https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Kanapa olimpijczyków

basinski_noweW największym pokoju mojego mieszkania znajduje się miejsce, które nazwałem „kanapą olimpijczyków”. Stojący w nim mebel, odziedziczył to miano po poprzednich i co pewien czas zasiadają na nim ci, którzy zapisali się wyjątkowo w kronikach wałbrzyskiego sportu, bo reprezentowali ten zakątek Polski na arenach najpoważniejszych rywalizacji.
Pierwsi wałbrzyscy uczestnicy igrzysk olimpijskich, zasiedli na kanapie w 1992 r. Spotkałem się wówczas z biathlonistami: Zbigniewem Filipem, Janem Wojtasem, Dariuszem Kozłowskim oraz ich trenerem Aleksandrem Wierietielnym. Opowiadali o swoich wrażeniach z Albertville, a szczególnie dumny był Filip, który sprawił przyjemną niespodziankę, zajmując 16. miejsce na dystansie 10 km. Było to także zasługą szkoleniowca, który później zasłynął efektami pracy z Tomaszem Sikorą, biathlonowym mistrzem świata i Justyną Kowalczyk, którą nadal się opiekuje i liczy, że jego słynna podopieczna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Kolarstwo było na kanapie reprezentowane przed Dariusza Baranowskiego i Radosława Romanika. Darek, którego poznałem, gdy miał 19 lat i zajął drugie miejsce w Wyścigu Pokoju, zasiadł na niej w czasie, gdy rozpoczął ściganie w amerykańskiej grupie US Postal Service, w której jeździł wówczas Lance Armstrong – późniejszy wielokrotny triumfator Tour de France, by wreszcie skończyć w niesławie po aferze dopingowej. Później była m.in. hiszpańska grupa Banesto. Popularny w środowisku „Ryba”, wypadł rewelacyjnie na IO w Atlancie w 1996 r., zajmując 9. miejsce w jeździe indywidualnej na czas. Darek wszedł do historii polskiego kolarstwa za przyczyną trzykrotnego triumfu w Tour de Pologne, ale również za przyczyną wysokich lokat w największych zawodowych wyścigach – Tour de France, w którym był 12. oraz Giro d’ Italia, gdzie zajął 11.miejsce. Od dawna mieszka w Głownie. Kontakt z kolarstwem utrzymuje komentując słynne toury dla stacji telewizyjnych. Być może, wkrótce zostanie szefem krajowej grupy kolarskiej. A poza tym… hoduje buldogi angielskie i zdobywa z nimi laury na krajowych i międzynarodowych wystawach. Co pewien czas kontaktujemy się telefonicznie.
Z kolei Radek, zwany „Dziadkiem”, pojechał na igrzyska do Aten w 2004 r. Zszedł tam z trasy, podobnie, jak wielu innych kolarzy, z powodu potwornego upału. Ale jego karta sukcesów krajowych jest bardzo bogata. W 2001 r. zdobył mistrzostwo Polski w wyścigu ze startu wspólnego. Sześciokrotnie triumfował w wyścigu Karkonosze Tour i Bałtyk-Karkonosze Tour, wygrywał też wiele innych, zwłaszcza górskich, etapówek, za co nazwano go „Polskim Pantanim”. Teraz prowadzi w Wałbrzychu sklep ze sprzętem kolarskim i pomaga szkolić swoich następców. Z nim także jestem w kontakcie i mogę liczyć na nowinki.
Regularnie spotykam się z przedstawicielami „królowej sportu”, lekkiej atletyki. Stanisław Grędziński pojechał na igrzyska do Meksyku w 1968 r., gdzie zajął ze sztafetą 4×400 m czwarte miejsce. Lokata ta do dziś wzbudza kontrowersje, gdyż Polacy ukończyli bieg idealnie równo z zespołem Republiki Federalnej Niemiec. Można było przyznać obu reprezentacjom brązowe medale, ale tego nie uczyniono, przez co pan Staszek nie otrzymał olimpijskiej emerytury. Ale jest dwukrotnym mistrzem Europy (Budapeszt, 1966 r.) na 400m i w sztafecie oraz brązowym medalistą ME w Atenach (1969), gdzie zawodnicy niemieccy chcieli naszym przekazać brązowe krążki z Meksyku, ale Polacy, doceniając gest rywali, ich nie przyjęli.
Z kolei Roman Magdziarczyk jest dwukrotnym olimpijczykiem, z Sydney (2000 r.) i Aten, zajmując odpowiednio 8. i 6. miejsce w chodzie na 50 km. Towarzyszył tam na trasie naszej największej lekkoatletycznej sławie – Robertowi Korzeniowskiemu. Być może, za wcześnie rozstał się ze sportowym wyczynem, ale od dawna, podobnie, jak Grędziński, działa w Wałbrzychu bardzo aktywnie na rzecz popularyzacji sportu, nie tylko wśród lekkoatletów, ale i kolarzy.
Na kanapie gościłem również Andrzeja Kupczyka, który był siódmy na IO w Monachium w 1972 r. w biegu na 800 m. Nie wystartował tam w pełni zdrowia. Wysoko ceniono go za wiele zwycięstw w amerykańskich halach. Teraz szkoli polskich bobsleistów, z którymi już kilkakrotnie wyjeżdżał na igrzyska zimowe.
I wreszcie odwiedza mnie bokser Rafał Kaczor, olimpijczyk z Pekinu (2008 r.). To siedmiokrotny mistrz Polski w wadze muszej, mistrz Unii Europejskiej i zwycięzca liczących się zawodów w kraju (Turniej Feliksa Stamma) i za granicą. Rafał próbuje teraz sił w boksie zawodowym i trzymam za niego kciuki.
Przegadałem z wałbrzyskimi olimpijczykami na kanapie wiele godzin. Zawsze były to spotkania ciekawe i pouczające. Rozmawialiśmy o czasach minionych, ale i o teraźniejszości oraz o ich planach na przyszłość. Czy jeszcze kiedyś na kanapie zasiądzie kolejny uczestnik igrzysk? Nie tracę nadziei. Mebel czeka.
Andrzej Basiński

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty