Podczas gdy 13 ukraińskich żołnierzy na Wyspie Węży ryzykowało życiem w walce o obronę skrawka swojej ojczyzny, a w ukraińskich miastach od rosyjskich bomb giną cywile, możni tego świata wciąż… debatują jak powstrzymać rosyjską inwazję. A podejmowane przez nich decyzje i nakładane na Rosję „sankcje” przypominają leczenie gangreny pudrem. Czy mamy do czynienia z powtórką z 1939 roku?
Ukraińskie Westerplatte
13 obrońców Wyspy Węży od dowódcy rosyjskiego okrętu wojennego dostało, drogą radiową, propozycję poddania się. Ich krótka, ustna odpowiedź, sprowadzająca się w swojej wymowie do pokazania najeźdźcy środkowego palca, była równoznaczna z wyrokiem śmierci… (po kilku dniach okazało się jednak, że żyją i dostali się do rosyjskiej niewoli). To ukraińskie Westerplatte stało się symbolem beznadziejnej walki narodu ukraińskiego o wolność, niepodległość, godność. O swoją ojczyznę. Walki – póki co – samotnej z wrogiem, który nie cofnie się przed niczym.
Ach pan gada, gada, gada…
Co na to wspólnota międzynarodowa? Jak zawsze: debatuje i przyjmuje pakiety sankcji, które… mają zaszkodzić rosyjskiej gospodarce. Tak było także wtedy, gdy Putin zbrojnie zajął Krym, a potem, przy pomocy „zielonych ludzików” obwody Doniecki i Ługański. Zachodni świat pomruczał, pogroził palcem i… wciąż brał garściami od Putnia, zasilając jego wojenną machinę miliardami dolarów i euro. A potem obdarowywał go prezentami, na przykład w postaci finałów piłkarskich mistrzostw świata, czy innych imprez tej rangi, na których pojawiali się przywódcy państw. Ci sami, którzy dziś wyrażają wielkie oburzenie i głębokie ubolewanie.
Pecunia non olet
Dlaczego wolny świat tak niemrawo reaguje? Jak nie wiadomo o co chodzi, to – jak zawsze – chodzi o pieniądze. O liczne powiązania finansowe, za którymi stoją i politycy, i wielkie korporacje. Jak widać po obradach czwartkowego szczytu przywódców państw Unii Europejskiej, sankcje podejmowane są w taki sposób, by nie zaszkodziły tym, którzy je nakładają. Wiadomo przecież, że pieniądz nie śmierdzi… A Putin zajadów ze śmiechu dostaje i robi swoje, bo na te „sankcje” przygotowywał się od dawna.
Tymczasem przed tym, czego jesteśmy właśnie świadkami, przestrzegał już w 2014 r. były szachowy mistrz świata Garri Kasparow. Po zakończeniu szachowej kariery, rosyjski arcymistrz zajął się działalnością polityczną i społeczną. I jest zaciekłym przeciwnikiem Putina. Według niego Putina można powstrzymać udzielając Ukrainie kompleksowej pomocy wojskowej, doprowadzając rosyjskie państwo do bankructwa, wykluczając Rosję z wszelkich dziedzin życia na arenie międzynarodowej (sport, kultura itp.), zrywając stosunki dyplomatyczne, blokując putinowską propagandę, wykluczając popleczników Putina (jak np. były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder) oraz uniemożliwiając Rosji dostawy surowców (ropy naftowej, gazu i węgla) na międzynarodowe rynki. Kasparow podkreśla przy tym, że cena za te działania będzie wysoka, ale potem będzie jeszcze wyższa. I dodaje: „nie ocalicie Ziemi, jeśli nie ocalicie ludzi”.
– Czas walczyć! – nawołuje.
Świat się boi
– Zostaliśmy sami. Wszyscy się boją – stwierdził w pierwszym dniu rosyjskiej agresji prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. A Putin nie omieszkał przypomnieć światu, że dysponuje bronią jądrową, której nie zawaha się użyć, gdy ktokolwiek odważy się zaatakować Rosję. I tu przypomina się sytuacja z 1939 roku, gdy świat nie chciał umierać za Gdańsk, a dziś nie chce umierać za Kijów…
Niestety, wielu Polaków nie rozumie powagi sytuacji i w tej dramatycznej chwili przywołuje ukraińskie zbrodnie na Polakach, do których dochodziło na Wołyniu. Zapominając przy tym, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. A przecież dzisiejsza walka narodu ukraińskiego z rosyjskim najeźdźcą ma taki sam wymiar, jak walka Polaków w 1920 roku. Dlatego my, Polacy, mając za wschodnią granicą tego samego wroga, który jest już od dawna w zwasalizowanej przez Putina Białorusi, a do tego na północy w Obwodzie Kaliningradzkim, musimy przełamać niechęć i dla dobra wspólnego wznieść się ponad te krzywdy. Musimy dać Ukrainie wszelką pomoc, bo nie wiemy co będzie dalej, gdy Putin zdobędzie Kijów…
Robert Radczak