https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Okiem psychologa: janusowe oblicze samotności

Okiem psychologa: janusowe oblicze samotności

Pamiętam, że jako dziecko lubiłem, kiedy w domu pojawiali się goście. Rodzinne uroczystości, (imprezy imieninowe, święta) były wydarzeniami, na które zawsze z radością czekałem. Obecność innych, gwar rozmów, śmiechy i wybuchy radości sprawiały, że czułem się częścią wspólnoty, czułem się bezpiecznie. Równocześnie dość szybko męczył mnie ten nadmiar, konieczność bycia razem, presja spojrzeń, które powodowały, że po cichu wymykałem się do swojego pokoju, zamykałem drzwi i siebie samego. Czułem ulgę. I tylko dochodzący z oddali szum głosów przypominał, że nie jestem jednak sam. Nie czułem się samotny, choć dobrze było mi samemu, kiedy swoją samotność sam, jak w tych sytuacjach, wybierałem. Lubiłem towarzystwo innych ludzi, ale też ceniłem sobie chwile (było ich – jak pamiętam – całkiem sporo), kiedy zostawałem sam i mogłem zająć się swoim światem (muzyką, lekturą). Dziś, po latach jestem tą samą osobą: samotnikiem z wyboru, kochającym ludzi, chociaż zdecydowanie wolę spotkania w małym gronie bliskich mi osób. Uciekam od tłumów, natrętnego gwaru i hałasu, najlepiej w jakieś zaciszne, oddalone od ludzi miejsca, a z drugiej strony boję się samotności, braku silnych więzi. Jako psycholog potrafię dziś także zrozumieć i wyjaśnić co sprawia, że taki byłem w dzieciństwie, taki jestem dziś i taki pewnie zostanę.

Samotność to temat rzeka. Obok miłości i cierpienia pozostaje jednym z najchętniej przez artystów i twórców eksplorowanych tematów. O samotności, w jej różnorodnych barwach i odcieniach, napisano tony książek, rozpraw i esejów, nakręcono setki filmów, skomponowano mnóstwo pięknych piosenek. Jednak wciąż mam wątpliwości czy komukolwiek udało się w pełni pojąć i uchwycić jej trudną do określania istotę. Ludzie naprawdę samotni nie piszą o swojej samotności książek. Samotność zawsze kojarzyła mi się z przeżyciem intymnym, głęboko osobistym i z natury właśnie nie dla oczu i uszu innych. Kiedy dzielisz się z innymi swoją samotnością to tak naprawdę odwracasz się do niej plecami. A jednak zajmując się zawodowo poznaniem ludzkiego umysłu trudno ten temat zlekceważyć, trudno go pominąć. Objętość tego artykułu stanowi nie lada wyzwanie. Napisać tekst, który z oczywistych powodów musi być dużym uproszczeniem zagadnienia, ale też coś ważnego na ten temat powiedzieć. Pisząc ten artykuł staję zatem z boku, próbuję przyjrzeć się samotności tak, jak robi to ktoś, kto nie czuje się samotny, a jednak lubi bywać sam.

Jeśli ktokolwiek z Was kiedykolwiek czuł się samotny, niech pomyśli, że nie jest sam. Według badań Brytyjskiego Czerwonego Krzyża, ponad dziewięć milionów dorosłych mieszkańców Wielkiej Brytanii czuje to samo – to około 1/5 populacji kraju. Samotność jest coraz częściej uważana za zagrożenie dla ludzkiego zdrowia, porównywalne z otyłością czy paleniem papierosów. W 2018 r. Wielka Brytania powołała nawet Ministra Samotności Tracey Crouch po to, by wesprzeć i wzmocnić działania mające na celu pomóc w radzeniu sobie z problemem samotności w tym kraju. Karl Lauterbach, ekspert ds. zdrowia w niemieckiej partii SPD, również wezwał do powołania komisarza ds. samotności. W Stanach Zjednoczonych uważa się, że samotność jest jednym z najbardziej niebezpiecznych zjawisk społecznych, które niczym epidemia rozprzestrzenia się wśród ludzi, zbierając coraz liczniejsze żniwo w postaci spadku ogólnego dobrostanu obywateli tego kraju, depresji i innych problemów psychicznych. Naukowcy z Brain Dynamics Laboratory Uniwersytetu w Chicago rozpoczęli niedawno prace nad pigułką przeciw samotności, która – za pomocą pregnenolonu, neurosteroidu powstającego z cholesterolu – ma zmniejszyć lub nawet wyeliminować uczucie samotności. Ale czy samotność jest rzeczywiście tak poważnym i niepokojącym problemem współczesności (Europy i USA) jak się o niej coraz częściej sądzi, wymagającym jakiś specjalnych, systemowych rozwiązań? Czy grozi nam w najbliższej przyszłości, jak uważają liczni komentatorzy życia społecznego, filozofowie i wszelakiej maści progności, kolejna pandemia, tym razem samotności?

W swojej ostatniej książce „Samotny jak Szwed” Katarzyna Tubylewicz przywołuje dwa angielskie pojęcia tłumaczone na język polski jako samotność – solitude i loneliness. To pierwsze jednak może oznaczać także bycie osobnym i – w odróżnieniu od lineises – nie ma, jak ono, tak negatywnego ładunku emocjonalnego. Idąc tym tropem można uznać, że solitude – czyli bycie osobnym oraz lineline – rozumiane jako bycie samotnym, to różne stany uczuciowe i poznawcze, choć odnoszące się do podobnej sytuacji egzystencjalnej – społecznej izolacji. Jak pisze poetka Victoria Erickson „osobność i samotność znajdują się na dwóch krańcach spektrum. Istnieje wielka różnica pomiędzy spędzaniem czasu w samotności, a byciem samotnym”. Bycie osobnym będące świadomym, osobistym wyborem, którego podłoże mogą stanowić np. wartości kulturowe, albo cechy temperamentalne, jest naturalną, umysłową strategią regulującą relacje ze światem i innymi ludźmi. Przy tym ludzie lubiący być osobno, stroniący od tłumów, rzadko czują się naprawdę samotni i często w swojej osobności znajdują dużą przyjemność. Samotność z kolei jest dojmującym uczuciem pustki, braku przynależności do jakiejkolwiek wspólnoty, bycia opuszczonym – uczuciem niechcianym i przerażającym. Nic więc dziwnego, że tak rozumiana samotność jest, jak pokazują wyniki licznych badań, często pozytywnie skorelowana ze stanami obniżonego nastroju lub depresją. Kiedy z tej perspektywy popatrzymy na problem samotności może się okazać, że ma ona dwa oblicza – te mroczne, o którym tyle się mówi i pisze, ale i te jasne, będące w istocie pewną strategią, przyczyniającą się do dobrego i szczęśliwego życia, świadomie wybieraną przez wielu ludzi na całym świecie. Wówczas dystopiczna wizja przyszłości, ludzi pogrążonych w głębokiej samotności, wyda się mocno przesadzona. Dlaczego zatem coraz częściej jej ulegamy?

Pojęcie samotności bywa kłopotliwe nie tylko zwykłych ludzi, którzy myśląc o niej mają zwykle na uwadze zupełnie różne doświadczania i przeżycia, ale też dla badaczy tego zjawiska. W psychologii trudno znaleźć precyzyjną definicję samotności, co powoduje, że trudno ją mierzyć, czy diagnozować. Naukowcy wykorzystują kilka rodzajów danych, aby określić, czy dana osoba jest samotna, czy nie. Biorą na przykład pod uwagę takie obiektywne i obserwowalne aspekty czyjegoś życia, jak stan cywilny, wielkość gospodarstwa domowego i wielkość sieci społecznościowej, albo zadają badanym pytania ankietowe i na ich podstawie wyciągają wnioski, czy dana osoba czuje się samotna (pytania mogą dotyczyć oceny różnych aspektów życia, np. postrzegania wsparcia społecznego, satysfakcji w związkach). Dość często pytania ankietowe są formułowane przez badaczy dość tendencyjnie i zależą od postawionych hipotez badawczych. Zdarza się też, że ankietowane osoby nie reprezentują całej populacji, czyli nie są próbą reprezentatywną (co mocno zniekształca obraz badanego zjawiska). Dodatkowy kłopot z ankietami jest taki, że ludziom trudno jest wyjaśnić lub oszacować jak naprawdę się czują, nawet jeśli chcą udzielić uczciwej odpowiedzi. Nie bierze się przy tym pod uwagę faktu, że uczucie osamotnienia bywa zmienne i że jest związane z naszym ogólnym chwilowym nastojem oraz naszymi oczekiwaniami. Ktoś kto jeszcze miesiąc wcześniej czuł się znakomicie, dziś może poczuć się samotnie, ponieważ od kilku dni nie dostał żadnego lajka na fb.

Gdy przyjmiemy, że wskaźnikiem samotności jest stan cywilny, czy wielkość gospodarstwa domowego, to do worka ludzi samotnych wrzucamy wszystkich, którzy mieszkają sami lub są singlami. Z danych statystycznych wynika, że np. ponad 40%  Szwedów mieszka samotnie, równocześnie wyniki innych badań pokazują, że tylko ok 13% mieszkańców tego kraju odczuwa samotność. Zarówno w badaniach naukowych, jak i w codziennych rozmowach traktujemy samotność i izolację społeczną jakby to o były te same zjawiska. Tymczasem człowiek, który spędza większość swojego czasu sam lub świadomie izoluje się społecznie, niekoniecznie odczuwa samotność. Inny paradoks, wynikający z problemów metodologicznych w diagnozie poziomu samotności, ujawniają badania przeprowadzone w Danii. Szacuje się, że odsetek mieszkańców tego kraju odczuwających samotność sięga 30% i jest jednym z najwyższych w Europie. Z drugiej strony Duńczycy od lat zajmują czołowe miejsce w badaniach nad poczuciem szczęścia i długowiecznością. Te niespójne wyniki każą nam z ogromną ostrożnością formułować ogólne wnioski dotyczące zasięgu zjawiska samotności oraz jego wpływu na dobrostan ludzi na całym świecie. Wprawdzie wyniki wielu badań ujawniają korelację pomiędzy samotnością, a np. zaburzeniami psychicznymi, w tym z rozwojem depresji, spadkiem odporności organizmu i kłopotami ze zdrowiem fizycznym czy ryzykiem demencji w późniejszym wieku, jednak z uwagi na fakt, że w przypadku badań korelacyjnych nie da się ustalić związku przyczynowego(czy to samotność jest przyczyną np. depresji, czy to raczej depresja, uwarunkowana genetycznie, jest przyczyną poczucia samotności) pomiędzy badanymi zmiennymi, należy także być uważnym, aby nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków o destrukcyjnym wpływie samotności na nasze życie. Uwzględniając wszystkie wymienione problemy i pułapki metodologiczne uzasadnione wydaje się zaproponowane wcześniej rozróżnienie samotności (tej głębokiej i mrocznej) i bycia osobnym oraz rozważenie ich osobno, ukazując specyfikę tych dwóch stanów uczuciowych (mentalnych), a także ich odmienny wpływ na poczucie dobrostanu u ludzi.

Samotność jest świadomym uczuciem, co oznacza, że wiąże się z refleksją i namysłem nad własnym życiem i jego poznawczą oceną. Nie wystarczy po prostu zostać samemu, czy żyć w samotności. Samotnym można się poczuć tylko wtedy, kiedy zdajemy sobie sprawę, że w naszym życiu nie ma innych ludzi, głębokich z nimi więzi, których bardzo pragniemy. Jak zauważa jeden z największych samotników wśród polskich pisarzy, nieżyjący już J. Pilch „samotność to nieobecność drugiego człowieka, głód drugiego człowieka, tęsknota za drugim człowiekiem, to egzystencjalne niespełnienie”. Uczucie samotności jest zatem przeciwieństwem poczucia wspólnoty. Wspólnota, w której można się naiwnie i bezrefleksyjnie zanurzyć, jest „ciepłym kręgiem” powiada Goran Rosenbeg. Wewnątrz ciepłego kręgu nie trzeba nic udowadniać, bowiem wszystko jest w nim z góry ustalone, naturalne i milczące. Zawsze można tam liczyć na współczucie i pomoc. Wspólnota jest zatem z założenia nieświadoma siebie, a więc nie można się w niej poczuć samotnie (gdyż samotność wymaga refleksji). Tak rozumiana wspólnota jest rajem utraconym, czymś współcześnie już niemożliwym.(przynajmniej w naszym kręgu kulturowym). Porzuciwszy wspólnotę tracimy poczucie bezwarunkowego bezpieczeństwa (odtąd skazani jesteśmy na nieustanne jego tracenie i ponowne odbudowywanie wewnątrz kruchych więzi lub w obrębie własnego niepewnego ja), ale zyskujemy wolność, wartość tak bardzo dziś cenioną, bez której nie wyobrażamy sobie życia i za którą życie gotowi jesteśmy oddać.

Opuszczenie bezpiecznej przystani wspólnoty i wyruszenie w podróż na otwarte i bezkresne morze wolności i niezależności oferuje wprawdzie nowe przygody i możliwości, ale równocześnie otwiera potencjalną otchłań samotności, która od tej pory będzie już na zawsze czyhać tuż obok, gotowa w każdej chwili opanować umysły podróżników. Opuściwszy wspólnotę nie ma już do niej powrotu. Utrata niewinności jest nieodwracalna – powiada Z.Bauman i dalej zauważą, że naprawdę szczęśliwym można być, dopóki się nie wie, jak bardzo jest się szczęśliwym. Nie można poczuć samotności bez świadomości i oceny własnego życia. W indywidualnej i niczym nie skrepowanej żegludze pozostaje jedynie od czasu do czasu przycumować do jakiejś nowej wspólnoty, ale tylko na moment. Z czasem może się jednak okazać, że w żadnej przystani nie znajdujemy już nic, co przytrzymałoby nas do niej na trochę dłużej.

Osoba głęboko samotna czuje się obco w każdej wspólnocie i do żadnej wspólnoty nie należy. Taka samotność doskwiera mocno, od takiej samotności chce się uciec, a więc uciec także od siebie takiego, jakim się jest. Taka samotność ma jedno tylko oblicze – tragiczne i mroczne. Ludzie, którzy znaleźli się w jej lodowatej przestrzeni nie mówią i nie piszą o niej, nie dzielą się nią z innymi, nie szukają podobnych do siebie po to, by się przekonać, że inni także bywają samotni i poczuć z nimi jakąś abstrakcyjną więź. W związku z tym można przypuszczać, że tacy ludzie nie biorą udziału w badaniach psychologicznych, nie odpowiadają na ankiety, bowiem nie są tym w najmniejszym stopniu zainteresowani (wzięcie udziału to przejaw nadziei). Tymczasem doświadczenie głębokiej samotności jest z natury przeżyciem intymnym, nie nadającym się na widok publiczny. Nie można być zupełnie samotnym żyjąc nadzieją na spotkanie bratniej duszy. Bo przecież, gdy pojawia się nadzieja znika poczucie samotności i nie ważne, że tylko na chwilę. Z takich chwil można ułożyć sobie życie, zbudować własną, sensowną opowieść. Samotność to brak jakiejkolwiek opowieści, to życie oparte na rutynowych czynnościach, to egzystowanie w lodowatej pustej przestrzeni, w której nie da się przysiąść w jakimś „ciepłym miejscu”, by się w nim ogrzać.

Nie ulega wątpliwości, że przetrwanie ludzkiego gatunku zawdzięczamy miedzy innymi naszej społecznej naturze. Ludzie są stworzeniami na wskroś społecznymi. Związki i głębokie więzi z partnerem, rodziną i plemieniem sprzyjają zachowaniom afiliacyjnym (np. altruizmowi, współpracy), które zwiększają prawdopodobieństwo, że całkowicie zależne od dorosłych potomstwo osiągnie wiek rozrodczy. Związki z innymi na poziomie indywidualnym i zbiorowym zwiększają także nasze szanse na przeżycie w trudnych lub wrogich środowiskach. Zachowania te ewoluowały, aby zapewnić ludziom przeżycie, rozmnażanie się i opiekę nad potomstwem. Z badań wynika, że prawie 80% naszej dziennej aktywności spędzamy w towarzystwie innych ludzi, a czas spędzony z przyjaciółmi, rodziną, współmałżonkiem, dziećmi i współpracownikami oceniany jako bardziej satysfakcjonujący niż czas spędzony samotnie. Ale korzyści z kontaktu z innymi ludźmi nie ograniczają się jedynie do naszego dobrostanu. Wyniki ciekawych badań ( Lending a Hand: Social Regulation of the Neural Response to Threat James A. Coan, Hillary S. Schaefer, Richard J. Davidson z 2006 roku) przy użyciu funkcjonalnego rezonansu magnetycznego pokazały, że kobiety, które w takcie eksperymentu trzymały dłoń swojego partnera odczuwały mniejszy ból fizyczny niż te, które tego nie zrobiły. Kontakt społeczny sprzyja zatem lepszemu zdrowiu i dobremu samopoczuciu, prawdopodobnie poprzez regulację reakcji emocjonalnych w obliczu różnych życiowych problemów. Nic więc dziwnego, że samotność budzi w nas trwogę.

Można jednak podejrzewać, że ludzi żyjących współcześnie mniej trapi faktyczna, głęboka samotność, za to znaczniej bardziej i częściej lęk przed samotnością wynikający z coraz kruchszych i niepewnych relacji oraz z wpisanego na stałe w naszą kulturę konfliktu pomiędzy wolnością a wspólnotowością. Każde działania na rzecz bezpieczeństwa, jakie daje wspólnotowość, wymaga poświęcenia jakiejś części własnej wolności, a wolność możemy poszerzać tylko kosztem bezpieczeństwa. Być może chodzi też o to, że czasami dużo łatwiej jest żyć dla innych niż dla siebie. Ekstremalny strach przed samotnością zwany monofobią – jest zaburzeniem, które paraliżuje normalne funkcjonowanie. Ludzie dotknięci monofobią są niezdolni do samodzielnego funkcjonowania. Pozbawieni towarzystwa, doświadczają ataków paniki i czują się jakby mieli za chwilę umrzeć.

Uciekamy więc przed samotnością na różne sposoby, rzucając się w przypadkowe związki, pławiąc się w cudzym blasku celebrytów i osób znanych publicznie (świadczy o tym choćby liczba laików pod postami takich osób, nawet pod tymi, które są przerażającym bełkotem), czy lokując całą treść i sens własnego życia w swoich dzieciach. „Urodziłam dziecko, przyznaje jedna z uczestniczek badań, ze strachu przed pustką. Udało mi się (w ten sposób) uciec przed przerażającą wolnością” (cytat za: U i E.Beck, „Całkiem zwyczajny chaos miłości”). Ukrywamy nasze obawy przed innymi udając, że mamy swoje życie pod kontrolą (czy ucieczka przed samotnością nie jest w istocie ucieczką przed samym sobą?). Tymczasem wstydzimy się przyznać, że nasze więzi z innymi bywają często powierzchowne i nie dające nam satysfakcji. Wykorzystujemy także portale społecznościowe do przekonania innych, a zwłaszcza siebie, że nie żyjemy w społecznej próżni, że w każdej niemal chwili, zwłaszcza wówczas, gdy dopadają nas wątpliwości i niepokoje, możemy rozpocząć czat lub konwersację z wieloma znajomymi, zamieścić posta, który inni zobaczą i podzielą się z nami swoim wsparciem, obdarowując nas tak wyczekiwanym i krzepiącym lajkiem.

Facebook i inne portale to swoisty rodzaj nowoczesnych, chwilowych wspólnot lub raczej ich ersatz. Z. Bauman nazywa takie wspólnoty „wieszakowymi”. „Wieszakowe wspólnoty” (peg communities) pozwalają na krótki moment zawiesić własne troski oraz problemy i poczuć się częścią jakiejś społeczności, by wkrótce ponownie je zabrać ze sobą i powiesić gdzie indziej. Świadomość, że inni ludzie, choćby nawet obcy, podzielają nasze pragnienia, przekonania i zainteresowania, działa kojąco. Zdajemy sobie wprawdzie sprawę z tego, że takie tymczasowe wspólnoty są nieautentyczne, pozorne i nietrwałe, jednak mimo to trzymamy się ich kurczowo, odczuwając niepokój na samą myśl o ich porzuceniu na zawsze. Wiemy bowiem dobrze, że jest to być może jedyny, pewny i łatwo dostępny sposób zakotwiczenia się w jakiejś wspólnocie bez wiążących zobowiązań wynikających z trwalej przynależności, a także bez ciążącej groźby jakichkolwiek sankcji (ostracyzmu, pogardy, utraty reputacji itd.) w razie jej opuszczenia (i dołączenia do innej). Tak oto udało nam się wypracować nową, skuteczną – jak nam się zdaje – strategię ucieczki przed samotnością z równoczesnym zachowaniem własnej, tak ważnej dla kultury indywidualistycznej, niezależności i wolności (choć iluzoryczną na dłuższą metę). Ale kruchość i powierzchowność takich wspólnot sprawia, że trzeba je odtwarzać ciągle od nowa, bowiem chwila nieuwagi może nas kosztować wypadnięciem z ciepłego kręgu i upadkiem w samotność. Dlatego musimy być czujni, nieustannie obecni w przestrzeni on-line. Strach przed przegapieniem tego, co może być „ważne” (koleżanka zmieniła fryzurę) i ciekawe (kolega był na imprezie, angielskie FOMO) jest przy tym emocjonalnym wskaźnikiem ustawicznego lęku przed samotnością.

Dojmujący, towarzyszący nam czasami niepokój i obawa, że zostaniemy sami, choć wydaje się tak powszechny i oczywisty, nie udziela się bynajmniej wszystkim. Marek Konrad w jednym z wywiadów przyznał, że w jego życiu są „momenty, kiedy się w sobie zapadam, wycofuję się ze świata, skazuję na samotność. I najbardziej niebezpieczne jest to, że te stany podobają mi się coraz bardziej”. Osobność (solitude) rozumiana jako potrzeba bycia samemu z dala od ludzi oraz jako strategia regulująca osobisty dobrostan nie jest zjawiskiem aż tak niecodziennym, jak mogłoby się nam wydawać. Wiemy, że wielu wybitnych artystów, naukowców, czy pisarzy wybierało życie w osobności. Wystarczy tu wymienić Michela De Montaigne Gustave’a Flauberta, Fryderyka Nietzschego, Artura Schopenhauera, Bruno Szulza, Franza Kafkę, Marcela Prousta czy Fernando Pessoa. Lista samotników z wyboru jest znacznie dłuższa, niektórzy z nich jak Salinger, autor „Buszujacego w zbożu” pozostał do końca życia wierny swojej samotności i po opublikowaniu zaledwie kilku utworów zamilkł na zawsze oraz tacy, których samotność przywiodła do śmierci. Edward Stachura, Rafał Wojaczek, czy Ernest Hemingway zakończyli swoje samotne i twórcze życie odbierając je sobie.

Co jest takiego w byciu samemu co sprawia, że z podziwem i z zazdrością patrzymy na tych, którym udało się uwolnić z więzów systemu, uciec od zgiełku świata i co powoduje, że mamy ochotę zniknąć na jakiś czas i pobyć samemu? Można by krótko odpowiedzieć, że szukając samotności pragniemy w istocie wolności. Przywołana już wcześniej Katarzyna Tubylewicz uważa, że samotność – ta z wyboru, oferuje ulgę i wyzwolenie. Pozwala odpocząć od oczekiwań życia towarzyskiego, ciążących i ograniczających naszą niezależność. Dla niektórych owo pragnienie stanie się tak silne, że postanowią porzucić cywilizację z jej nadmiarem, hałasem i sztucznością, by oddać się samotnej wędrówce. Pewnego dnia Christopher McCandless, bohater reportażu Joana Krakauera, sprzedaje swój samochód, rozdaje swoje rzeczy i pieniądze, przestaje kontaktować się z bliskimi i rusza przed siebie, zrywając wszelkie więzi ze światem. Wprawdzie jego historia kończy się tragicznie, jednak pragnienie ucieczki, „wylogowania” się ze świata, zniknięcia na zawsze, pozostaje wciąż żywe (choć w istocie jest także iluzją). Co roku na całym świecie setki tysięcy ludzi porzuca swoje dotychczasowe życie i znika bez śladu. Trudno w pełni zrozumieć i wyjaśnić motywy tych postanowień i tak radykalnych decyzji, można się jedynie domyślać, że ludzie są coraz bardziej zmęczeni i wyczerpani życiem, jakie oferuje współczesny liberalny kapitalizm, w którym bycie towarzyskim, społecznym, stale dla innych dostępnym jest czymś nie tylko pożądanym, ale w zasadzie koniecznym.

Michael Harris w swojej książce „Inna samotność” przekonuje, że zdolność do przebywania w samotności jest jedną z najsubtelniejszych umiejętności życiowych. Prawdziwa samotność jest jego zdaniem ogromnym skarbem, ważnym składnikiem bogatego życia wewnętrznego. Pobudza do refleksji, pozwala rozkwitnąć kreatywności, poprawia naszą relację ze sobą, ale też i z innymi ludźmi. Jestem jednak przekonany, że nie wszyscy ludzie są skłonni pójść za poradą Harisa i poddać się kojącemu wpływowi przebywania w samotności. Nie ulega wątpliwości, że potrzeba chwilowej przynajmniej, społecznej izolacji jest uwarunkowana temperamentalnie. Cechą, która wydaje się głównym kandydatem określającym nasze preferencje i potrzeby w zakresie kontaktów społecznych, jest introwersja rozumiana bardzo ogólnie, jako mniejsze zapotrzebowanie na zewnętrzną stymulację (w odróżnieniu od ekstrawersji) powodujące, że introwertycy lepiej czują się w środowisku, w którym nie ma zbyt wielu bodźców. Inni ludzie, jak twierdzi psycholog David Winter, wywołują w nas silne emocje, dlatego introwertyk zdecydowania woli spędzić wieczór z książką, ewentualnie z najbliższą rodziną, zamiast wziąć udział w towarzyskiej imprezie. Introwertycy, jak zauważa Susan Cain, autorka bestsellerowej książki „Ciszej proszę”, częściej zwracają się ku swemu wnętrzu w poszukiwaniu schronienia przed zbyt nachalnym światem, męczy ich gwar i nadmierna gadanina, nie znoszą rozmów o niczym, a także są z reguły bardziej odporni na takie pokusy jak sława czy bogactwo. Częściej zatem niż ekstrawertycy, wybierają samotność i znacznie łatwiej się w niej odnajdują, czerpiąc z bycia samemu wiele radości i inspiracji. Pięknie ujął to pisarz Linus Jokman: „dla introwertyków szczęście to łowienie ryb w Norlandii, małe rzeczy, chwile, w której moje dziecko zasnęło mi na kolanach”. Dostrzeganie drobiazgów i wykorzystywanie chwil bliskiego kontaktu z naturą i rodziną do wzmacniania własnej tożsamości, będące mocną stroną introwertyków, potwierdzają wyniki badań psychologicznych. Okazuje się bowiem, że samotność poprawia koncentrację uwagi i inne funkcje poznawcze, a także sprzyja samorozwojowi, budowaniu własnej tożsamości oraz procesom twórczym. Nie dziwi zatem fakt, że tak wielu artystów i twórców było samotnikami (a także z pewnością introwertykami).

Jednak nie tylko jednostki, ale całe narody mogą wykazywać charakterystyczny dla introwertyków rys osobowości. Ake Daun, szwedzki kulturoznawca od lat badający charakter i mentalność swoich rodaków zauważa, że „dla wielu Szwedów jest coś poetyckiego w samotności, oczywiście jeśli nie jest ona permanentna i niechciana, zwłaszcza jeśli to samotność na łonie natury”. Szwedzi, podobnie jak Norwegowie czy Finowie, mówią mało, preferują ciszę, unikają tłumów i dobrze czują się w samotności lub w bardzo wąskim gronie osób bliskich. Istnieje nawet dowcip, który ukazuje skłonność Finów do unikania kontaktu z ludźmi: „po czym poznać, że Fin cię lubi? Po tym, że zamiast patrzeć na swoje buty, patrzy na twoje”. Jednak, jak już wspomniałem, pomimo tak powszechnej potrzeby przebywania (i życia) samemu, mieszkańcy krajów skandynawskich nie czują się samotni. Być może jednym z dowodów świadczących o tym, że umiejętność bycia samemu nie prowadzi do uczucia samotności, są wyniki badań  psychologów Robert J. Coplan i Julie C. Bowker, które pokazują wyraźnie, że samotność może pomóc ludziom uzyskać wgląd w siebie, mieć działanie terapeutyczne, pomóc nam radzić sobie z presją polityczną i społeczną, sprzyja także – co ważne – tworzeniu lepszych i trwalszych relacji, uodparniając nas na uczucie samotności i społeczną izolację.

Niechciana, dojmująca samotność w tłumie ponad 8 mld ludzi zamieszkujących Ziemię, jest przekleństwem. Pozbawia gruntu pod nogami i zawiesza w lodowatej społecznej próżni, odbierając ludziom radość i sens życia. Dlatego to ludzie głęboko samotni częściej popełniają samobójstwa. Natomiast samotność wybrana, świadomie regulowana, może być błogosławieniem, luksusem w świecie nadmiaru bodźców, powierzchownych relacji, presji i nieznośnej gadaniny. Może być darem, który właściwie wykorzystany wzbogaca nasze życie i pozwala życie poczuć bardziej. Trudno siebie usłyszeć i odkryć własne pragnienia w tłumie rozgadanych i hałaśliwych ludzi. Cisza bywa pomocna i twórcza. Zanurzenie się w niej na dłużej może okazać się jednym z najważniejszych doświadczeń w naszym życiu. Bardzo podoba mi się traktowanie samotności jako swoistej niszy regeneracyjnej (Brian Little ), w którym odbudowujemy nasz mocno nadszarpnięty budżet energetyczny. Moje umiłowanie do bycia samemu (jestem introwertykiem) staram się jednak równoważyć poprzez silne i głębokie więzi z osobami, bez których nie mógłbym wyobrazić sobie swojego życia. Staram się też pamiętać (biorąc pod uwagę moją profesję), że czasami jedno odwzajemnione głębokie i cieple spojrzenie komuś w oczy, może uratować jego lub moje życie.

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty