https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Gdybym był…

bohun bartkiewicz14 lipca, a więc w dniu wielkiego francuskiego święta, w dniu rocznicy zdobycia przez lud Paryża Bastylii, znienawidzonego symbolu władzy absolutnej, udałem się do Sądu Okręgowego w Świdnicy, by osobiście zobaczyć, jak wygląda rozprawa sądowa na podstawie znowelizowanych przepisów „Kodeksu postępowania karnego”. Rozprawa (łącznie z naradą jednoosobowego sądu apelacyjnego) trwała nie więcej jak 10 minut i przebiegała oraz zakończyła się dokładnie tak, jak opisałem to oczekującemu przed salą rozpraw obrońcy, reprezentującemu interesy pana Jacka D. z Lichenia.
Panu Jackowi wałbrzyscy stróże prawa, przy pomocy strażników miejskich ze Szczawna Zdroju, postawili zarzut nieobyczajnego wybryku w miejscu publicznym, a konkretnie, że pan Jacek, nie – wiadomo dlaczego – załatwił swoją małą potrzebę fizjologiczną praktycznie pod oknami szczawieńskiej straży miejskiej. Jak wiadomo, budynek i jego okolice są monitorowane przez system kamer, ale jak zawsze w takiej sytuacji, dziwnym trafem, kamery faktu wykroczenia nie zarejestrowały. Taki kaprys mają te sprytne urządzenia, przez co dowodzą, że dla budżetu miejskiego są jak najbardziej przydatne. Tak więc pan Jacek skazany został na podstawie gołosłownych twierdzeń policjantów i strażników, że razem z kolegą (niestety, już nie żyje), prawie pod oknami strażników i pod okiem czujnej inaczej kamery, sikali sobie, bo taką akurat mieli (według rzeczonych stróżów prawa) zachciankę. Czynili tak, chociaż w pobliżu WC w rożnych lokalach gastronomicznych na szczawieńskim deptaku „skolko ugodna”, jak mawiali starożytni Rosjanie. Warto podkreślić, że ani pana Jacka, ani jego śp. kolegi, do jakiejś grupy meneli i obiboków absolutnie zaliczyć nie można. To poważni, dorośli mężczyźni, mężowi i ojcowie rodzin, którzy do Szczawna Zdroju przyjechali wraz z całą brygadą remontową, aby naprawić szczawieńskie latarnie uliczne. W Sądzie Rejonowym w Wałbrzychu panowie strażnicy (i policjanci) opowiadali, że niby widzieli to samo, ale każdy jakby widział co innego i w innym miejscu. Jednym słowem: żadnym dowodem, poza swoimi przekonaniami, nie dysponowali. Nie dziwota więc, że sąd uznał te ich przekonanie za niepodważalne dowody winy i skazał pana Jacka na grzywnę, od czego oczywiście pan Jacek się odwołał.
Jadąc do świdnickiego sądu nie miałem absolutnie żadnej wątpliwości, że szacowny sąd nie weźmie pod uwagę znowelizowanego brzmienia art 5 § 2 k.p.k., według którego (od 01.07.2015 r.) „wątpliwości, których nie usunięto w postępowaniu dowodowym, rozstrzyga się na korzyść oskarżonego”. A przecież w postępowaniu dowodowym tej wątpliwości „sikał, czy nie” nie usunięto, bo stróże prawa żadnym dowodem nie dysponowali. Ktoś powie (tak jak sąd), że przecież policjanci i strażnicy zeznali, że sikali, ale ja wtedy odpowiem, że oni tak mogą powiedzieć w stosunku do każdej osoby. Zacznę omijać Szczawno Zdrój szerokim łukiem, bo w każdej chwili może podjeść do mnie strażnik (bądź policjant) i powiedzieć mi, że przed chwilą widział, jak sikałem na jakimś szczawieńskim klombie lub trawniku. I co? Ano sąd w Wałbrzychu, a później sąd w Świdnicy skaże mnie na grzywnę, bo przecież stróże prawa tak zeznali. Pan sędzia apelacyjny, w ustnym uzasadnieniu wyroku stwierdził, że przecież policjanci nie mieli żadnego interesu, aby zeznawać tak, jak zeznali, a sikać należy nie wtedy kiedy się chce, tylko kiedy się może. Zapewne pan sędzia nie miał okazji usłyszeć o byłym już sierż. Kamilu Całku z KSP w Warszawie, który w proteście przeciw narzucanym policjantom „planów uzysku mandatów karnych” publicznie z policji wystąpił. Ja w odróżnieniu od świdnickiego (i nie tylko świdnickiego) sądu wiem, że policjanci prewencji poddawani są bardzo silnej presji, mającej na celu zmobilizowanie ich do nakładania mandatów karnych, aby ich służba patrolowa nie przebiegała „bezproduktywnie”. Sam – nawet przed laty – byłem tego wielokrotnym świadkiem. Dlatego też – moim skromnym zdaniem – sędziowie w takich przypadkach winni wydawać wyroki uniewinniające, aby zmusić stróżów prawa do dokumentowania dowodowego popełnionych przez obywateli wykroczeń. Mnie uczono (m.in. znakomity profesor prawa karnego Witold Świda), że lepiej uniewinniać 100 winnych, niż skazać jednego niewinnego, bo takie skazanie to porażka wymiaru sprawiedliwości. No cóż, ale to było w czasach głębokiego PRL-u (lata 60-te) i zapewne wtedy inne standardy sprawiedliwości obowiązywały.
Obecnie polska sprawiedliwość jawi mi się jako wspomniany francuski absolutyzm, którego symbolem było więzienie w cytadeli Bastylia. Czas najwyższy, aby ten współczesny absolutyzm sądowy obalić. Szkoda tylko, że jak na razie nie widać nikogo, kto by na wzór francuskiej Marianne, lud na sądowniczą twierdzę poprowadził. Podobno PiS szykuje jakaś reformę funkcjonowania sądów, ale znając PiS, raczej bać się muszę, niż oczekiwać większej sądowej asertywności opartej na 7 k.p.k. Czekając na korytarzu sądowym w Świdnicy, przeczytałem artykuł prasowy, dotyczący skazania na 25 lat mieszkańca Wałbrzycha, oskarżonego o zabójstwo swego przyjaciela. Skazano go na podstawie zeznań osoby chorej psychicznie, nie zważając na to, że w czasie zabójstwa mężczyzna ten przebywał w policyjnej izbie zatrzymań. Rzecz w tym, że sądy obydwu instancji nie uznały za stosowne zażądać od policji dokumentacji potwierdzającej ten fakt. Uznały to za czynność nie mającą znaczenia dla procesu dowodowego. Wcześniej Komendant Miejski Policji w Wałbrzychu odmówił oskarżonemu wydania takiego poświadczenia, stwierdzając, iż może je wystawić tylko na żądanie sądu. Problem w tym, że żaden sąd nie uznał za stosowne wystąpić z takim żądaniem. Informację powyższą opieram na artykule red. Joanny Skibniewskiej z tygodnika NIE, która jest bardzo dociekliwą i rzetelną dziennikarką, zajmującą się tropieniem takich „sądowych kwiatków”. Przypomniała mi się sprawa, skazanych na podstawie zeznań jednego mitomana, Radka Krupowicza i Patryka Rynkiewicza… Postanowiłem zwrócić się do sądu o zezwolenie na zapoznanie się z aktami procesowymi tej przedziwnej sprawy i mam nadzieję, że sąd nie znajdzie podstaw, aby mi tego odmówić. Wtedy napiszę o tym wiele więcej. Kiedy kończyłem studia prawnicze, urodziła mi się córka i siłą rzeczy moje marzenie o aplikacji prokuratorskiej lub sędziowskiej musiałem odłożyć. Teraz zastanawiam się, co by było gdybym był prokuratorem lub sędzią i myślę, że… spaliłbym się ze wstydu.
Janusz Bartkiewicz
www.janusz-bartkiewicz.eu

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty