1997 roku na szczycie góry Narożnik w Parku Narodowym Góry Stołowe, gdzie zastrzeleni zostali – a właściwie rozstrzelani strzałami w głowę – studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Anna Kembrowska z Jastrzębia Zdroju (ówczesne woj. katowickie) i Robert Odżga z Międzylesia (ówczesne woj. wałbrzyskie). Stanowili parę, zaliczali się do najlepszych studentów tej uczelni, kochali góry i w górach ponieśli okrutną śmierć z rąk bandytów, których tożsamości do dziś nie udało się ustalić. Ich zwłoki 26 sierpnia 1997 roku zostały odnalezione przez członków Wałbrzysko-Kłodzkiej Grupy GOPR, w wyniku zorganizowanej – na prośbę rodziców – akcji poszukiwawczej na terenie Parku Narodowego, albowiem Anna i Robert od 18 sierpnia mieli uczestniczyć w obozie naukowym ich uczelni (który zresztą Anna współorganizowała) w Karłowie. Na obóz ten wyruszyli z Międzylesia, a właściwie z małej Różanki, leżącej parę kilometrów od tego miasteczka, dokąd swoim samochodem odwiózł ich ojciec Roberta. Swoją wędrówkę do Karłowa rozplanowali w ten sposób, że pierwszą noc zamierzali spędzić na przełęczy Spalona, prawdopodobnie gdzieś w okolicy schroniska „Jagodna”, a następną na terenie kempingu PTTK przy ul. Dworcowej) w Dusznikach Zdrój, skąd też faktycznie 17 sierpnia, pomiędzy godziną 10.00 a 11.00, wyruszyli w swój ostatni etap swych licznych pieszych wędrówek po górach. Ostatni etap w swoim życiu. W dniu tym około 10.00 Anna zadzwoniła z budki telefonicznej przy ówczesnej stacji CPN do domu i rozmawiała przez kilka minut ze swoją mamą. Powiedziała jej wówczas, że są w Dusznikach, byli w pijalni wód mineralnych, gdzie – jak powiedziała – „opiła się wodą” i mają za chwilę wyruszyć do Karłowa. Od tej pory kontakt z nimi się urwał, a 18 sierpnia w bazie obozu naukowego nie pojawili się, co przez kadrę i uczestników zostało zrozumiane, że chyba z uczestnictwa na obozie zrezygnowali. 20 sierpnia grupa uczestników obozu przebywała na szczycie Narożnika, w zasadzie kilkanaście metrów od miejsca gdzie w lesie spoczywały ich zwłoki. 24 sierpnia jeden z uczestników, który wyjechał na pogrzeb swojej babci, zatelefonował do rodziców Anny, aby dowiedzieć się dlaczego nie ma jej na tym obozie i czy może jest chora. I to dzięki temu telefonowi ruszyła akcja poszukiwawcza.
W tym czasie od kilku dni przebywałem wraz z ekipą operacyjno-dochodzeniową KWP (byłem wówczas naczelnikiem wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu) w Szczytnej, gdzie zajmowaliśmy się sprawą zabójstwa 20-letniej Magdaleny Szkutnik, która w noc zabójstwa (9/10.08.1997) przebywała na dyskotece w Szczytnej. Sprawcę tej zbrodni ustaliliśmy i 30.04.1998 r. akt oskarżenia wpłynął do Sądu Okręgowego w Świdnicy. Nie zostałem powiadomiony o odnalezieniu zwłok studentów (w ogóle nie wiedzieliśmy nic o ich zaginięciu), a na miejsce tego makabrycznego odkrycia pojechał ówczesny zastępca komendanta wojewódzkiego Henryk Tusiński wraz z jednym z policjantów z mojego wydziału. Zostałem o tym poinformowany w nocy przez H. Tusińskiego, kiedy powrócił już do Wałbrzycha. Na drugi dzień komendant wojewódzki Eugeniusz Mucha powołał grupę operacyjno-śledczą, na czele której – rozkazem komendanta – stanąłem osobiście. Do dziś jestem całkowicie przekonany, że największym moim błędem było, że zgodziłem się na to, że powołana grupa liczyła – łącznie ze mną – 23 osoby, a więc o 4 osoby więcej niż liczył ówczesny wydział kryminalny, którym kierowałem. W jej skład weszli policjanci z wydziału kryminalnego, do walki z przestępczością zorganizowaną, przestępstw gospodarczych, narkotyków oraz trzech funkcjonariuszy wydziału dochodzeniowo-śledczego KWP, a także po dwóch z działu kryminalnego KRP w Wałbrzychu, Nowej Rudzie, Kłodzku i Dzierżoniowie. Początkowo oponowałem w sprawie tak rozbudowanej grupy, ale nie zdołałem nikogo przekonać, iż tak wielka jej liczebność spowoduje siłą rzeczy swego rodzaju „rozłażenie się” wykonywanych przez nas czynności, albowiem docierający do świadków policjanci siłą rzeczy nie mogli znać ustaleń swoich kolegów, a więc nie byli w stanie szybko reagować na informacje, które pozostali policjanci uzyskiwali. Grupa wieloosobowa, przebywająca przez ponad 2 miesiące poza domem, takich możliwości nie miała. Narzucony system jej funkcjonowania powodował, że dopiero po przeanalizowaniu całej uzyskanej w danym dniu wiedzy, można było przekazać ją pozostałym uczestnikom grupy, co nie tylko wydłużało czas reakcji, ale też odbierało autentyczność przekazu, co w takich sprawach ma niesamowite znaczenie. Stało się jednak tak, jak się stało, bo sprawa była tak szokująca, że kierownictwo zdecydowało się na tak pijarowskie (od public relations) pociągnięcie, aby uspokoić opinie publiczną, pokazując jej, że policja uruchomiła wszystkie swoje siły, aby doprowadzić do ustalenia i zatrzymania sprawców. Myślę, (ba! jestem przekonany) że tu właśnie zrodziło się niepowodzenie i to, co mogło być najważniejsze, w tak wielkiej grupie ludzi, gdzieś nam z pola widzenia umknęło. Fatalny wpływ na tę sprawę miało również i to, że praktycznie od polowy 1998 roku, cała komenda wojewódzka, a więc i wydział kryminalny, zajęta była likwidacją swej działalności, co z kolei było efektem likwidacji z dniem 31 grudnia 1998 roku dotychczasowego układu administracyjnego kraju.
Również od połowy 1998 roku wraz z kilkoma moimi podwładnymi zajmowaliśmy się kolejnym podwójnym zabójstwem z użyciem broni palnej, które miało miejsce w lesie koło Polanicy Zdroju. W tym przypadku działała grupa czteroosobowa i już po dwóch miesiącach mieliśmy sprawców pod kluczem. Sprawa o kryptonimie „Narożnik” została przekazana do KWP we Wrocławiu, ale praktycznie do połowy 2000 roku przeleżała w szafie i dopiero kiedy wspomniany Henryk Tusiński został z-ca komendanta wojewódzkiego we Wrocławiu, grupa operacyjna (3 osobowa) została reaktywowana, a jej kierownictwo ponownie zostało powierzone mnie, albowiem Henryk ściągnął mnie, z Wydziału Ochrony Świadka Koronnego Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji do wydziału kryminalnego KWP we Wrocławiu. To właśnie wtedy po raz pierwszy zdawało się nam, że nareszcie odkryliśmy motyw tej zbrodni, jednakże nie było dane przyjętego wątku dokończyć, bo w marcu 2003 roku zostałem zmuszony do definitywnego zamknięcia sprawy. Po latach próbę rozwiązania tej zagadki podjęło tzw. wrocławskie Archiwum X (od 2009 roku), ale i ich wielokrotne próby zakończyły się niepowodzeniem. Dwa miesiące temu podzieliłem się z nimi moimi prywatnymi ustaleniami, przekazując komplet informacji wskazujących na pewne osoby, które z dużym prawdopodobieństwem można uznać za sprawców tej zbrodni. Mam więc cichą nadzieję, że to właśnie z moim udziałem, ostatni etap życia Anny i Roberta zostanie wreszcie ostatecznie zamknięty.
Janusz Bartkiewicz
www.janusz-bartkiewicz.eu

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty