https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Wpatrując się w okna Boga

Od kiedy sięgam pamięcią zawsze chciałem wyruszyć w Wielką Podroż. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat odwiedziłem wprawdzie kilka miejsc na świecie, ale podróżą tego nazwać nie mogę. Były to zwyczajne wyjazdy turystyczne, z transportem, miejscami noclegowymi, jasno określonym czasem, przewodnikiem i tym co koniecznie trzeba zobaczyć. Żeby uprawiać turystykę wystarczy trochę pieniędzy i odrobina wolnego czasu. Aby podróżować trzeba czegoś więcej. Pewnego stanu ducha.

Paul Bowles, w swojej powieści „Pod osłoną nieba”, słowami narratora wyjaśnia nam różnice pomiędzy turystą a podróżnikiem:

„Rożnica polegała na czasie. O ile turysta spieszy się do domu po kilku tygodniach czy miesiącach, podróżnik, który do żadnego miejsca nie pragnie przynależeć bardziej niż do innego, porusza się powoli”.

I właśnie w tej niespieszności i braku przynależności tkwi – jak mi się wydaje – tajemnica podróży. M. Kundera z kolei pyta:

„ Dlaczego zniknęła przyjemność powolności? Ach, gdzież są niegdysiejsi włóczędzy. Czeskie przysłowie określa ich słodkie nieróbstwo metaforą: – wpatrują się w okna Boga”. Ten, kto wpatruje się w okna Boga, nie nudzi się, jest szczęśliwy”.

Pośpiech jest domeną współczesności, dlatego tak niewielu jest dziś podróżników, za to tysiące, miliony turystów. Szybka praca, szybki odpoczynek, szybkie jedzenie, szybki seks. Słowo instant (natychmiast) robi dziś zawrotną karierę. W takim świecie nie ma czasu na powolność. Brak pośpiechu, pozostawienie sobie przestrzeni na przypadkowość, ograniczenia w planowaniu przyszłości mogą współcześnie kojarzyć z jakimś deficytem motywacji, niezorganizowaniem lub prokrastynacją. Dręczy nas obawa, że zostaniemy w tyle za innymi, że życie nam ucieknie, jakby życie było zającem, za którym musimy gonić na oślep. Stąd nieumiejętność rezygnowania z czegokolwiek, co mogłoby okazać się dla nas korzystne, skutkujące przysłowiowym chwytaniem wielu srok za ogon oraz rozproszeniem uwagi. Jeśli bywamy uważni, to głównie wtedy, kiedy boimy się przeoczyć kolejną atrakcyjną opcję (uknuto nawet termin na ten stan niepokoju FOMO, czyli w języku angielskim fear of missing out – współczesny rodzaj cierpienia, lęk przed tym, że może nas coś ważnego ominąć). Może właśnie dlatego bywamy nieszczęśliwi?

Badania psychologiczne pokazują, że nadmierne obciążenie uwagi ma wpływ na nasze przeżycia i doświadczenia emocjonalne. Okazuje się, że natężenie zarówno negatywnych jak i pozytywnych odczuć zmniejszyło się pod wpływem obciążenia poznawczego. W innym badaniu ujawniono, że nawet w przypadku skupiania się na doznawanych przyjemnych uczuciach ich intensywność maleje, gdy nasza uwaga jest zajęta wieloma innymi sprawami. Co wyniki tych badań mogą dla nas znaczyć? Po pierwsze, że tzw. wielozadaniowość, robienie wielu różnych rzeczy w tym samym czasie obciąża naszą uwagę sprawiając, że cierpi na tym jakość poszczególnych zadań. Po drugie, i to wydaje się szczególnie ważne, pośpiech i związane z nim rozproszenie uwagi lub nadmierne jej obciążenie wieloma sprawami naraz osłabia przyjemności płynące z pozytywnych doświadczeń. To zła wiadomość. Dobra jest taka, że nie musimy się skazywać na takie życie. Pośpiech wydaje się domeną młodości i jego negatywne skutki dotykają przede wszystkim tę grupę ludzi. Rzeczywiście, badania pokazują, że po przekroczeniu pewnego wieku, dla jednych może to być 50, dla innych 60 lat, nie mamy ochoty na rewolucyjne zmiany w naszym życiu. Wystarczająco dużo czasu energii zainwestowaliśmy w nasze osobiste opowieści, aby je zmieniać lub się ich pozbywać. Dlatego ludzie starsi priorytetowo traktują obecne cele, takie jak maksymalizacja ich emocjonalnego samopoczucia i koncentrują się bardziej na rozkoszowaniu się życiem i pogłębieniu istniejących relacji. Słowem: potrafią poddać się chwili, przestają się spieszyć. Ale wszyscy możemy nauczyć się niespieszności i skupiania uwagi na bieżącej chwili, bez poczucia, że tracimy czas. Psychologowie mówią o delektowaniu się chwilą, codziennymi przyjemnościami. Nauka delektowania się przyjemnościami wymaga jednak zwolnienia tempa i uważnego poddania się rzeczywistości. Delektowanie się jest wyrazem powolności, umiejętnością powstrzymania się przed natychmiastowym zaspokojeniem swoich potrzeb. Wymaga cierpliwości i umiejętności czekania. Laura Potter, obserwując ludzi w poczekalniach, zauważyła z zaskoczeniem, że wielu ludziom czekającym na załatwienie różnych spraw wcale nie towarzyszyło uczucie zniecierpliwienia lecz pewna przyjemność płynąca z czekania.

„Czekanie było przyjemne. Stało się luksusem, okienkiem w starannie zaplanowanym codziennym rozkładzie zajęć. W naszej kulturze Black-Berrys, laptopów i telefonów komórkowych, poczekalnia stała się miejscem wytchnienia” (L.Potter, English Patience, „Observer Magazine” 2007).

Być może wszelkie sytuacje przymusowego czekania dają nam alibi rezygnacji z pośpiechu i uwalniają w ten sposób głęboką potrzebę odprężenia i niespiesznego rozkoszowania się chwilą?

Pozwól Czytelniku i Czytelniczko, że zadam Ci pytanie: czy masz już zaplanowany najbliższy urlop? Jeśli tak, to pomyśl o tym przez chwilę. To przyjemne uczucie wiedzieć, że przed Tobą wielka przyjemność. Możesz tym stanem rozkoszować się jeszcze tak długo dopóki nie nadejdzie w końcu ten upragniony dzień wyjazdu. Czekanie bywa przyjemne. Potwierdzają to badania psychologiczne, które pokazują, że oczekiwanie na jakąś rzecz bądź wydarzenie wzmaga przyjemność z tym związaną. Sonia Lubomirski, specjalistka od badań nad szczęściem, proponuje pewien myślowy eksperyment zapożyczony z faktycznych badań. Wyobraź sobie, że możesz pocałować swoją ulubioną gwiazdę filmowa. Masz przy tym dwa dowolne terminy, kiedy możesz to zrobić: za trzy godziny bądź za trzy dni. Co wybierzesz? Większość badanych wybiera tę drugą opcję i woli poczekać kilka dni, przedłużając w ten sposób przyjemność związaną z czekającym ich atrakcyjnym wydarzeniem. I w tym wypadku niespieszność okazuje się niezłą strategią, podnoszącą nasz dobrostan.

Podobno najlepszym sposobem przekonania się, czy coś na nas działa jest przeprowadzenie na sobie eksperymentu (to niezły czas na takie eksperymenty).Wybierzmy się zatem w podroż wewnętrzną. Niespiesznie, bez specjalnego celu, spędźmy dzień (może z bliskimi), otwierając się na to, co niespodziewane i przypadkowe. Popatrzmy przez chwilę w okna Boga. Może uda nam się w nich dostrzec jakąś prawdę o sobie i naszym życiu. Może też, choć przez chwilę, poczujemy się nieśmiertelni.

Marek Gawroń

Od redakcji: autor jest psychologiem – terapeutą, coachem, ekspertem w wielu krajowych i międzynarodowych projektach badawczych oraz rozwojowych. Publikował w czasopismach naukowych z zakresu psychologii emocji, empatii i relacji terapeutycznych. Prowadzi prywatny gabinet. Kontakt: margaw@op.pl.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty