https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Niech wygra raz jeszcze

Jesteśmy po pierwszej turze wyborów prezydenta RP, więc na początek przedstawię kilka liczb, bo można z nich wyciągnąć ciekawe wnioski. Jak podała Państwowa Komisja Wyborcza, uprawnionych do głosowania było 30 204 684 obywateli Rzeczpospolitej, zamieszkałych w kraju i poza jego granicami. Do urn wyborczych, aby spełnić swoją najważniejszą powinność obywatelską (czyli swój patriotyczny obowiązek), pofatygowało się 19 026 600 osób, co spowodowało, że frekwencja wyborcza wyniosła 64,51 %. Jest to więc najwyższa od 1995 roku frekwencja, która – przypomnę – wynosiła wówczas 68,23 %. Wówczas to Aleksander Kwaśniewski (uzyskując 51,72% głosów poparcia) pokonał Lecha Wałęsę, który w trakcie debaty zamiast podania ręki, chciał podać mu nogę… I przegrał z kretesem, co dla Polski i Polaków okazało się niezwykle korzystnym wydarzeniem. Na tyle korzystnym, że w następnych wyborach (2000 r.) Aleksander Kwaśniewski już w pierwszej turze w puch rozniósł swoich wszystkich kontrkandydatów i przez kolejnych 5 lat pilnował, aby rządzący – przede wszystkim stanowiąc prawo – kierowali się przestrzeganiem Konstytucji RP, a także szanowali obowiązujące w demokratycznych państwach zasady sprawowania władzy.

Muszę niestety smętnie skonstatować, że taka postawa prezydenta państwa już 5 lat temu uleciała w polityczny niebyt, czego sprawcą jest obecny zwycięzca pierwszej prezydenckiej rozgrywki tego roku. Nie będę przypominał dlaczego, ponieważ ci, którzy przeciw niemu głosowali doskonale wiedzą, a tych popierający go mało to obchodzi, ponieważ dla nich najważniejsze jest to, co wyraża obiegowa już formuła zamykająca się w dwóch tylko słowach, że „oni dajo”, czyli ci, dla których różne „pincet plus” są jedynym wyznacznikiem ich społecznej świadomości. Nie chcę nikogo obrażać, ani też w jakikolwiek sposób kogokolwiek wywyższać, ale liczby mówią same za siebie i widać jak na dłoni, że Andrzej Duda wygrał poparciem słabo wykształconych i raczej niebogatych mieszkańców małych miasteczek i wiosek, którzy – na dodatek – pozostają pod przemożnym wpływem funkcjonariuszy Kościoła Katolickiego, sprawujących tych miasteczkach i wioskach tak zwany rząd dusz. Dodatkowo to właśnie środowisko, z racji wyżej wskazanych przymiotów, było i jest (niestety) niesamowicie podatne na rządową propagandę lejącą się każdego dnia z rządowej telewizji i rządowego radia. Propagandę pełną nienawiści do wszystkich tych i wszystkiego tego, co za wrogie dla siebie i swojej formacji uznaje Jarosław Kaczyński, czyli ten, który w rzeczywistości, aczkolwiek całkowicie nieformalnie (a nawet nielegalnie) i tajnie, spełnia funkcje przynależne prezydentowi i parlamentowi RP. Bo przecież mówiąc jego słowami: oczywistą oczywistością jest, że prezydent Polski nie jest tym, który cokolwiek może dać obywatelom. Jest tak ponieważ, nie jest wyposażony w jakiekolwiek uprawnienia prawodawcze, czyli to nie on stanowi prawo, bo od tego jest Sejm. A jak wiadomo, Sejm jest w rękach Jarosława Kaczyńskiego, któremu prezydent jest potrzebny tylko i wyłącznie do tego, aby podpisywał wszystko to, co się Kaczyńskiemu w głowie urodzi. A wszystko wskazuje na to, że marzy mu się to, co udało się na Węgrzech Orbanowi lub Erdoganowi w Turcji, a jeszcze wcześniej prezydentowi Białorusi i Rosji, którzy swoimi rządami właśnie Orbanowi i Erdoganowi dali przykład. Czyli koniec demokracji i rządy tak zwanej silnej ręki, wyposażonej we wszystkie atrybuty władzy, nie liczącej się z nikim i niczym.

I dlatego rządzący zrobią wszystko, aby drugą turę wyborów wygrał Andrzej Duda, ponieważ jego przeciwnik, czyli Rafał Trzaskowski, planom Jarosława Kaczyńskiego może postawić skuteczną tamę. Tak skuteczną, że – być może – doprowadzającą do skrócenia kadencji parlamentu i nowych wyborów. Jest to bardzo możliwe, bo wygrana Andrzeja Dudy, chociaż formalnie zdecydowana, nie jest tak oczywista, kiedy się weźmie pod uwagę, że tak naprawdę 11 178 084 (czyli 56,5%) uprawnionych do głosowania rodaków, głosowało przeciwko niemu. A jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkich uprawnionych do oddania głosu Polaków (30 204 684), to okazuje się, że pierwszą turę Andrzej Duda wygrał głosami zaledwie 35,49 % obywateli. Dla pozostałych to, kto będzie prezydentem Polski, mówiąc trywialnie zwisa obojętnym kitem, co napawa mnie niezbyt optymistycznie. Ale jest szansa na to, że spośród tych, którzy faktycznie zagłosowali przeciw prezydenturze Dudy, znajdzie się zdecydowana większość, dla której właśnie sprzeciw wobec jego prezydentury jest tak autentyczny, że poprą Rafała Trzaskowskiego, chociaż politycznie nie bardzo jest z nim po drodze. Tak jak mnie, któremu politycznie najbliżej do Lewicy Razem, a w zasadzie do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a mimo to – już w pierwszej turze – oddałem głos na Trzaskowskiego ponieważ uznałem, że wybory prezydenckie to nie wybór czyjegoś programu, tylko osobowości, która zagwarantuje przestrzeganie polskiej konstytucji. Dlatego, jak mniemam i tysiące zwolenników Lewicy, postanowiłem wspomóc Trzaskowskiego z nadzieją, że być może uda mu się wygrać już w pierwszej turze. I stałoby się tak, gdyby nie polityczna (chociaż nie tylko) małostkowość innych kandydatów na prezydenta. Bo gdyby im naprawdę chodziło o to, aby rodzącemu się na naszych oczach systemowi jedynowładztwa, czyli autorytaryzmowi (a później być może totalitarnej dyktaturze), postawić skuteczną tamę, to w tym, tak dla polskiej demokracji doniosłym momencie, winni z kandydowania zrezygnować i całą mocą swej popularności i wsparcia swoich politycznych środowisk, wesprzeć Rafała Trzaskowskiego. Ale aby tak postąpić, trzeba by być prawdziwym mężem stanu, wybijającą się polityczną osobowością. A tego nam, Polakom, niestety ciągle brakuje i dlatego od wieków jesteśmy targani sprzecznościami i wzajemną polityczną naparzanką, która na rękę jest tylko tym, co Polskę widzą tekturową. Czyli taką, jaką obecnie zafundował nam Jarosław Kaczyński ze swoimi przystawkami, którym wydaje się, że są wielkimi politycznymi graczami. Ale jest szansa, aby to skutecznie zmienić, a można uczynić tak tylko w jedyny sposób, czyli jeszcze raz zebrać siły i w drugiej turze iść do urn. Wszyscy razem. I ci z Koalicji Obywatelskiej, z Lewicy Razem, z Koalicji Polskiej, ci od Szymona Hołowni, a także ci z Konfederacji, bo i wśród nich jest wielu takich, dla których nacjonalizm i ksenofobia nie jest akurat tym, co stanowi jedyny sens ich życia. Musimy pójść razem, aby naprawić to, co Andrzej Duda, wykonując ściśle przekazane mu partyjne polecenia, zepsuł i psuć chce nadal. Bo dzisiejsze „razem” daje nam gwarancję, że w przyszłych wyborach parlamentarnych będziemy mogli w sposób naprawdę demokratyczny wybrać tych, którym przyświeca dobro Polski i jej wszystkich obywateli, a nie dobro jednej partii politycznej, jej wodza oraz licznej rzeszy „przydupasów”, chcących za wszelką cenę nagrabić dla siebie jak najwięcej. I aby tak się mogło dziać, im wygrana Andrzeja Dudy jest niezbędna jak tlen dla życia. A ci, którym się to nie podoba muszą o tym pamiętać w dniu, kiedy znów trzeba będzie pójść do urn.

W Wałbrzychu Rafał Trzaskowski wygrał, więc zróbmy wszystko, aby wygrał jeszcze raz. I to w zdecydowany sposób.

Janusz Bartkiewicz

http://janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty