https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Siedzi za… niewinność!

Historia, którą dziś opowiem wydarzyła się naprawdę, wydarzyła się w Wałbrzychu i wydarzyła się niedawno, a konkretnie 77 dni temu, kiedy to za człowiekiem, który nie dopuścił się najmniejszego czyny niedozwolonego, ba! nawet w nim bezwolnie nie uczestniczył, zatrzasnęła się brama Aresztu Śledczego w Świdnicy, a on sam już niedługo (16.04.2019 r.) stanie przed obliczem wałbrzyskiej Temidy. Te kolejne 12 dni spędzi za kratami z obawą, że może zza nich świat oglądać jeszcze przez kilka długich lat tylko dlatego, że miał straszliwego pecha, iż na jego drodze stanęło kilku wałbrzyskich policjantów, prokurator i sędzia, o których nie mogę napisać tego, co naprawdę o nich myślę, aby nie narazić się na zarzuty o naruszenie ich dobrego imienia. Historię, którą opiszę opowiedziała mi wałbrzyszanka –  82-letnia pani Janina, która w poszukiwaniu pomocy zgłosiła się do redakcji Tygodnika DB 2010, przynosząc ze sobą sporej grubości teczkę z dokumentami i własnymi pismami kierowanymi do wałbrzyskiej prokuratury i sądu. Opiszę opowiedzianą nam historię z nadzieją, że być może ruszy ona czyjeś konkretne sumienie (lub jego resztki) i jej bohater jeszcze przed rozpoczęciem procesu wyjdzie na wolność, aby przynajmniej mógł odpowiadać z tak zwanej wolnej stopy.

Pan Andrzej (lat 59) – bo takie nosi imię – miał w życiu sporo pecha, bo zrządzeniem losu został na tym świecie praktycznie sam (jedyna krewna mieszka w Düsseldorfie), zachorował na epilepsję, a na domiar złego 11 lat temu stracił mieszkanie. Ale spotkała go też odrobina szczęścia, bo w jego życiu pojawiła się wtedy pani Janina, która go przygarnęła i zaopiekowała się nim jak synem, biorąc go pod swój skromny dach. On za okazane mu serce odwdzięczał się jej jak potrafił, pomagając jej w każdej możliwej sytuacji. Pani Janina ma też koleżankę, 92-letnią panią Mariannę, do której przyjechała 16 stycznia 2019 r., ponieważ miała jej uszyć coś z garderoby, więc wspólnie zaplanowały, że będzie u niej przebywać przez kilka dni. Już w pierwszym dniu jej pobytu w mieszkaniu koleżanki, pojawił się tam niejaki Mariusz (sąsiad z góry), który często znajdując się w stanie „nieważkości”, lubił pani Mariannie awanturami uprzykrzać życie. Tak też było 18 stycznia 2019 r., ale wówczas jego zachowanie panią Janinę dosyć mocno zaniepokoiło, wybrała więc numer 997 i zgłaszającemu się funkcjonariuszowi, podając adres koleżanki, powiedziała tylko „przyjeżdżajcie szybko na …”. Jak twierdzi, już w momencie kiedy uzyskała połączenie, żałowała tego co uczyniła, bo miała jakieś złe przeczucie. Następnie zadzwoniła do pana Andrzeja, którego poprosiła, aby przyjechał i przywiózł jej 3 puszki konserw, bo koleżanki nie chciała objadać. Po jakimś czasie pan Andrzej pojawił się z tymi konserwami, które otrzymywał z pomocy społecznej i pani Janina chciała mu za nie dać 15 zł, przed czym się wzbraniał. Na to wtrąciła się pani Marianna, mówiąc, „jak dają to bierz”, więc te nieszczęsne 15 zł. przyjął i wyszedł z mieszkania. Chwilę wcześniej wyszedł z niego pan Mariusz, a chwilę później pojawił się w nim policyjny patrol. Ponieważ obie panie były mocno podenerwowane obecnością policjantów, trochę chaotycznie wyjaśniły powód wezwania i panowie policjanci szybko je opuścili, aby po chwili powrócić, przyprowadzając ze sobą… pana Andrzeja skutego kajdankami! Na nic zdały się tłumaczenia pani Janiny, że on niczego nie zrobił, że pieniądze dała mu dobrowolnie i z dobroci serca, bo oni wiedzieli już, że dopadli groźnego bandytę, brutalnie napadającego bezbronne starsze panie, a więc radzi z odniesionego sukcesu zabrali go ze sobą. Na odchodnym poinformowali panią Janinę, aby się nie martwiła, bo jutro w prokuraturze będzie miała okazję wszystko wyjaśnić. I faktycznie – 19 stycznia 2019 r. po południu u pani Marianny ponownie pojawili się policjanci i panią Janinę zabrali do wałbrzyskiej prokuratury. Tam została przesłuchana przez prokuratora (nazwisko z litości przemilczę), który za nic nie chciał przyjąć do wiadomości, że pan Andrzej nikomu niczego złego nie zrobił, że przywiózł jej 3 konserwy, a ona dała mu z dobrej woli te 15 zł.

Rozmawiałem kilka razy z panią Janiną i mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że jest to naprawdę przemiła, pełna godności, bardzo elokwentna i bardzo komunikatywna osoba, tak więc nie mogę się nadziwić, że prokurator nie był w stanie zrozumieć tego, co ona do niego mówiła. Efektem tego braku zrozumienia była treść protokołu przesłuchania, z którą pani Janina nie mogła się pogodzić, ale nie wiedziała jak ma to wyrazić, a ponieważ była przekonana, że taki protokół ma obowiązek podpisać, zrobiła to, czego dziś sobie nie może wybaczyć. Nie wiem czy pan Andrzej, stając przed sądem (w sprawie zastosowania aresztu tymczasowego), miał możność wytłumaczenia, co się naprawdę stało. Sądzę, że raczej nie, ponieważ nie wspierał go żaden adwokat, a on sam jest człowiekiem trochę nieporadnym życiowo i na pewno całą tą sytuacją był mocno zestresowany, a wygląda na to, że sądu prawda nie interesowała, bo zapewne widział w nim jedynie groźnego bandytę, którego należy jak najszybciej odizolować, aby nie był w stanie swej opiekunki zastraszyć i zmusić jej do składania korzystnych dla niego zeznań. I tym sposobem Bogu ducha winien człowiek trafił za kraty, przez co pani Janina kilka już kilka razy jeździła do Świdnicy, wystając pod bramą aresztu z nadzieją, że pozwolą jej na widzenie ze swym prawie przybranym synem. Niestety, żadnej na to szansy nie miała, więc wysyła mu co jakiś czas pieniądze (twierdzi, że nie wszystkie do niego docierają), aby chociaż w ten sposób mu jakoś pomóc i podtrzymać na duchu. Bardzo obawia się o jego stan zdrowia, ponieważ napady epilepsji ma najczęściej, kiedy się czymś zdenerwuje, a oto w warunkach więziennych nie trudno. Zdając sobie sprawę, że przez czyjąś bezduszność, czy raczej bezmyślność, całkowicie niewinny człowiek cierpi, dwukrotnie wysłała do Sądu Rejonowego w Wałbrzychu i Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu obszerne pisma (pierwsze wpłynęło do prokuratury już 1 lutego 2019 r.), w których dokładnie opisywała całe wydarzenie i usilnie prosiła o wypuszczenia pana Andrzeja, ponieważ niczego złego nie uczynił. Najbardziej martwi ją to, że pan Andrzej może być przekonany, iż to ona rzuciła na niego takie okropne podejrzenie i to mocno nie daje jej spokoju. Natomiast jedynym efektem jej pisemnych próśb była zmiana jej statusu, albowiem nagle (bez żadnego wyjaśnienia) z osoby pokrzywdzonej stała się tylko świadkiem. Nie wie też, kto tym pokrzywdzonym może być, bo chyba nie pani Marianna, która w podobnym jak ona tonie, ale bardzo nieporadnie, napisała do sądu, prosząc o uwolnienie pana Andrzeja, który jest dobrym człowiekiem i nikomu niczego złego nie zrobił. Kopie tych pism posiadam i zapewniam, że ich treść jest naprawdę bardzo przejmująca. Jednak jedyną odpowiedzią było zaproszenie do postępowania ugodowego, które miało miejsce 28 marca 2019 r. W jego efekcie pani mediator pisemnie stwierdziła, że strony nie mają do siebie pretensji, przy czym pani Janina twierdzi, że nie czuje się przez pana Andrzeja pokrzywdzona. Niestety, niczego to nie zmieniło, ponieważ ani w sądzie, ani w prokuraturze nikomu nie przyszło do głowy, aby ten krzywdzący pana Andrzeja i panią Janine zarzut wycofać i pozwolić im obydwojgu dalej spokojnie sobie żyć.

Mógłbym opowieść tę spointować, że to co się stało, winno być dla organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości wielkim wstydem, ale wiem, że tam panuje przekonanie o tym, że wszyscy spełnili jedynie swój obowiązek, nikomu krzywdy nie wyrządzając. Myślę zgoła odmiennie i gdyby to ode mnie zależało, to ci wszyscy, którzy w tym błogim przekonaniu pozostają, z roboty swej wylecieliby na zbitą twarz z bezterminowym zakazem wykonywania swego zawodu, aby już nikt nigdy przez nich skrzywdzonym być nie mógł.

Janusz Bartkiewicz

www.janusz-bartkiewicz.eu

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty