https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Najpierw reprezentacja, potem NBA

Trener Mike Taylor wybrał kadrę polskich koszykarzy na listopadowe mecze kwalifikacyjne do mistrzostw świata w Chinach. W grupie 20 zawodników znalazł się 17- letni Aleksander Balcerowski, wychowanek Górnika Wałbrzych, a obecnie środkowy hiszpańskiego zespołu Herbalife Gran Canaria Las Palmas.
 
Jak przyjąłeś wiadomość o powołaniu do kadry? Kto cię o tym fakcie powiadomił?
Aleksander Balcerowski: – Z ogromną radością, dumą, podekscytowaniem, nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Przed miesiącem zadzwonił do mnie z tą niesamowitą nowiną mój agent w kraju. Była to jeszcze wiadomość nieoficjalna, ale zrobiła na mnie wielkie wrażenie. To przecież ogromne wyróżnienie, zwłaszcza dla zawodnika w moim wieku i dowód zaufania szkoleniowca reprezentacji do moich umiejętności. W powołanym przez niego składzie jestem przecież najmłodszym graczem.
 
Występowałeś już wcześniej z orzełkiem na koszulce?
– Zdążyłem tylko zrobić sobie zdjęcie w tym stroju, kiedy powołano mnie do reprezentacji Polski kadetów i trenowałem z nią. Potem doznałem kontuzji i nie zagrałem z biało-czerwonymi ani jednego meczu. Może w najbliższej przyszłości będzie okazja odbić to sobie z nowymi kolegami? Bardzo na to liczę.
 
Jak oceniasz swoje możliwości w obliczu czekających cię obowiązków na nowym etapie kariery?
– Chcę sprostać nowemu wyzwaniu i zapewniam, że dołożę wszelkich starań i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by udowodnić, że zasłużyłem na ten wybór i pokazać się trenerowi oraz kolegom z kadry z jak najlepszej strony.
 
Co twoim zdaniem udoskonaliłeś w ostatnim okresie?
– Wiele pracowałem nad siłą i fizycznie się wzmocniłem.
 
Jakie są twoje koszykarskie atuty?
– Rzut, kozioł i mobilność.
 
A co musisz poprawić?
– Oprócz siły pracuję nad szybkością przeprowadzanych akcji.
 
Ile masz wzrostu?
– 215 cm i chyba więcej nie będzie. Ale… kto wie.
 
Czy taki „wieżowiec” jak ty, nie ma problemów z wypoczynkiem w pozycji poziomej?
– W Hiszpanii absolutnie nie. A jeśli chodzi o domowe łóżko: rodzice kupili takie o długości 2 m i okazało się za krótkie. Ale jakoś sobie radzę.
 
Ile ważyłeś po przyjeździe do Hiszpanii, a ile teraz?
– Odpowiednio 78 i 104 kg.
 
Od kiedy mieszkasz i grasz na Wyspach Kanaryjskich? Początki zapewne były dla ciebie trudne?
– Na Kanarach jestem czwarty rok. Ciężko było w tak młodym wieku znaleźć się daleko od domu i rodziny. Miałem trudne chwile, ale to już przeszłość. Nowa sytuacja zmusiła mnie do przyspieszonego dojrzewania i radzenia sobie ze wszystkim, w większości samemu. To była dobra szkoła życia, a rozłąka z bliskimi zahartowała mnie. Z pewnością też szybciej okrzepłem jako zawodnik.
 
Na jaki okres podpisałeś kontrakt?
– Związałem się z tym klubem na cztery lata.
 
Jak wygląda obecnie sytuacja twojego zespołu?
– Sezon rozpoczęliśmy przed czterema tygodniami. Mamy dotychczas na koncie dwa zwycięstwa i dwie porażki.
 
Ile punktów zdobywasz przeciętnie na mecz?
– Około ośmiu.
 
Czy często docierają do ciebie opinie o twojej grze?
– Nie nadstawiam na nie jakoś szczególnie ucha i nie kolekcjonuję ich (śmiech), ale zarówno trener, jak i inne osoby związane z klubem i nie tylko, dają mi do zrozumienia, że jestem ważną postacią dla zespołu. To miłe i zarazem zobowiązujące.
 
Ile razy trenujesz dziennie?
– Z drużyną rano o godz. 7.00 i wieczorem o 19.00. Do tego dochodzi trening indywidualny o godz. 11.00, kiedy m.in. skupiam się na rzutach.
 
Jakich rozmiarów nosisz obuwie?
– 48,5.
 
Jak sobie poradziłeś z językiem hiszpańskim?
– Nie miałem z nim problemów i już po czterech miesiącach porozumiewałem się bez problemów. A teraz mówię, jak… Hiszpan (śmiech).
 
Jak spędzasz w Las Palmas wolne od koszykówki chwile?
– Spaceruję z kolegami po mieście, gram na konsoli…
 
Co na Kanarach podoba ci się najbardziej?
– Zakątki są tu oczywiście malownicze, ale najbardziej lubię… banany. Oczywiście basket jest na pierwszym miejscu.
 
Ile razy w roku przyjeżdżasz do rodziców?
– Zwykle dwa razy – na Święta Bożego Narodzenia i na letnie wakacje.
 
Ostatnie spędziłeś w Wałbrzychu…
– Bardzo miło wspominam te kilka tygodni. W końcu tęsknota za bliskimi robi swoje. Ale o baskecie nie zapomniałem. Tydzień trenowałem z Andrzejem Adamkiem, kiedyś rozgrywającym Górnika Wałbrzych. Były to bardzo pożyteczne zajęcia i doskonaliłem to, czego się dotychczas nauczyłem. Poza tym były to sympatyczne kontakty.
 
Kiedy teraz przyjedziesz w rodzinne strony?
– Do Polski wracam w listopadzie na tygodniowe zgrupowanie kadry. Wtedy zapadną ustalenia, kiedy znowu się z nią spotkam.
 
O zwiedzeniu jakiego rejonu świata marzysz?
– Przede wszystkim o Stanach Zjednoczonych. Byłem tam dwukrotnie. Jest to kraj różnych klimatów, a także różnorodny pod względem przyrody i zamieszkujących go ludzi. Można tam spotkać wszystko, co jest atrakcją innych krajów i społeczeństw. No i jest ojczyzną koszykówki.
 
Spójrzmy wstecz. W jakim wieku trafiłeś do Górnika?
– Miałem 10 lat i przez pewien czas grałem z kolegami o 5 lat starszymi. Początkowo moim trenerem był Arkadiusz Chlebda i Marcin Ewiak, a później Tadeusz Pogorzelski i Paweł Domaradzki. Po awansie do ćwierćfinału mistrzostw Polski, nawiązał z rodzicami kontakt agent z Hiszpanii.
 
Jak oceniasz swój udział w campach, ubiegłorocznym w Zagrzebiu i niedawnym w Jerozolimie, zorganizowanym po raz pierwszy wspólnie przez FIBA i NBA w ramach programu „Koszykówka bez granic”?
– Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku zaproszenie było dla mnie sporym wyróżnieniem. W tym roku do Izraela przyjechali zawodnicy i zawodniczki z 22 krajów, a ja wśród 30 rówieśników byłem jedynym Polakiem. Po campie Jordan Brand Classic w Chorwacji, na który przyjechało 40 najlepiej zapowiadających się koszykarzy europejskich rocznika 2000, wybrano mnie do najlepszej „10”, która zagrała w turnieju w nowojorskim Brooklynie z najbardziej uzdolnionymi 16-latkami amerykańskimi i byliśmy obserwowani przez gwiazdy NBA. Miałem zaszczyt w obu przypadkach poznać najlepszych trenerów i chociaż obozy nie trwały długo, to wyniosłem z nich wiele i wzbogaciłem swoje koszykarskie umiejętności. W związku z ostatnim campem, mam w styczniu przyszłego roku wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Już się cieszę na tę wyprawę.
 
Jakie stawiasz przed sobą zadania?
– Teraz chciałbym jak najlepiej zaprezentować się w kadrze, a jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, skutecznie wspierać reprezentację. Ale nadal moim głównym celem pozostaje gra w NBA. Trudno mi określić, jak długa i kręta będzie droga do światowej elity. Może trafię tam za 3 lata? Chyba, że jest to zbyt optymistyczna prognoza… W każdym razie nie będę się oszczędzał, by dopiąć swego. W jednym z wywiadów w polskiej prasie z Marcinem Gortatem przeczytałem, że mówiąc o jego polskich koszykarskich nadziejach wspomniał moje nazwisko. To dodatkowo mnie mobilizuje.
 
Masz dziewczynę?
– Jeszcze nie.
 
Kto jest twoim koszykarskim wzorem?
– Kevin Durant z Golden State Warriors.
 
Do którego zawodnika na twojej pozycji w NBA próbujesz się porównywać?
– To Kristaps Porzingis z New York Knicks. Jeśli chodzi o walory fizyczne, Łotysz jest kilka kilogramów cięższy i 6 cm wyższy ode mnie. Chciałbym dorównać mu klasą.
 
Kibicujesz którejś z drużyn najlepszej ligi świata?
– Nie mam jakichś szczególnych sympatii. Oglądam z równym zainteresowaniem mecze różnych zespołów. Każdy ma inne oblicze, inną specyfikę i styl gry.
 
Czy spotkałeś się już kiedyś z trenerem Taylorem?
– Nie. Dlatego jest u mnie trochę ciekawości i tremy. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się znakomicie i że pokażę mu się z jak najlepszej strony.
 
Twój tata Marcin grał niegdyś w Górniku Wałbrzych, a po wypadku samochodowym zdobył dwa razy Puchar Europy w koszykówce na wózkach, był 4. na mistrzostwach Europy i 6. na mistrzostwach świata, prowadził też polską reprezentację. Uczestniczył w Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie. A mama, Sylwia, występowała w AZS Lublin. W domu basket jest chyba tematem pierwszoplanowym?
– Bez przesady. To oczywiście temat ważny, ale jest przecież jeszcze tyle innych. Jednak rodzice mnie wspierają, gdy rozmawiamy po kolejnych meczach, radzą i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć.
Rozmawiał Andrzej Basiński
 
Balcer BasinskiNigdy wcześniej w pierwszej reprezentacji Polski nie znalazł się 17-latek. Wałbrzyszanin zrobił początek.

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty