https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Ostatnie listy Jana Kołodziejczyka do redakcji Tygodnika DB 2010

Kiedy w środę oddawaliśmy do druku najnowszy numer Tygodnika DB 2010, postanowiliśmy opublikować w nim dwa listy nadesłane w ostatnim czasie do naszej redakcji przez Jana Kołodziejczyka. Nikt z nas nie miał pojęcia, że będą to ostatnie listy od naszego niezwykłego Czytelnika… Jan Kołodziejczyk zmarł 22 kwietnia 2021 r.

Obwodnica i trzecia wojna światowa

Mieszkańcy połowy Wałbrzycha i części Szczawna Zdroju odczuwają utrudnienia związane z budową obwodnicy. Może te utrudnienia byłyby mniejsze, gdyby obwodnica faktycznie obwodziła Wałbrzych, jak brzmi nazwa takiej drogi. Niestety, „obwodnica”, bo tak należy chyba pisać, przebiega prawie przez środek miasta. Ogromne koszty, w tym kilka przekrętów, jakie zostały już poniesione przy realizacji tej inwestycji od jej rozpoczęcia przed wielu laty, zmusiły władze Wałbrzycha do kontynuowania starego projektu. Patrząc na rozmach prac i rozległość robót w terenie, trzeba zauważyć, że realizacja tej inwestycji spowodowała konieczność likwidacji kilkudziesięciu ogródków działkowych, a co za tym idzie – wycięcia setek drzew i krzewów, i to nie tylko owocowych, ale także ponad stuletnich dębów, buków i lip, nadających charakter miastu, którego nazwa pochodzi właśnie od lasów, po niemiecku Waldenburg. Te drzewa, krzewy i łąki znajdujące się na trasie obwodnicy, na styku parku szczawieńskiego na Wzgórzu Gedymina i Starego Zdroju, są też siedliskiem wielu dzikich zwierząt, takich jak: dziki, sarny, lisy, wiewiórki i mnóstwa gatunków ptaków. Droga przetnie te obszary naturalnego żerowania, lęgowania i wędrówek tych zwierząt. Pojawiające się często w okolicach dworca PKP Wałbrzych Miasto „wycieczki” całych rodzin dzików i saren powodują obawę przebiegania tych zwierząt przez tą drogę po oddaniu jej do użytku. W okolicy, gdzie została przed laty przerwana budowa, znajduje się bowiem ciek wodny, do którego te zwierzęta będą przychodziły przez jezdnię. W związku z tym warto, by inspektorzy ochrony środowiska sprawdzili, czy zakres robót przewiduje budowę przepustu dla dziko żyjących zwierząt.

Osobną sprawą jest brak na terenie miasta i całego powiatu całodobowej pomocy weterynaryjnej dla dziko żyjących zwierząt. Coraz więcej zielonych terenów miasta jest przeznaczonych pod wykorzystanie dla człowieka i nasi ”bracia mniejsi” nie mają się gdzie podziać. Jest to dobrze znane nam, ludziom określenie „bezdomności”. Niedawno, na terenie byłej policyjnej izby dziecka przy ul. św. Kingi, skonała ranna sarna – na oczach kilku bezradnych policjantów i strażników miejskich z dyżurnego patrolu, zaalarmowanych przez sąsiadów. Jedynym udziałem organów porządkowych był fakt, że osoba która wezwała patrol została – jak przestępca – wylegitymowana i w dość arogancki sposób poinformowana przez policjantów o tym, że dyżurny weterynarz ma dyżur w Warszawie, tak jakby personalia wzywającego pomoc dla rannego zwierzęcia były ważniejsze od pomocy, której i tak nie udzieli…

Wycięcie drzew to strata dla środowiska i zieleni miejskiej, jednak spotkanie z dzikiem lub sarną stwarza zagrożenie dla jadących samochodem, jak i samej zwierzyny. Samo ustawienie drogowych znaków ostrzegawczych nie załatwi sprawy. Osobną sprawą jest tragedia która rysuje się w miarę budowy. Widok obwodnicy „z lotu ptaka”, przedstawiony na filmie wizualizującym jej przebieg jako załącznik do projektu, nie oddaje tego problemu. Dopiero realizacja założeń projektowych oddaje wymiar tej tragedii. Tą tragedią są zielone ekrany dźwiękochłonne ustawiane na trasie obwodnicy. Te ogromne płaszczyzny, zasłaniające piękne widoki naszego miasta, położonego na licznych wzgórzach, odbierają ogromny walor estetyczny otaczającego krajobrazu. Ponieważ obwodnica przebiega w dużej części przez samo miasto, stwarzają one wrażenie parkanów ogradzających kiedyś tereny zajmowane przez jednostki Armii Radzieckiej stacjonujące do niedawna na terenie Polski. Najtragiczniej wygląda to w okolicy ronda obok Tesco, na nowo usypanym nasypie, który praktycznie rozdziela Wałbrzych od Szczawna Zdroju. Może by tak te zielone parkany zastąpić przeźroczystymi jak na estakadach? Można przecież, zamiast ekranów, obsadzić drogę szybko rosnącymi krzewami lub drzewami, które – oprócz tłumienia hałasu – pochłoną część szkodliwych gazów smogowych. Uruchomienie obwodnicy spowoduje rozdzielenie potoku przejeżdżających pojazdów przez Centrum Wałbrzycha. Przecież budowa ekranów była uzasadniana pomiarami natężenia hałasu na starej trasie, w związku z tym  może się okazać, że część tych ekranów jest zbyteczna. Ponadto będzie to praktyczne zastosowanie hasła prezydenta Szełemeja „Zielony Wałbrzych”. Nie wiem jak powrót tych ekranów ma się do decyzji o wycięciu wsporników takich ekranów na jednopasmowej części obwodnicy, stanowiącej ulicę Władysława Sikorskiego od skrzyżowania z ulicą Przemysłową do ul. Kaszubskiej.

Osobnym problemem jest przebieg ulicy Starachowickiej, na środku której ustawiono jeden z filarów estakady węzła ul. Reja. Przecież przejazd pod estakadą samochodów osobowych mógłby odbywać się bez większych przeróbek projektu. Mając na uwadze częste zamykanie przejazdu kolejowego przy Dworcu Miasto, przejazd ta ulicą ułatwiał dojazd do Śródmieścia mieszkańcom ulic położonych wzdłuż ul. Żeromskiego.

***

Od ponad roku zmagamy się w walce o przeżycie. Popularne stało się nazwanie tych zmagań wojną. Tę wojnę toczy z wirusem COVID-19 cały świat. Śmiało można powiedzieć, że mamy „trzecia wojnę światową”. Żyją jeszcze weterani II wojny światowej. Jest też wielu pasjonatów historii, którzy mają wiedzę dotyczącą warunków prowadzenia działań wojennych. Zagrożenie agresją ze strony wroga powoduje konieczność traktowania wszystkich żołnierzy na pierwszej linii frontu jednakowo i wykorzystywania ich umiejętności opanowania podstaw wiedzy z okresu nauki w czasie pokoju. Nie stosuje się zróżnicowania między „starymi wiarusami”, a nowymi poborowymi. Oni wszyscy jednakowo ryzykują wartość największą – swoje życie. Rolą dowódców jest wyznaczanie do wykonania konkretnych zadań odpowiednich specjalistów i ocena ich wykonania. Przenosząc to na grunt wojny z pandemią: czy może być lepszy sposób wykorzystania lekarzy, choć bez egzaminów państwowych, do walki z pandemią? Przecież ci lekarze już zdawali z wynikiem pozytywnym egzaminy na akademiach medycznych… Czy może być lepsza okazja na zastąpienie egzaminu ustnego egzaminem praktycznym? Przecież ci lekarze posiadają niezbędną wiedzę i umiejętności do wykonania tych zadań właśnie w praktyce. Bez żadnej zwłoki i ryzyka można przecież przydzielić tych lekarzy, „kujących” przed egzaminem ustnym, jako asystenta/zmiennika bardziej doświadczonych kolegów dyżurujących nierzadko ponad 100 godzin tygodniowo lub członka załogi ratowników medycznych. Dodatkową zachętą będzie zaliczenie im egzaminu praktycznego, jako zamiennika egzaminu ustnego w czasie „wojny”. Istnieje w taktyce wojennej takie określenie, jak „rozpoznanie bojem”. I w czasie wojny, i w czasie walki z epidemią, chodzi o życie ludzkie. Pamiętam czasy kiedy, rozpoczęły się wyjazdy lekarzy i pielęgniarek do zagranicznych szpitali, które nie respektowały polskich dyplomów i zatrudniały ich na stanowiskach pielęgniarzy lub salowych. Jednak spodziewana nagroda w postaci lepszych warunków płacowych i organizacyjnych oraz uznania ich kwalifikacji i zaangażowania w pracy pozwoliła im pokonać uzasadnione ambicje osobiste oraz zdobyć dodatkowe doświadczenie w dobrze zarządzanych placówkach medycznych. Nawet nie śmiem przypuszczać że chodzi tu o utratę wynagrodzenia komisji egzaminacyjnych…

I pomyśleć jak łatwo można by było to wszystko zorganizować, gdyby w porę był ogłoszony – przewidziany konstytucją – stan klęski żywiołowej, który – jako jeden ze stanów nadzwyczajnych – pozwala, bez naruszania prawa, zastosować rozwiązania nadzwyczajne w sytuacji nadzwyczajnej. Realizując zapisy ustawy o stanie epidemii i o powszechnym obowiązku obrony, normalnym jest możliwość skierowania  przedstawicieli niektórych zawodów do wykonania konkretnych zadań, uwzględniając uprzednio uwarunkowania osobiste tych fachowców, między innymi lekarzy i pielęgniarek, kształconych na bezpłatnych uczelniach państwowych. Ogromną rezerwę stanowią prywatne jednostki lecznicze. Czy na wojnie występuje prywatna służba zdrowia? To są zadania administracji centralnej, wyprzedzające przeciwdziałanie ustawą o stanach nadzwyczajnych w przeciwieństwie do typowania „w ciemno” i wysyłania przez wojewodów na pierwsza linię walki z zagrożeniem epidemiologicznym tych osób. Niestety, upór rządu na przeprowadzenie w konstytucyjnym terminie wyborów przeważył nad konstytucyjną gwarancją ochrony zdrowia i życia obywateli.

Pozostając dalej w nazewnictwie militarnym należy pamiętać, że przed każdą wojną istnieje okres przygotowania sprzętowo – kadrowego i dyplomacja. Ze zjawiskami biologicznymi nie ma możliwości pertraktacji dyplomatycznych. Natomiast przygotowanie sprzętowe i kadrowe są podstawowym obowiązkiem każdej ekipy rządzącej państwem. Wszyscy wiemy jaki był stan służby zdrowia finansowanej przez NFZ przed epidemią. Każda ekipa przejmująca władzę po zwycięstwie wyborczym, oprócz splendoru i posad w spółkach skarbu państwa, przejmuje też zaległości poprzedniej ekipy, które w pierwszej kolejności musi zlikwidować, a zwalanie odpowiedzialności za zaniedbania na poprzedników – po kilku latach od zwycięstwa wyborczego – nie zastąpi deklaracji z kampanii przedwyborczych. Pasjonaci historii II wojny światowej pamiętają słowa piosenki o Monte Cassino: ”bo wolność krzyżami się mierzy”… Tak teraz skuteczność ekipy rządzącej w walce z niewidzialnym wrogiem zapamiętamy po ilości zgonów ofiar COVID 19.

Jan Kołodziejczyk

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w liście nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

(fot. IKM)

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty