https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

O takich, których nawet Niebo wspierało

Obiecałem, że powrócę do tematu mojego świadkowania w sprawie karnej, o jakiej nie miałem (i nie mam) najmniejszego pojęcia. Nic nie wiem, bo nic nie słyszałem, ani nie widziałem, o czym doskonale wszczynający dochodzenie wiedzieli. A jednak … Sprawę tę prześmiewczo opisałem w Tygodniku DB 2010 z 28 marca br. Przypomnę, że otrzymałem wezwanie na przesłuchanie w sprawie tzw. stalkingu, czyli – mówiąc po polsku – uporczywego nękania. Przestępstwo to polega, z grubsza biorąc, np. na zasypywaniu kogoś lawiną SMS-ów, maili, nachodzeniu w mieszkaniu, w pracy, na ulicy itp., co wzbudza w tym kimś uzasadnione poczucie zagrożenia lub narusza jego prywatność. Od razu zaznaczę, że do takiego zachowania sprawcy musi dojść, a osoba będąca obiektem nękania musi złożyć wniosek o ściganie, co z kolei zmusza organa ścigania do wydania postanowienia o odmowie lub wszczęciu dochodzenia albo śledztwa. W skrócie: po wpłynięciu wniosku policjant bądź prokurator musi, w oparciu o jego treść, przeprowadzić pewien proces myślowy, aby uświadomić sobie, czy w zgłoszonej sprawie można w ogóle jakiekolwiek czynności procesowe przeprowadzić. Trudno sobie wyobrazić np. że jakiś policjant bądź prokurator zdecyduje się na wszczęcie postępowania w przypadku wniosku o ściganie, z którego wynika, iż wnioskujący został napadnięty i pobity przez kosmitę. Aby wszcząć postępowanie musi mieć całkowitą pewność, że do czynu karalnego doszło i że zostało złamane prawo. Dlatego też policjanci zajmujący się ściganiem sprawców czynów zabronionych, muszą mieć podstawową wiedzę prawniczą, a prokuratorzy nadzorujący czynności policyjne, wiedzę karną i karno-procesową muszą mieć w „małym palcu”, aby wydając postanowienia nie narazić się nie tylko na śmieszność, lecz też na podejrzenie o ignorancję lub działania na czyjeś zamówienie, albo nieuprawnione polecenie. Niezależnie od wszystkiego, zawsze podstawą jest wniosek o ściganie, który musi wskazywać, że jakieś konkretne przestępstwo zostało popełnione, poprzez dokładne we wniosku opisanie działanie sprawcy. I tu jest pies pogrzebany.

Kiedy już stawiłem się przed obliczem wałbrzyskiego policjanta z wydziału dochodzeniowego-śledczego, działającego w ramach pomocy prawnej zleconej przez tożsamy wydział Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, dowiedziałem się już oficjalnie, że chodzi o treść anonimu, który ponoć otrzymał były Zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu, czyli Obywatel N., który wcześniej komenderował policjantami z miasta i powiatu świdnickiego. Nie mogę, bez narażania się na odpowiedzialność karną, opisywać w szczegółach tego, co było przedmiotem stawianych mi pytań i jak na nie odpowiedziałem, ale mogę poinformować, że były 4 i żadne z nich nie miało jakiegokolwiek związku z czynem będącym podstawą wszczęcia tego dochodzenia. W pierwszych słowach poprosiłem sympatycznego funkcjonariusza, aby zechciał mi uświadomić na czym owo uporczywe nękanie miało polegać i kogo dotyczyć, bo nie mam żadnej wiedzy o jakimkolwiek tego rodzaju przestępstwie. Żal mi byłego tego człowieka, bo zdawałem sobie sprawę, jak głupio musiał się czuć występując w takiej roli, tym bardziej, że wiedział iż ma do czynienia z emerytowanym funkcjonariuszem policji, który ściąganiem sprawców czynów przestępczych się zajmował. Zresztą, funkcjonariusz ten wcale swego zażenowania nie ukrywał.

Ponieważ zlecona pomoc prawna obejmowała także okazanie mi wspomnianego anonimu, miałem okazję zapoznać się bardzo dokładnie z jego treścią i wyglądem koperty, w jakiej do Obywatela N. dotarł. Ubaw miałem po pachy, ale był to śmiech przez łzy. Wyraziłem więc ubolewanie nad tym, jak nisko musiały upaść niektóre organa władzy w naszym kraju, kiedy ważny funkcjonariusz publiczny angażuje cały podległy mu aparat ściągania, na podstawie anonimu informującego, że czterech byłych policjantów MA ZAMIAR podjąć działania, które dla adresata anonimu mogą być nieprzyjemne.

„Smutny decydencie z Wrocławia” – od kiedy jakiekolwiek działania nie mające jakiegokolwiek charakteru czynu zabronionego, mogą stanowić podstawę do wszczęcia jakichkolwiek czynności procesowych? Czy wydanie polecenia wszczęcia takich czynności nie jest naruszeniem prawa przez przekroczenie uprawnień? Czy składający zawiadomienie o nieistniejącym przestępstwie sam jego nie popełnił, przez to właśnie, że do żadnego przestępstwa nie doszło, o czym winien doskonale wiedzieć? Zwłaszcza, że przez lata nadzorował czynności podległych sobie policjantów, a więc chociażby tylko w minimalnym stopniu prawo znać powinien. Teraz wraz z moimi kolegami, również objętymi czynnościami procesowymi tej sprawy, zastanawiamy się, czy nie powinniśmy złożyć stosownego zawiadomienia o podejrzeniu popełnieniu czynów łamiących przynajmniej dwa przepisy prawa karnego.

No cóż, nikt jeszcze nie obalił twierdzenia Kopernika – Greshama, że dobry pieniądz bywa z reguły wypierany przez pieniądz zły, przez co psuje jedynie gospodarkę. Kiedy więc prawo to przenoszę na funkcjonowanie dzisiejszej policji, łatwiej jest mi zrozumieć dlaczego znajdują się decydenci, którzy postępują w tak bezmyślny sposób, narażając całą policyjną formację jedynie na kpiny i ośmieszenie. W dzisiejszej policji zaczynają rządzić ci, którzy trafili do niej na początku lat 90-tych XX w. Był to czas wielkiego bezrobocia i policja była wówczas jedną z niewielu instytucji, która gwarantowała stałość zatrudnienia i płacy. Dlatego rozpoczął się masowy szturm na biura kadr, ale największe siły przebicia mieli ci, za którymi stali jacyś możni (politycznie czy hierarchicznie) różni protektorzy i w policyjne szeregi zaczęli być przyjmowani nie ci kierujący się misją, tylko ci, którzy byli czyimiś plecakami. I to oni, mając wsparcie niekiedy nawet z „nieba”, zaczęli szybko awansować i odgrywać najważniejsze role. Niestety, miałem okazję obserwować w wspomnianych latach 90-tych to smutne dla prawdziwych gliniarzy zjawisko.

PS.

Największą jednak radochę miałem z faktu, że po moim felietonie z 28.03.br. pełnomocnik Obywatela N. zrejterował i z powodów dla mnie oczywistych w moim przesłuchaniu udziału nie raczył zabrać. Nie miał natomiast żadnych oporów, aby pozostałych, takich samych jak ja „świadków”, przepytywać.

Janusz Bartkiewicz

www. janusz-bartkiewicz.eu

***

Redakcja nie odpowiada za przedstawione dane, opinie i stwierdzenia, które stanowią wyraz osobistej wiedzy i poglądów autora. Treści zawarte w felietonie nie odzwierciedlają poglądów i opinii redakcji.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty