Już tylko 3 dni pozostało nam do podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie wyboru prezydenta Polski, który przez następne 5 lat będzie stał na straży polskiej konstytucji, czyli na straży praworządności stanowiącej opokę każdego demokratycznego państwa. Niestety, przez „ostanie osiem lat” konstytucja nasza, jak nie przymierzając cnotliwa dziewica, była brutalnie bezczeszczona przez Zjednoczoną Prawicę, czyli jedyne dziecko Jarosława Kaczyńskiego.
Wynik pierwszej tury – niestety – nie napawa optymizmem: 53% wyborców nie wybrało Rafała Trzaskowskiego. Ale to tylko matematyka. Bo skoro frekwencja wyniosła niecałe 68%, to wśród tych, którzy zostali w domu, może kryć się nadzieja dla Polski praworządnej, otwartej i europejskiej. Bo za żadne skarby nie chciałabym, aby szefem Służby Ochrony Państwa został niejaki Robert Bąkiewicz, a jego podwładni chuligani ze Straży Narodowej, czyli zdeklarowani nacjonaliści, stanowili jej trzon. Aby kibole z przestępczych ustawek zasilali szeregi policji czy wojska, a szemrani koledzy Karola Nawrockiego obsiedli jego kancelarię i ważne stołki w administracji.
Zakładam jednak, że Rafał Trzaskowski znajdzie jeszcze spory procent tych, których uda się mu przekonać, bo nie sądzę, aby z udziału w tej turze zrezygnowali wyborcy Adriana Zandberga, zdający sobie doskonale sprawę, co się dziać będzie, gdy prezydentem zostanie Karol Nawrocki. Świadomość tego spowodowała, że po stronie Rafała Trzaskowskiego zdecydowanie opowiedzieli się byli jego kontrkandydaci: Magdalena Biejat, Szymon Hołownia, Joanna Senyszyn, a także szef PSL, który dotychczas robił wszystko, co mógł, aby przyhamować realizację obietnic złożonych przez Koalicję Obywatelską w czasie kampanii wyborczej do Sejmu.
Mogę również zakładać, że w efekcie rozmowy, którą 24 maja 2025 r. Sławomir Mentzen przeprowadził z Rafałem Trzaskowskim, jakaś część środowiska Konfederacji zdecyduje się na poparcie jego kandydatury, zwłaszcza że Konfederaci dobrze pamiętają jak przez „osiem ostatnich lat” traktowani byli przez PiS i co na ich temat opowiadał Jarosław Kaczyński. Nagła zmiana narracji, pod wpływem strachu przed przegraną, jest szyta zbyt grubymi nićmi, aby jakaś ich część dała się na to nabrać. A nagła atencja kaczystów wobec Konfederacji rzucała się w oczy w postawie Karola Nawrockiego, który usłużnie deklarował podpisanie wszystkiego, co mu „pan doktor” do podpisania podsunie.
Zupełnie inaczej zaprezentował się Rafał Trzaskowski, który ze swym rozmówcą, przecież zdecydowanym przeciwnikiem politycznym, prowadził normalną dyskusję na argumenty pokazując, że traktuje Mentzena jako swego przeciwnika, ale jednakże traktuje go bardzo poważnie. Myślę, że taka właśnie postawa zdecydowała, że Mentzen przyjął zaproszenie na piwo złożone mu przez Trzaskowskiego i piwo te pił także w towarzystwie Radosława Sikorskiego, co według mnie ma swoją mocną polityczną wymowę.
Tak silną, że w pisowkim obozie wywołało to panikę, czego wyrazem było oświadczenie Adama Bielana, który zagroził, że „jeśli Sławomir Mentzen nie zastopuje wyboru kandydata Platformy, to będzie go można rozliczać z każdej decyzji Trzaskowskiego”. Bardzo spodobała mi się odpowiedź Mentzena, w której najbardziej przypadła mi go gustu fraza o kandydacie Nawrockim: „nie ja zbudowałem mu wizerunek niezbyt lotnego osiłka, nie ja kręciłem i zmieniałem wersję w sprawie kawalerki. To wy za to wszystko odpowiadacie”.
Na szczęście widać także inną Polskę. Tę, która wyszła na ulice w Wielkim Marszu Patriotów – 140 tysięcy ludzi przeciw 40 tysiącom na „Marszu za Polską” organizowanym przez PiS. Taki kontrast może być odczytany jako rosnące społeczne zapotrzebowanie na zmianę stylu sprawowania władzy i większy udział obywateli w procesie politycznym. Jest więc nadzieja, że Polska demokratyczna zwycięży Polskę ksenofobiczną, której twarzą jest Karol Nawrocki.
I na koniec podzielę się refleksją, jaką zrodziła we mnie cała ta kampania. Otóż wydaje mi się niesamowite, że w kraju, w którym ponoć 98%, społeczeństwa uważa się za katolików, prezydentem państwa może zostać ktoś, kto przez wiernych żyjących ponoć wedle przykazań wiary, powinien spotkać się z powszechnym potępieniem. Ale nie zostaje potępiony, bo przecież „nasz”. Bo „przeciwko nim”. Bo to na pewno propaganda. Cóż, osiem lat sączenia trucizny z tub propagandowych zrobiło swoje. Wierzący bracia i siostry, którzy ponoć żyją w duchu miłości bliźniego, dziś z nienawiścią patrzą na każdego, kto nie klęka przed tymi samymi świętościami co oni. Trudno się dziwić, skoro przez niemal dekadę żyli w równoległej rzeczywistości, gdzie wszystko jest czarno-białe, a kłamstwo przebrane za patriotyzm.
Poparcie dla Nawrockiego staje się zrozumiałe, gdy spojrzeć, kto je wyraża. Socjologowie już to przeanalizowali: to ci, którzy są najmocniej związani z Kościołem Katolickim. A tenże kościół – przynajmniej jego instytucjonalne oblicze – wie, że z nową władzą mogą skończyć się pieniążki, granty, dotacje i umowy na wieczne „amen”. Wielkie zasługi na tym polu ma niewątpliwie religia uczona w szkole i jej nauczyciele ustanawiani przez kościelne władze. To ślepe podporządkowanie się polskim urzędnikom Pana Boga jest tak wielkie, że nawet pedofilia księży im nie przeszkadza. A jeśli da się wybaczyć przestępstwa wobec dzieci, to tym bardziej da się przymknąć oko na grzeszki kandydata na prezydenta.
Niestety, Polska to nie Irlandia, gdzie katolickie społeczeństwo powiedziało dość – uznało, że wpływy panów w sutannach trzeba ograniczyć, a do państwowych funkcji wysyłać tych, którzy choćby z grubsza szanują świeckie standardy moralności. U nas nadal obowiązuje zasada: „Biją naszych? To ich bronimy, nieważne, co zrobili”. Myślę, że tego rodzaju ułomność fanatyków kaczyzmu powoduje, że nawet ostatnie oskarżenia Karola Nawrockiego o to, że swego czasu nie tylko brał udział w przestępczych ustawkach, ale też zajmował się sutenerstwem, nie zmieni ich zdania o kolejnym „kryształowym odkryciu” Jarosława Kaczyńskiego. Dziwne, że wobec takich publicznych zarzutów Karol Nawrocki nie zdecydował się na wniesienie pozwu w trybie wyborczym, wszak kampania wyborcza to czas, gdy prawda ma szansę ujrzeć światło dnia w czasie 48 godzin. Dlatego dziwić może, że mimo iż Donald Tusk już 8 maja 2025 r. rzucił publicznie oskarżenie o sutenerstwo pod adresem kandydata Nawrockiego, ten drugi nie tylko nie zareagował pozwem, ale jakby zapomniał, że taki tryb istnieje. Dlaczego? Czy dlatego, że „oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa”? Czy dlatego podczas Wielkiego Marszu dla Polski Jarosław Kaczyński zdecydowanie odmówił wejścia na podium, na którym „jego odkrycie” miało przemawiać? Czyżby znak nadchodzących zmian? Oby!
Janusz „Bartek” Bartkiewicz
PS. Tytuł to parafraza pierwszego zdania „Potopu” Henryka Sienkiewicza.
***
Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.