https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Takie państwo

bohun bartkiewiczNapisałem w poprzednim tygodniu, że w kolejnym felietonie powrócę do obietnic, jakie Prawo i Sprawiedliwość składało w kampanii wyborczej, ale zaczynając ten tekst doszedłem do wniosku, że raczej nie mam o czym pisać. Bo nie potrzeba przebłysku geniuszu Jarosława Kaczyńskiego (proszę odczytać to, jako określenie jednoznacznie ironiczne), aby dostrzec, że to, co dziś stanowi centrum uwagi PiS, w kampanii wyborczej w ogóle nie wybrzmiewało. A to o czym PiS nie mówiło wprowadzane jest sprinterską ścieżką, co powoduje, iż organ w którym publikuje się akty prawne Sejmu, powinien zmienić nazwę z Dziennika Ustaw na Nocnik Ustaw (określenie zapożyczyłem z lewicowego Dziennika Trybuna) z uwagi na nocny tryb funkcjonowania Sejmu. Swoją drogą, bardzo ciekawe jest, że najważniejsze dla PiS (bo nie dla Obywateli) ustawy przyjmowane są właśnie nocą, a wszystkie zgłoszone zostały, jako projekty poselskie, co powoduje, że nie muszą być wcześniej konsultowane z kimkolwiek. Rozumiałbym taką taktykę, gdyby Jarosław Kaczyński bałby się, że za dnia opozycja przegłosowałaby rządząca partię, ale przecież partia ta ma tak znaczną przewagę, że nawet służalczego Kukiza15 nie potrzebuje, aby uchwalić wszystko, co się jej podoba. Oczywiście, pewną trudnością może okazać się Trybunał Konstytucyjny, ale specjalnie bym się tym – na miejscu prezesa – nie przejmował, bo wielokrotnie już ten trybunał w swoim orzecznictwie pokazywał, że zbyt często (jak dla mnie) stoi na straży aktualnych interesów rządzących, niż interesów obywateli i reguł demokracji. Przykładów jest tak wiele, że miejsca w tym felietonie nie wystarczy, bym je chociażby w połowie przywołał, podam więc, tylko dla przykładu, jeden. Otóż tenże trybunał uznał, że dekret o stanie wojennym był złamaniem Konstytucji PRL, ale już sprawy grabieży olbrzymiego majątku, umożliwionej przez Komisję Majątkową (rządu i Kościoła), nie zechciał rozpatrzeć, powołując się na to, że komisja ta została utworzona w czasie obowiązywania Konstytucji PRL, więc obecnie nie ma podstaw, aby na jej podstawie Trybunał mógł rozstrzygał legalność działania komisji. I jakoś ten stojący na straży demokracji organ nie był w stanie zauważyć, iż dekret o stanie wojennym polski Sejm następnie konwalidował, czyli nadał mu moc prawną obowiązującej ustawy sejmowej. Takie konwalidowanie przepisów nie jest czymś obcym w demokratycznych bardziej niż Polska krajach, a nawet i w III RP miało też miejsce.
Wracając zaś do nocnych obrad Sejmu – doskonale rozumiem, o co w tym wszystkim prezesowi chodzi. Jestem przekonany, że czyha on, aż zmęczeni sejmowym maratonem posłowie opozycji pójdą do łóżek albo na kielicha, a wtedy obecni na sali posłowie PiS i Kukiza15 będą mieli wymaganą konstytucyjną większość i szybciutko uchwalą nowiutką (ale przecież starą już) konstytucję „made in PiS”, która na czas wyborów ze stron internetowych PiS sprytnie zniknęła. Jedną z takich ustaw, o której PiS w kampanii nie wspominał, jest ustawa nowelizująca przepisy o policji, lecz konieczność jej znowelizowania wynikała z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku. Gdyby tego nie uczyniono, to od 7 lutego policja i wszystkie inne służby specjalne, utraciłaby „oczy i uszy”, co dla obywateli mogłoby się skończyć bardzo marnie. Przyjęta przez PiS ustawa jest autorstwa Platformy Obywatelskiej, co prezes wykorzystał sprytnie, aby wprowadzić w niej zapis o totalnej inwigilacji tego, czym się obywatele zajmują w Internecie. A także aby zalegalizować to, co od samego początku III RP organa bezpieczeństwa czyniły nielegalnie, więc to, co było nielegalne, zostało obecnie zalegalizowane i obecnie policja (i inne służby) będzie mogła stosować sobie po uważaniu, bez jakiejkolwiek kontroli sądowej. Tym akurat niespecjalnie się przejmuję, albowiem doskonale (z własnej praktyki sprzed lat) wiem, jak bardzo iluzoryczną kontrola ta była. Policja zawsze korzystała z wszelkich metod inwigilacji, w tym podsłuchów i kontroli korespondencji, a także kontroli różnorakich poczynań obywateli podejrzewanych o jakieś niecne czyny i obywatele owi nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Było i musi tak być, albowiem są to czynności tajne, czyli operacyjne, o których obywatele nie mieli prawa być informowani, co jest – zacytuję klasyka – „oczywistą oczywistością”. Różnica jest jedynie taka, że obecnie zasadność takiej kontroli operacyjnej (od 7 lutego) będzie sprawdzana przez sąd po jej zakończeniu, ale obywatel o takim fakcie w dalszym ciągu nie będzie powiadamiany, co dla mnie wydaje się zupełnie naturalne.
Jednakże, co muszę szczególnie podkreślić, wprowadzona zmiana zawiera w sobie jedno niezwykle groźne dla obywateli uprawnienie funkcjonariuszy, konkretnie prawo stosowania kontroli w stosunku do wszystkich mieszkańców naszego kraju. A więc jeżeli policjant kogoś sobie upatrzy (z różnych powodów, nawet prywatnych), to bez żadnej kontroli rozpocznie jego inwigilowanie, bez konieczności wszczynania jakiegokolwiek postępowania. Jak groźna może być taka dowolność, przekonałem się sam, kiedy jakiś policyjny siurek, realizując czyjeś zlecenie (wiem czyje, ale prokuratura nie potrafi samodzielnie wykryć tak prostej sprawy), zaczął grzebać w mojej przeszłości, aby jakieś „haki” na mnie znaleźć i publicznie rozgłosić. I chociaż czynił to nielegalnie (co stwierdziła sama policja), pozostał bezkarny, albowiem prowadzący śledztwo prokurator stwierdził uczenie, że aczkolwiek policjant naruszył prawo, to jednak nie popełnił przestępstwa, bo takiego rodzaju czyny są w policji zwyczajowo przyjęte. Kto mi nie wierzy, temu okażę stosowne postanowienie prokuratora. I gdyby takie brednie (powiedziałbym nawet, że bełkot rodem spod peerelowskiej budki z piwem) prawił jakiś znany mi absolwent szkoły zawodowej, to bym to zrozumiał i machnął ręką. Ale herezje te wypisuje ktoś, kto ukończył studia na wydziale prawa, a państwo (czyli my) płaci mu ciężkie pieniądze, aby ścigał sprawców czynów niezgodnych z prawem. Zgroza. Teraz więc będzie przynajmniej wszystko lege artis, czyli funkcjonariusze nie będą musieli już łamać prawa, aby się czegokolwiek o obywatelu (niekoniecznie prawo łamiącym) dowiedzieć. A że prawa obywatela będą notorycznie łamane? No cóż, jakie państwo, tacy jego urzędnicy, bo tak obywatele zadecydowali.
Janusz Bartkiewicz
www.janusz-bartkiewicz.eu

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty