https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Wolność do nas przyszła sama – post scriptum


 
 
 
 
Tydzień temu pisałem w tytule, że niepodległość przyszła do nas sama, przez co zostałem przez bliskich mi znajomych zbesztany, albowiem w istocie wolność tę Polacy sami sobie wywalczyli, chociaż niekoniecznie z bronią w ręku. Po części to prawda, ponieważ nasi przodkowie 100 lat temu nie zmarnowali okazji i skutecznie, w drodze faktów dokonanych, wykorzystali to, że dwóch naszych zaborców przegrało Wielką Wojnę, przez co sami znaleźli się w wielkich tarapatach, a trzeciego – w efekcie przegrywanych na wschodnich frontach walk – na terenach rozbiorowych już nie było. I tego, że w wyniku bolszewickiej rewolucji, Rosja dokonała anulowania traktatów rozbiorowych zawartych z pozostałymi zaborcami. Tak więc nasza niepodległość przyszła do nas sama, jako efekt sprzyjających nam okoliczności w europejskiej i światowej polityce.
Jednakże faktem jest, że przez lata niewoli dochodziło do niepodległościowych zrywów, które – w wyniku słabości i samotności militarnej – kończyły się dla powstańców klęską. Faktem jest też, że te niepodległościowe zrywy miały miejsce w zasadzie tylko na terenie zaboru rosyjskiego i skierowane były przeciwko Rosji (powstanie kościuszkowskie w 1794 r., powstanie listopadowe 1830 – 1831 r., powstanie krakowskie 1846 r. – jedyne na terenie zaboru austriackiego, powstanie styczniowe 1863 r. i rewolucja w 1905 roku). Faktem jest też, że wybuchające powstania zbrojne miały na celu nie tylko wyzwolenie się Polski z rozbiorowej niewoli, ponieważ miały one również charakter rewolucji społecznej (nawet powstanie kościuszkowskie miało przynieść uwłaszczenie chłopów), której przyświecały cele stawiane w programach polskiej ówczesnej lewicy. Bo faktem niepodważalnym jest, że tylko lewica stawała do walki zbrojnej i tylko ona ponosiła największe straty, podtrzymując jednocześnie w świecie pamięć o tym, że Polska – chociaż pod obcym butem – ciągle istnieje.
Historii nie da się okłamać. Można ją tuszować, ale i tak nikt zaistniałych faktów nie zlikwiduje, bo się po prostu tego nie da zrobić. Prędzej czy później prawda wyjdzie na wierzch, zgodnie z porzekadłem z moich pacholęcych lat, że oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa. Niestety, w czasach obecnych mamy do czynienia z niespotykanie nasilonym ruchem zamazywania polskiej historii i jest to czynione przez ideologiczną prawicową koalicję Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością (POPiS), które chcąc wymazać z historycznej pamięci Polaków ten niewygodny dla nich fakt, że w istocie tylko postępowe siły lewicowe podejmowały walką zbrojną o wyzwolenie spod zaborów. Starają się wymazać tę przestrzeń historii, aby zwolnić pole dla zupełnie nowej historycznej narracji, w której walkę o niepodległość prowadziła prawica. Jest to oczywistą nieprawdą, ale o tym nie wie coraz większa liczba Polaków. Dlatego pamięć o prawdziwych bohaterach tej walki, pamięć o jedynej sile społecznej, która ją prowadziła, musi zostać przywrócona i to jak najszybciej.
Na potwierdzenie, że nie tylko ja tak uważam, przywołam słowa znanego polskiego poety, publicysty i pisarza Jacka Dehnela, piszącego że „100 lat po 1918 roku usilnie wymazuje się fakt, że ta rodzima siła polityczna, to PPS, czyli Polska Partia Socjalistyczna. Pod czerwonym sztandarem, z Marksem w głowie, siedząca w carskich tiurmach, podkładająca bomby, likwidująca konfidentów, roznosząca bibułę pośród robotników, napadająca na pociągi z państwowym złotem. Warto pamiętać o tych bohaterach, kiedy ludziom takim jak Stefan Okrzeja (19-latek powieszony na stokach Cytadeli za walkę o wolną Polskę) zabiera się ulice i daje je proboszczom”. Jak ktoś mimo wszystko w to nie wierzy, to niech poda – pamiętając, że organizacje strzeleckie i Legiony z Piłsudskim to też dziecko PPS – przykład chociażby jednej akcji bojowej przeprowadzonej przez prawicę. Zaręczam, że nie znajdzie takiej. Przy okazji wspomnę tylko, że na legionowych czapkach (maciejówkach) widniały piastowskie orły bez korony, takie same jakie do swych czapek przypinali i malowali na hełmach żołnierze I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki i ich następcy w mundurach w czasach PRL. Dzisiejsze fałszowanie historii sięga nawet czasów nam współczesnych, które znaczna (a w zasadzie chyba większa) część Polaków ma jeszcze w swej osobistej pamięci. Czynione jest to zgodnie ze znanym powiedzeniem mistrza propagandy (ministra w III Rzeszy) Josepha Goebbelsa, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy, staje się prawdą. I dlatego zalewa nas ocean kłamstwa, zresztą nie tylko politycznego. Kłamstwo stało się zwykłym orężem walki politycznej i w zasadzie nikt się już temu nie dziwi. Platforma Obywatelska leje krokodyle łzy nad faktem, że pisowska propaganda robi wszystko, aby z pamięci Polaków wymazać postać Lecha Wałęsy, aby w jego miejsce wstawić Lecha Kaczyńskiego, jako największego Polaka w dziejach nowożytnej Polski, który swymi dla niej zasługami bije na łeb na szyję samego Józefa Piłsudskiego, a nawet – o zgrozo – niedawnego największego Polaka, Jana Pawła II. Leje te łzy, chociaż sama w sposób cyniczny i brutalny dopuszczała się i dopuszcza również wielokrotnego fałszowania historycznych wydarzeń. Nawet tych najnowszych. Oto nie tak całkiem dawno temu, podczas uroczystości związanych z 75 urodzinami Lecha Wałęsy i kolejną rocznicą przyznania mu Nagrody Nobla, Donald Tusk wręczając mu dyplom z podpisami wszystkich unijnych przywódców (poza podpisem Andrzeja Dudy), oświadczył (publicznie jak najbardziej), że wręcza go pierwszemu prezydentowi demokratycznej i wolnej Polski. Tuskowi takie kłamstwa zdarzają się bardzo często, ale ponieważ dotyczą one polskiej lewicy i czasów PRL, nikt praktycznie nie zwrócił na to uwagi. Łącznie z przywódcami SLD, którym widać prawda o polskiej lewicy i najnowszej historii Polski „zwisa obojętnym kitem”. Dlatego pragnę przypomnieć wszystkim tym, którzy nie pamiętają i tym, którzy pamiętać nie chcą, że pierwszym prezydentem demokratycznej Polski po przemianach, zapoczątkowanych Okrągłym Stołem, był generał Wojciech Jaruzelski, bez którego nie byłoby tegoż Okrągłego Stołu. Nie byłoby też wyborów 4 czerwca 1989 r. i całego pokojowego procesu, który był pierwszym w polskiej historii aktem zbiorowej mądrości.
Na zakończenie, wracając do 100-lecia niepodległości przypomnę, że pierwszy prezydent demokratycznej Polski Wojciech Jaruzelski, podobnie jak pierwszy premier niepodległej Polski, Ignacy Daszyński, zrezygnował ze stanowiska, gdy doszedł do wniosku, że jest przeszkodą w dalszym rozwoju kraju. I obydwaj ci wielcy Polacy, są skutecznie przez POPiS wymazywani z kart historii i naszej zbiorowej pamięci.
Janusz Bartkiewicz
www.janusz-bartkiewicz.eu

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty