https://db2010.pl Tygodnik DB2010 GAZETA AGLOMERACJI WAŁBRZYSKIEJ

Świat realny i świat idealny

 
stanislaw michalik
 
 
 
 
 
 
 
W słynnej książce „Kocia kołyska” amerykański pisarz Kurt Vonnegut pisze o życiu jako przedziwnym mechanizmie:
 
„Pijak, który w parku śpi,
królowa brytyjska,
łowca, który tropi lwy
i chiński dentysta
mędrek, przygłup, pracuś, leń,
tyran i poddany,
chcąc czy nie chcąc, tworzą ten
przedziwny mechanizm.
 
Och, tak, właśnie tak!
W świecie rozsypani
funkcjonują razem jak
przedziwny mechanizm.
 
I próbuje w swej książce znaleźć odpowiedź na pytanie, kto jest twórcą tego przedziwnego mechanizmu, na jakich zasadach on funkcjonuje, ile w tym wszystkim jest świadomej i celowej woli Boga, a ile dziełem przypadku. W tych poszukiwaniach ma mu między innymi posłużyć odkrycie zagadki związanej z pierwszą bombą atomową i jej konstruktorem, Feliksem Hoenikkerem.
Bohaterowi książki, Jonaszowi, udało się odsłonić wydarzenia z życia rodziny Hoenikkerów w pamiętnym dniu, 6 sierpnia 1945 roku, w którym amerykański lotnik zrzucił bombę atomową na japońskie miasto Hiroszimę. Głowa rodziny, doktor Feliks, miał troje dzieci. Ich matka zmarła sześć lat wcześniej, po urodzeniu najmłodszego syna, Newtona. Domem zajmowała się najstarsza córka Angela. W dniu ataku na Hiroszimę miała 22 lata, a jej brat, Frank, lat 12. Sześcioletni Newton był karłem. Angela mawiała często, że ma trójkę dzieci – Newtona, Franka i ojca. Nie było w tym żadnej przesady. Ojciec nie zajmował się domem, był osobą z innej planety. 6 sierpnia spędził cały dzień  w domu i zajmował się pętlą ze sznurka, z której splótł konstrukcję nazywając ją kocią kołyską. Niestety, nie wzbudził entuzjazmu u Newtona ani tą zabawką, ani też kołysanką, którą mu zaśpiewał, a brzmiała ona tak:
 
„Lulaj, mój koteczku, na wysokim drzewie,
Drzewem wiatr kołysze, koteczka kolebie.
A jak gałąź pęknie – wtedy będzie pięknie,
zwali się kołyska, koteczek i wszystko”.
 
Przestraszony Newton uciekł wtedy z domu na podwórze, wcześniej zrobił to Frank i tak działo się często, gdy ojciec z sobie tylko wiadomych powodów, zamiast udać się do pracy nad bombą atomową, pozostawał w domowym gabinecie.
Tak więc w momencie, w którym rozstrzygały się losy wojny, co wiązało się z nieprzewidywalnym do końca kataklizmem dużego miasta Hiroszimy, a w trzy dni później – Nagasaki, jeden z głównych sprawców tego zdarzenia beztrosko bawił się sznurkiem. Zaraz po tym – przez kilka tygodni – największym punktem jego zainteresowania były żółwie, ich budowa anatomiczna i sposób poruszania się i rozmnażania. Nie przywiązywał wagi do tego, że choć jego wynalazek przechylił szalę w tej wojnie, przyniósł zwycięstwo USA z Japonią, to jednak odbyło się to kosztem życia ok. 150 tysięcy ludzi, nie licząc zniszczeń materialnych i następstw chorób pourazowych. Czy trzeba szukać jeszcze innych paradoksów w przedziwnym mechaniźmie tego świata?
Książka Kurta Vonneguta „Kocia kołyska” dotyczy spraw ważnych, bo jest to zawoalowany traktat o dobru i złu, o ludzkich wyborach i ich konsekwencjach. Jest to zarazem wyjątkowo celna satyra polityczna ukazująca znikomość i złudność ludzkich ideałów wobec przedziwnego mechanizmu świata, który pozwala politykom rozstrzygać o jego losach.
Okazuje się, że nic się nie zmieniło mimo tragicznych doświadczeń II wojny światowej. Zarówno w wymiarze makro – dotyczącym całego świata, jak i wymiarze mikro – odnoszącym się do każdego kraju z osobna, do każdego miejsca na ziemi. O losach jednych i drugich decydują politycy, a więc garstka ludzi, która w tym przedziwnym mechanizmie świata jest w stanie spowodować nawet jego unicestwienie. Jak łatwo może się stać, że gałąź pęknie, „zwali się kołyska, koteczek i wszystko”.
Może i dobrze, że są na tej ziemi ludzie, którzy wierzą, iż ich losy znajdują się w rękach istoty ponadziemskiej i ponadzmysłowej  – Boga, że nie jest to sprawa złego wyboru polityków, pomyłki lub przypadku. W tym nasza jedyna nadzieja, by skazani na bycie maleńkim trybikiem w tym przedziwnym mechanizmie nie popaść w depresję, by mieć w życiu sensowny, optymistyczny motyw. Autor książki znajduje antidotum przypominające do złudzenia nieistniejącą wyspę Utopię Tomasza Morusa, na której społeczeństwo żyło sobie bez problemów i konfliktów.
Warto przenieść się do idealistycznego świata Kurta Vonneguta na utopijnej wyspie San Lorenzo na Morzu Karaibskim, by poobserwować życie w innym systemie niż ten, który dominuje na całym świecie. Powieść amerykańskiego klasyka otwiera taką furtkę i daje dużo do myślenia, choć każdy myślący człowiek zdaje sobie sprawę z iluzoryczności tej wizji. Świat idealny był jest i pozostanie marzeniem, żyjemy w świecie realnym, a najtęższe umysły uczonych i apologetów religijnych uznają, że takie jest nasze przeznaczenie.
No ale pomarzyć można, zwłaszcza wtedy, gdy żyjemy w pokoju i mamy jeszcze dozwoloną wolność myślenia, choć nie ma pewności, czy wkrótce nasi rządzący nie stworzą odpowiednich ograniczeń…
Stanisław Michalik

REKLAMA

REKLAMA

Archiwalne posty