https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Potrzeba autorytetów

 
stanislaw michalik
 
 
 
 
 
 
 
– Usta odczuwają niezmierną słodycz przy całowaniu kamienia, tak iż chciałoby się całować go bez końca – pisał w swojej książce Abu Abd Ajjah Mohammed ibn Abd Allah ibn Mohammed ibn Ibrahim al.-Lawati at-Tandżi, znany jako Ibn Batuta. Dla ludzi Uzboju kamień był istotą boską. Jest to typowe dla mieszkańców pustyni, którzy oddają cześć wszystkiemu, co ich otacza: drzewom, studniom, kamieniom. Całowanie kamienia dawało ludziom nieomal zmysłową rozkosz.
Uzboj to rzeka wymarła. Nie ma już po niej śladu w pustynnej Turkmenii. Dawniej brała wody z Amu-Darii, przecinała pustynię Kara-Kum i wpadała do Morza Kaspijskiego. Była to piękna rzeka, długa jak Sekwana. Brzegi Uzboju stanowiły kwitnącą i ludną oazę. Były tu liczne faktorie, pojawiły się plantacje i ogrody. Oto co może sprawić woda. Jest początkiem wszystkiego, pierwszym pokarmem, krwią ziemi. W wodzie żyją ryby, wyśmienity pokarm wioślarzy i przemieszczających się wzdłuż rzeki karawan. Ryba była symbolem szczęścia. Każdy starał się żyć jak najbliżej Uzboju. Agonia rzeki miała miejsce czterysta lat temu. Uzboj zaczął wysychać, jego energia słabła, a prąd utracił siłę. Stało się to samo, co w potokach górskich w czasie suszy. W parę miesięcy życie na przestrzeni kilkuset kilometrów wzdłuż rzeki całkowicie umarło. Exodus tysięcy turkmeńskich plemion, które w panice porzuciły swój dobytek i szukały ratunku, rzucając się w podróż przez pustynię, to makabryczna wyprawa śmierci.
Pisze o tym wszystkim z przejęciem i wzruszeniem Ryszard Kapuściński w znakomitej książce „Imperium”. Jak łatwo się domyśleć, treść książki dotyczy Wielkiej Rosji, olbrzymiego pod względem obszaru imperium w czasach komunistycznych, kiedy nazywała się Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jakie to było imperium, jak niezwykle przypadkowe, jak absurdalne pod każdym względem: ustrojowym, cywilizacyjnym, narodowościowym, kulturalnym, religijnym, rasowym pokazuje nasz wybitny reporter i pisarz Ryszard Kapuściński, relacjonując swoje wielomiesięczne podróże po tej rozległej przestrzeni.
O paradoksach Turkmenii wspominałem już wcześniej w jednym z postów, pokazując przy okazji marionetkową postać dyktatora Sapatmurata Nijazowa, wiernej kopii Józefa Stalina. Dziś chcę skupić uwagę Czytelników na niezwykle interesującej postaci wymienionego powyżej Ibn Battuta, autora najsłynniejszych w świecie arabskim dzienników, wielkiego podróżnika i geografa, drugiego po Marco Polo odkrywcy nieznanych ziem i ludów w Afryce i Azji.
Abu Abdullah Muhammad Ibn Battuta ( w takiej formie znajdujemy jego nazwisko w internetowych wyszukiwarkach), urodzony w 1304, a zmarły w 1377 roku, pochodził z Tangeru – dużego portowego miasta w Maroku. Tu odebrał wykształcenie z dziedziny prawa muzułmańskiego, stąd wyruszył zwiedzać świat, odbył kilka dalekich podróży, dzięki czemu zyskał sobie przydomek Rahhalat al.-asr (podróżnik epoki). W 1325 roku odbył pielgrzymkę do Mekki, w czasie której zwiedził Egipt, Syrię i Arabię. Następnie udał się do Zanzibaru i innych miejsc w Afryce, skąd drogą morską dotarł do Persji, a dalej przez Azję Mniejszą (Turcję) nad Morze Czarne. Ale to nie koniec jego podróży po świecie. Dalsze miejsca, to rosyjskie stepy nad dolną Wołgą, Bułgaria, a dalej przez Bucharę, Samarkandę, Kabul do obecnej stolicy Indii, Delhi, gdzie przez pewien czas był sędzią (kadim). Następnie rok przebywał na Malediwach, gdzie chciał zostać sułtanem. Stąd udał się na Sumatrę, a dalej do Wietnamu, Chin, Cejlonu, Persji, i ponownie Egiptu. Tu zakończył na jakiś czas podróżowanie w roku 1349. Kolejny etap jego podróży prowadził do arabskiej Hiszpanii, na Sardynię, a dalej znów do Afryki, przez Saharę dotarł aż do Timbuktu, skąd powrócił do Fezu w Egipcie.
Jego wędrówki trwały w sumie ćwierć wieku (1325-1353), według współczesnych obliczeń przemierzył 750 000 mil, czyli 120 000 kilometrów jadąc i idąc. Owocem tych podróży była książka „Podarunek dla patrzących na osobliwości miast i dziwy podróży” zredagowana w 1355 roku. Dzieło daje pełen obraz społeczności muzułmańskiej XIV wieku. Zostało też przetłumaczone na język polski w 1962 roku pod tytułem „Osobliwości miast i dziwy podróży 1325-1354”.
Ale to nie wszystko, co wywołuje zdumienie. Drugą stronę medalu wypełnia jego sława w całym świecie arabskim, nie mająca sobie równej, nie licząc oczywiście Mahometa. Jest ona potwierdzeniem ogromnej potrzeby autorytetów we wszystkich społecznościach, niezależnie od języka, kultury, religii. Ibn Battuta stał się arabskim idolem po wsze czasy. Jego imieniem nazywane są ulice i place. We wszystkich krajach arabskich, w większych miastach, można znaleźć jego pomniki. W bibliotekach znakomite wydania dzienników z podróży, dzieło jego życia. W Egipcie jest jednym z najwyższych autorytetów, czemu trudno się dziwić. W Dubaju wybudowano olbrzymi Hotel Ibn Battuta Gate by Mőrenpick, 10 minut od plaży, z siedmioma restauracjami w stylu marokańskim, z 20-metrowym basenem na dachu, zaś obok hotelu Centrum Handlowe Ibn Battuta. Jego imieniem nazwano krater na Księżycu. To właśnie z jego książki pochodzi cytowane na wstępie zdanie na temat kultu kamienia u turkmeńskich osadników znad Uzboju.
O wszystkich tych i wielu, wielu innych osobliwościach wielkiego świata możemy przeczytać w dziełach naszego polskiego Ibn Battuty – Ryszarda Kapuścińskiego. Zachęcam gorąco do skorzystania z jego książek w najbliższej bibliotece.
 
PS.
Obserwując obrady kolejnego Plenum KC PiS, tym razem we właściwej (jeśli chodzi o nazwę) miejscowości – Przysusze, dochodzę do poniższego wniosku:
Powinniśmy się wstydzić, że nie potrafimy skorzystać z prezentu, który spadł nam prosto z nieba. Przecież mamy podobny autorytet i warunki jakich dotąd nie było, żeby wynieść go na ołtarze. Jego „złotych myśli” uzbierałoby się na monumentalne dzieło typu „Kapitał” Marksa, a powtarzane od dziesięciu lat jak wedyjska mantra kazanie o zamachu smoleńskim i rozsianych po całym kraju agentach, zdrajcach i sprzedawczykach zastąpiłoby odmawiane w codziennej modlitwie „Ojcze nasz”.
Mamy zresztą także Ojca Duchownego z Torunia. On też powtarza w każdej audycji Radia Maryja – „i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy”. Obaj zacni „mężowie stanu” wygłaszają co roku swoje homilie nie tylko w takich miejscach jak Przysusze, ale i na Jasnej Górze. Co stoi na przeszkodzie, by ich konterfekty umieścić obok Najjaśniejszej Pani Częstochowskiej i to już, zanim pójdą do nieba, by lud boży mógł się nacieszyć i cielesnym wizerunkiem i ucałować ich ręce, odczuwając zmysłową rozkosz? Czerpmy jak najszybciej wzory z bogatych doświadczeń ludów pustynnej Turkmenii, bo przecież mamy swoich idoli nie ustępujących w niczym Ibn Battucie, a w naszym przypadku wystarczy jeśli opiszą „osobliwości miast i dziwy” ze swoich podróży po kraju, w którym tak odczuwalną i bezcenną stała się potrzeba autorytetów.
Stanisław Michalik

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty