https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Odszedł Henryk Zmoczyński

Nie żyje Henryk Zmoczyński, wieloletni masażysta piłkarskiego Górnika Wałbrzych. Znana i ceniona postać wałbrzyskiego środowiska sportowego. – Miał 82 lata, odszedł dziś rano. Pogrzeb odbędzie się w najbliższą sobotę, 2 kwietnia o godzinie 13:00 na cmentarzu przy ul. Moniuszki w Wałbrzychu – informuje Michał Kowalski, wnuk zmarłego.
henryk zmoczynski
– Henryk Zmoczyński urodził się w Rakowie, a kiedy wybuchła wojna, miał 11 lat. Jego rodzina przeniosła się najpierw do Ełku, a później do Gryfowa Śląskiego. Maturę zdał w elitarnej szkole w Lwówku Śląskim. We Wrocławiu został felczerem medycyny i ukończył kolejne kursy, w wyniku których mógł pełnić funkcję specjalisty odnowy biologicznej. Tam też, podczas kolarskiego Wyścigu Pokoju, poznał swoją przyszłą żonę i razem przenieśli się do Wałbrzycha, gdzie wspólnie przeżyli niemal 60 lat. Wówczas znalazł pracę w kopalni Wałbrzych. Niedługo potem związał się z piłkarskim Górnikiem Wałbrzych, który miał awansować do ekstraklasy. Klub wspiął się na najwyższy szczebel w roku 1983. Henryk zajmował się formą zawodników już kilka lat wcześniej i pozostał na tym stanowisku przez całe lata 80. To były czasy największych sportowych sukcesów piłkarskich w tym mieście. Później, w latach 90 nastąpiła fuzja Górnika i Zagłębia, a ponieważ nowy klub bazował w większym stopniu na Zagłębiu, masażystą nowej, łączonej drużyny został tamtejszy Jan Wodzyński. Uwielbiał sport, tak samo lokalny, jak i międzynarodowy. Sam także był aktywny fizycznie do późnych lat. Jeździł na kolarzówce, którą jeszcze do niedawna trzymał w piwnicy. Człowiek wyjątkowo energiczny i zawsze mający zajęcie. Kojarzony pozytywnie wszędzie tam, gdzie był znany. Na przełomie lat 90 i 00 pełnił funkcję lekarza podczas rozgrywek wałbrzyskiej piłki halowej Ronal Cup. Zawody organizowane były przez równe 20 lat, a Henryk był z nimi związany przez ponad połowę tego czasu. Dla wielu po prostu „Heniu-chlorek”, bo najczęściej łagodził drobne urazy zmrożonym chlorkiem w sprayu. Wówczas starszy pan, który swoją żywiołowością i postawą zawstydzał młodszych kolegów. Pozostał aktywny zawodowo do samego końca. Nawet przez ostatnie miesiące przeprowadzał okresowe badania w ligach młodzieżowych, a pieczątkę z nazwiskiem i funkcją jako medyka nosił zawsze przy sobie. Zmagał się z chorobą nowotworową, która nagle zaatakowała mocniej. Dla wszystkich Pan Heniu. Dla mnie dziadek i wzór do naśladowania. Zapamiętamy go jako człowieka, który nigdy nie potrafił usiedzieć w miejscu, żyjącego pełnią życia i będącego zawsze na czasie, bo korzystanie z najnowszych technologii nie sprawiało mu problemu – wspomina Michał Kowalski.
(RED)

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty