https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Kłaniam się czapką do ziemi!

stanislaw michalik
 
 
 
 
 
 
 
Październik, to miesiąc, który nieodłącznie kojarzy mi się ze szkołą i Dniem Nauczyciela. To skrzywienie zawodowe, ale trudno się dziwić, skoro w szkole spędziłem drugie tyle życia, co w domu. Najpierw jako uczeń, potem nauczyciel. Dopiero teraz – na stare lata – przyzwyczajam się żyć bez szkoły. Ale wracam do niej bez przerwy wspomnieniami. I właśnie na tej fali retrospekcji chcę napisać o roli i znaczeniu szkoły w poznawaniu świata.
Przypominam sobie z lat dziecięcych jak ogromne wrażenie wywarła na mnie szkolna wycieczka do Krakowa. To były wczesne lata pięćdziesiąte w niewielkiej wsi nad Jeziorem Otmuchowskim. Do Krakowa pojechaliśmy pociągiem. Tak mi się zdaje, że była to moja pierwsza podróż wagonem osobowym. Wcześniej podróżowałem tym środkiem lokomocji w wagonie towarowym. To była podróż tuż po wojnie ze Starego Sącza na Ziemie Odzyskane. Ojciec powrócił po sześciu latach z niewoli niemieckiej, lecz byliśmy bez środków do życia. U niemieckiego bauera nauczył się pracy na roli. Teraz na ziemiach poniemieckich pojawiła się szansa na pozyskanie gospodarstwa rolnego. I tak się też stało. Ale z tamtej podróży na zachód niewiele pamiętam. Miałem wtedy sześć lat. Wycieczka do Krakowa, to zupełnie coś nowego. W pociągu udało mi się zająć miejsce przy oknie. Dzięki temu mogłem non stop oglądać przemykające przed oczyma obrazki z naszej polskiej krainy.
Potem był Rynek krakowski, kościół Mariacki z hejnałem płynącym z wieży i oczywiście Wawel. Duże wrażenie wywarła na mnie wijąca się szeroką wstęgą pod Wawelem Wisła, zaś na Wawelu – Smocza Jama. To wszystko wryło się w pamięć i tkwi do dziś, stanowiąc podwalinę patriotyzmu. Kraków pokochałem na zawsze, bardziej niż Warszawę, którą poznałem znacznie później, już jako początkujący nauczyciel, współorganizator szkolnej wycieczki dla moich uczniów w boguszowskiej szkole podstawowej. I w Krakowie, i w Warszawie miałem okazję bywać potem częściej, ale pierwsze olśnienia okazują się najtrwalsze.
W liceum pedagogicznym jeździliśmy na wakacyjne obozy wędrowne w góry. W ten sposób poznałem i Karpaty, i Sudety, i Góry Świętokrzyskie. Potem, jako nauczyciel, sam stałem się organizatorem lub współorganizatorem wycieczek szkolnych. Na takich wycieczkach poznałem Wybrzeże. Zobaczyć Bałtyk, zanurzyć w nim stopy, to było moje marzenie od dziecka. Teraz udało się je spełnić na obozie w Międzyzdrojach, a potem w Ustce i w Łebie. Bałtyckie trójmiasto – Gdańsk, Gdynię i Sopot, miałem okazję zwiedzić nieco później na wycieczkach autokarowych, organizowanych dla nauczycieli i pracowników szkolnych z Jedliny-Zdroju. Co roku wyjeżdżaliśmy gdzie indziej, a więc i w Bieszczady, i w Beskidy do Bielska-Białej, i do Gniezna, Poznania, Kruszwicy. Podróżowaliśmy też pociągiem do NRD, podtrzymując przez wiele lat koleżeńskie kontakty ze szkołą i domem dziecka w jednym z miasteczek nad Łabą.
Było tego tak dużo, że dziś – po latach – trudno byłoby to zliczyć i usystematyzować. Wniosek nasuwa się jeden: to był niezwykle ważny i w ówczesnych realiach ekonomicznych i ustrojowych jedyny sposób bliższego poznania kraju. Te wycieczki były też prawdziwą szkołą życia.
Mamy dziś inną Polskę. Świat się zmienił skutkiem rozwoju techniki (telewizji, telefonii, komputeryzacji i motoryzacji). Łatwiej jest wyjechać w Polskę, a punktem zainteresowań stają się atrakcyjne miejsca w całej Europie, a nawet dalej – na świecie. Nie zmieniło się jedno – wciąż ważną rolę w poznawaniu świata przez dzieci i młodzież spełnia szkoła. Nadal niezwykle cenionymi są nauczyciele – wędrownicy, a więc tacy nauczyciele, którzy potrafią rozpalić wśród uczniów płomień zainteresowania turystyką i wraz z nimi wyruszyć w świat. A w jego poznaniu dobrze jest zacząć od własnego podwórka. Spenetrować najbliższą okolicę, poznać walory miejsca, gdzie znajduje się nasz rodzinny dom. A potem podążać dalej.
Trudno znaleźć coś równie drogocennego w pracy szkolnej. Wycieczki szkolne to najlepszy, najbardziej skuteczny sposób zdobywania wiedzy i kształtowania własnej osobowości. A takich nauczycieli, którzy to robią, winniśmy stawiać na świeczniku. To są na ogół pedagodzy z krwi i kości. Należą im się słowa wdzięczności i uznania. Warto o tym pamiętać przy okazji Dnia Nauczyciela. Wprawdzie to już było – Dzień Nauczyciela mamy za sobą – moje życzenia mogą się wydawać spóźnione, ale myślę, że nie tak bardzo.
Do nauczycieli – turystów kieruję w pierwszej kolejności z tej okazji laurkę świąteczną wierszem:
 
niech Wam na wycieczkach szkolnych
czas najmilej płynie,
bo w nich uczeń jak ptak wolny,
a pamięć nie zginie,
 
w sercach dzieci ślad na życie
pozostanie trwały,
ich przewodnik – nauczyciel
to człowiek wspaniały,
 
dziś przy pedagogów święcie
nućmy wszyscy pienia
i składajmy Wam w podzięce
najlepsze życzenia !
 
Oczywiście pozdrawiam serdecznie wszystkich nauczycieli. Wielu z nich ma inne, nie mniej pożyteczne pasje. Dzień Nauczyciela jest okazją by uścisnąć im ręce i szczerze podziękować za trud i poświęcenie dla dobra dzieci i młodzieży:
 
„Cząstka pracy wykonana
i znów cząstka, i znów cząstka,
i znów noc, i znów od rana
do cząstki dodana cząstka.
 
Słońce serca nam przeszywa
i biją wdzięczne blaskowi.
Rękami pchamy tworzywa
od bezkształtu ku kształtowi.
 
Kształtami świat zaludniają
do prac przyłożone dłonie.
Tętnią prace. Tak powstają
wiersze, domy i symfonie”.
 
(Konstanty Ildefons Gałczyński, Pieśni)
 
 
Kłaniam się wszystkim Nauczycielom
po staropolsku – czapką do ziemi…
Stanisław Michalik

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty