https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

W sidłach prawa (11)

Kolejny odcinek historii wałbrzyszanina Wojciecha Pyłki, który został skazany na więzienie za morderstwo, którego… nie mógł popełnić.

W poprzednim odcinku do pewnego jego fragmentu wkradł się błąd, dotyczący informacji przekazanej Krystynie K. przez sąsiada jej brata. Prawidłowa treść owego fragmentu brzmi następująco:
Po zdaniu zawierającym informację o „poszukiwaniu Janusza”, przesłuchująca funkcjonariuszka zapisała dziwnie brzmiące krótkie zdanie: „Było to dwa dni jak go szukali”. Zdanie to jest dla mnie bardzo intrygujące z powodu możliwości dwojakiego rozumienia jego sensu. Po pierwsze można je rozumieć, że szukali go 28 stycznia, czyli 2 dni przed dniem ujawnienia zwłok, albo też dwa dni po tej dacie, czyli 26 stycznia, co dla tej sprawy ma istotne znaczenie.
Sprostowanie to ma istotne zacznie w odniesieniu do innych dat, które w sprawie tej pojawiły się w kontekście daty zdarzenia przyjętej przez prokuraturę i sąd. Ale przede wszystkim ma sztandarowe znaczenie dla usytuowania w hierarchii dowodów jedynego prawidłowo udokumentowanego procesowo zdarzenia, co do którego nie można mieć żadnych wątpliwości, jeżeli chodzi o datę, miejsce i przebieg.
Otóż nie ma żadnych wątpliwości, że według Jerzego Chrusta (nazwisko zmienione) 23 stycznia 2008 r. (w środę) około godz. 10.00 r. Janusz Laskowski (nazwisko ofiary zostało zmienione) pojawił się na krótko w jego biurze, mieszczącym się w sąsiedztwie budynku, w którym Laskowski mieszkał. W tym też dniu dokonał wypłaty 50 zł z bankomatu, ale ani policjantów, ani prokuratora absolutnie nie interesowało, o której godzinie i w jakim bankomacie wyplata ta miała miejsce, co według mnie było jednym z wielu tragicznych błędów popełnionych w tym śledztwie. Natomiast po 12 latach, dzięki Internetowi, bez trudu udało mi się ustalić, że Janusz Laskowski tej wypłaty dokonał w bankomacie znajdującym się na ścianie budynku nr 20 b przy ulicy Słowackiego, a z rachunku bankowego datowanego na 24.06.2008r. (w aktach sprawy) wynika, że 23 stycznia żadnej innej wypłaty nie realizował. Niestety, nie ustalono, czy owa wypłata miała miejsce przed, czy po godzinie 10.00, wiadomo natomiast, że dzień wcześniej (22 stycznia) był mocno pijany, a jego samochód stał zaparkowany pod budynkiem. Natomiast 23 stycznia samochód ten zaparkowany był w innym miejscu, o czym zeznał Jerzy Chrust, który wiedział dobrze, że Laskowski w stanie nietrzeźwym nigdy z samochodu nie korzystał. Można więc sądzić, że do bankomatu na ul. Słowackiego udał się tym samochodem, jednakże na takie założenie nie ma żadnego pewnego dowodu, jak również nic nie wiadomo, co Janusz Laskowski, po tym jak pobrał pieniądze, robił i z kim się spotkał, ponieważ policjantów z Komisariatu V Policji w Wałbrzychu i Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu to zupełnie nie interesowało. Ustalono natomiast, że w dniu tym pomiędzy godz. 18.00 a 19.00 w okolicy budynku, w którym Laskowski mieszkał, pojawili się: Bogumił K., Tomasz Sz., Wioletta F. i Kinga Sch., którzy przybyli tam z zamiarem dostania się do jego mieszkania, w celu okradzenia go z pieniędzy. O tym, że Janusz miał w mieszkaniu sporą gotówkę, poinformował ich wcześniej Bogumił K., który w pierwszych dniach stycznia, wykorzystując chwilę jego nieuwagi, dokonał kradzieży kilku tysięcy zł. Kiedy stali w okolicy przystanku autobusowego, podszedł do nich udający się do domu Janusz Laskowski, który zwrócił się do Bogumiła K. z pretensjami o tę kradzież, ale była to z jego strony spokojna wypowiedź. Wioletta F. zeznała, że w tym czasie wyglądał tak, jakby był pobity, ponieważ na czole miał strupy. Kiedy go spotkali, miał ze sobą wódkę i mówił, że jest umówiony z jakimś znajomym. Po tej krótkiej wymianie zdań Laskowski wszedł do bramy budynku, w którym zajmował mieszkanie mieszczące się na I piętrze. Obok niego, na tym samym piętrze, zamieszkiwała Dorota J., a na parterze Daniel P. Bardzo ważną okolicznością jest fakt, że aby dostać się do środka, trzeba było posiadać klucz, albowiem drzwi wejściowe do budynku wyposażone były w zamek zatrzaskowy i – co również istotne – w budynku nie było domofonu.
W pewnym momencie z budynku na spacer z psem wyszedł Daniel P., więc skorzystali z okazji i weszli do środka, udając się pod drzwi mieszkania Laskowskiego. Zaczęli się do nich dobijać i kopać w nie, chcąc, aby ich wpuścił do środka. To głośne zachowanie spowodowało, że z mieszkania Doroty J. wyszedł jakiś mężczyzna (niestety, ani policjantów, ani prokuratury nie zainteresowało, kim ów mężczyzna był) i powiedział, że jeżeli nie opuszczą budynku, to on zawiadomi policję. Po wyjściu na zewnątrz rzucali kamykami w okna Janusza, a następnie Tomasz Sz. wspiął się po rynnie i zajrzał przez jedno z nich do środka. W tym czasie, a dokładnie o godz. 19.16, Laskowski rozmawiał przez telefon ze swoją znajomą Teresą F., ale Tomasz Sz. uznał, że rozmawia z policją, więc kiedy powiedział o tym swoim kompanom, ci wystraszeni udali się w kierunku Śródmieścia, a Bogumił K. poinformował ich, że idzie do domu na ul. Andersa. Przesłuchiwany później Tomasz Sz. wyjaśnił, że zorientował się, iż Laskowski dostrzegł, że jest podglądany. Na pewno też z tego powodu rozmowę ze znajomą zakończył i o godz. 19.18 powiadomił oficera dyżurnego KMP, że „do jego mieszkania usiłują dostać się jacyś Cyganie”, co może sugerować, że wcześniej po głosie rozpoznał Bogumiła K. Niestety, rozmowa ta nie wiadomo dlaczego nie została zarejestrowana, a oficer dyżurny nie został przesłuchany. O godz. 19.25 na miejsce przybył policyjny patrol, ale ponieważ Laskowski nie wpuścił policjantów do mieszkania, a w wokół budynku nie zauważyli oni niczego podejrzanego, interwencja o godz. 19.35 została zakończona. Zaraz po tym (o godz. 19.37) zadzwoniła do niego Iwona S., czyli sąsiadka konkubiny Bogumiła K., w mieszkaniu której po paru miesiącach policjanci zabezpieczyli wieżę HiFi, rzekomo będącej własnością Laskowskiego. Ten jednak telefonu nie odebrał. Kiedy o tym w aktach przeczytałem, nie mogłem w żaden sposób zrozumieć (i nie rozumiem tego do dziś), dlaczego ani policjantów, ani prokuratury nie interesowało, z jakiego to konkretnie powodu kobieta ta dzwoniła, bo przecież nie byli żadnymi znajomymi i nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów. Od razu poinformuję, że ja wyjaśnienie tego jej zachowania w aktach sprawy znalazłem i śmiem twierdzić, że powinno ono dla prokuratury, a już na pewno dla sądu, stanowić istotną przesłankę dla oceny wiarygodności opowieści Bogumiła K., jak i całej konstrukcji oskarżenia. Niestety, nikt się tym niesamowicie istotnym faktem w ogóle nie zajął. Twierdzę nieskromnie, że wygląda na to, iż nikt poza mną nie zwrócił na to żadnej uwagi. Będzie o tym mowa w dalszej części tej opowieści.
O godz. 20.11 Janusz Laskowski do KMP ponownie zadzwonił z prośbą o interwencję, ponieważ w dalszym ciągu jacyś nieznani mu Cyganie, bez przerwy co 8 – 10 minut dzwonią do jego mieszkania. Obawiał się, że chcą wejść, ponieważ ma w mieszkaniu sprzęt elektroniczny i telewizory. Informuje dyżurnego również o tym, że nawet wspinali się do jego okien. Ta rozmowa została zarejestrowana i nagranie znajduje się w aktach sprawy, dzięki czemu istnieje dowód, że rozmawiając z dyżurnym Laskowski był trzeźwy. W efekcie tego do budynku o 20:15 ponownie przybywa ten sam patrol i znów nie zostaje wpuszczony do mieszkania. Jednakże tym razem policjanci znajdują na stryszku na poddaszu Bogumiła K., który tłumaczy im, że starał się dostać do Laskowskiego, ponieważ ten przetrzymuje w mieszkaniu, wbrew jej woli, jego konkubinę Monikę S. Funkcjonariusze nakazali mu udać się do domu, a ponieważ żadnych innych osób nie spotkali, o godz. 20.25 zakończyli interwencję.
Co działo się dalej, a działo się wiele, w następnych odcinkach.
Janusz Bartkiewicz
http://janusz-bartkiewicz.eu


Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty